Niewyjaśnione zjawiska, przeklęte domy, zło czyhające na polskiej prowincji lat 70. – to wszystko stworzył Artur Urbanowicz w swojej najnowszej powieści Inkub. Obok horrorowych elementów nie zabraknie tutaj również dobrze napisanego i trzymającego w dużym napięciu kryminału, który pełen jest pełnokrwistych postaci, a zagadka goni zagadkę. Po tej lekturze spodziewałam się wiele, ponieważ Inkub miał być kolejną perełką wydawnictwa Vesper, które słynie z horroru, ale Artura Urbanowicza publikowało po raz pierwszy. I muszę przyznać, że dostałam więcej, niż oczekiwałam. To, co robi autor, to definiowanie na nowo horroru polskiego, który zazwyczaj był tak niszowy, jak tylko niszowy mógł być. Pisarze tworzący horrory w Polsce są praktycznie zawsze porównywani do swoich sławnych zagranicznych kolegów. Zawsze mamy przecież jakiegoś polskiego Stephena Kinga – o zgrozo, jednym z nich był przez pewien czas nawet Remigiusz Mróz ze swoją Czarną Madonną. Wtedy już wiem, że takie porównania to jedyne, czym mogą zareklamować daną książkę wydawcy. Inaczej rzecz ma się z Inkubem. Nie trzeba posługiwać się nazwiskiem innego twórcy, ponieważ ta książka broni się sama. Artur Urbanowicz ma swój własny styl, swoje pomysły; okrasza je sporą dawką polskiej demonologii, folklorem, szarością prowincji, gęstą atmosferą tajemnicy. To wszystko i fakt, że autor czerpie garściami z kultury horroru, sprawia, że lektura Inkuba była dla mnie ogromną przyjemnością, a przede wszystkim świetną, doprawioną dreszczem, zabawą.
Inkubem w demonologii nazywamy złośliwego ducha, który nawiedzał rzesze kobiet i to zawsze podczas snu. Bywał również nazywany zmorą, alpem i od Rzymian właśnie inkubem. Demonologia chrześcijańska wiąże inkuba z seksualnością i jego żeńska wersja nazywana jest sukkubem. Pierwotnie wierzenia słowiańskie utożsamiały te istoty z duchem zmarłej osoby. Jednak wpływ chrześcijaństwa stał się tak znaczący, że wkrótce ukształtowała się postać złośliwej istoty, a mianowicie czarownicy. Jej postać kształtowała się na przełomie XVII i XVIII wieku – była ona starszą kobietą, która nawiedzała żyjących. Ta słowiańska czarownica była brzydka, stara, bardzo wysoka i tak koścista, że wyglądała jak upiór. Takie wyobrażenia przetrwały do dziś, a Artur Urbanowicz pokazał nam je w zaściankowej wsi Jodoziory, gdzie na początku lat 70. grasowała właśnie jedna z czarownic – postać żywo wyjęta z wierzeń ludowych. Mieszkańcy Jodozior początkowo traktują ją z szacunkiem i ostrożnością. Nikt na początku nie przypuszczał, z czym wiąże się jej obecność w Jodoziorach. Jednak ogrom niewyjaśnionych nieszczęść – od klęsk nieurodzaju do wielu strasznych przypadków zbrodni – każe im patrzeć na nią z podejrzliwością. Skala tych wydarzeń jest tak duża i podejrzana, że miejscowi wiążą te zdarzenia z obecnością nowej mieszkanki. Wtedy też padają pierwsze oskarżenia o stosowanie czarów. Ale, o dziwo, paranoja strachu każe osądzać również niewinne osoby. Rozpoczyna się istne polowanie na czarownice – padają okrutne podejrzenia, a sąsiedzi dotąd żyjący w harmonii i względnej zgodzie, patrzą sobie na ręce. I w nas, czytelnikach, narasta napięcie i czujemy atmosferę niepokoju. Kto jest czarownicą? Co jeszcze się zdarzy, zanim zostanie złapana?
Historia czarownicy z Jodozior dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych. Zabieg ten wyszedł Arturowi Urbanowiczowi bardzo, bardzo dobrze. Nie raz spotykałam się z tak prowadzoną akcją, ale mało kiedy mogłam powiedzieć, że danemu pisarzowi się to udało. W Inkubie ta dwutorowość wprowadza nas w wydarzenia z Jodozior lat 70. ubiegłego wieku oraz w wydarzenia z Jodozior czy Suwałk z lat nam współczesnych. Już od samego początku wiemy, że te historie w końcu się spotkają, że w jakiś sposób zazębią i czytanie o tym, w jaki sposób się to wydarzy, jest niezłą frajdą. Narracja sprzed ponad 40 lat uchyla nam rąbka tajemnicy, gdzie wraz z bohaterami przemierzamy Jodoziory i odkrywamy wraz z nimi, co stoi za okropnymi wydarzeniami nawiedzającymi dotąd spokojne miejsce. Historia współczesna skupia się na pracy policji i śledztwie, w które zaangażowany jest młody policjant litewskiego pochodzenia Vytautas Česnauskis. Ten sposób narracji pozwala nam poznać takie aspekty sprawy, które nie mogłyby tak wybrzmieć, gdyby akcja prowadzona była jednotorowo. Przez to jesteśmy bardzo zaangażowani w historię, a tym samym, w losy młodego policjanta, który za punkt honoru obiera sobie rozwiązanie zagadki czarownicy z Jodozior. Wszystko zmierza do nieuchronnego końca; wydaje nam się, że wszystko już wiemy, że dużo podpatrzyliśmy, a tu nagle Urbanowicz tworzy taki twist fabularny, jakiego nikt by się chyba nie spodziewał. Wielkie brawa.
Inkub to rasowy horror. Powieść grozy, która ma wszystkie te elementy, które czynią ją intrygującą i pociągającą. Akcja powieści rozwija się powoli, ale wciąga czytelnika od pierwszych stron i niesamowicie przyspiesza przy ostatnich 200 stronach, gdzie rozwój wydarzeń nie pozwala odłożyć książki na bok nawet na chwilę. Ostatnie rozdziały są naprawdę niepokojące, a ja, mimo że jestem już starym wyjadaczem horroru, szczerze się bałam Zazwyczaj taka objętość powieści (ponad 700 stron) sugeruje, że mogą się w niej pojawić jakieś dłużyzny, że nie unikniemy niepotrzebnych fragmentów i powieje nudą. Tym razem nie. W Inkubie nie ma miejsca na nudę i nasze westchnienia znużenia. Historia jest tak wciągająca, że mimo sporej wagi samej książki i ilości stron czytamy ją bardzo szybko.
Powieść jest podzielona na 3 księgi, a w każdej mamy inny koncept, jednak fabularnie idealnie się ze sobą łączą. Mamy tu nawet wątek damsko-męski i myślę, że akurat on bardzo dobrze pasuje do tej powieści. To, co uważam za świetne, to fakt, że autor osadził akcję książki na swojej rodzinnej Suwalszczyźnie. W pełni korzysta z miejscowego folkloru, z legend i podań oraz z niezwykłych właściwości geograficznych rejonu – anomalie związane ze złożami rud czy zorza połyskująca nad regionem. Bardzo dobrym elementem każdego rozdziału są przysłowia ludowe i fragmenty książek czy rozpraw, z których możemy dowiedzieć się więcej o czarownicach i diabłach oraz ich wzajemnych związkach. Łączą one fabułę rozdziału oraz są dobrym komentarzem do rozgrywających się wydarzeń. Przypominają nam też, że czarownice, demony i diabły to nie tylko wymysł naszej wyobraźni, ale też lęki i strachy naszych przodków. Dlatego to, że historia inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami, dodaje jej pikanterii i tworzy w naszych umysłach różnorakie domysły i przypuszczenia.
Muszę przyznać, że jestem zachwycona książką Artura Urbanowicza. Inkub to powieść, na którą wierni fani horroru czekali od bardzo dawna. To, co mogliśmy oglądać na księgarskich półkach, nie spełniało naszych marzeń o polskim horrorze. Wydawnictwo Vesper zrobiło świetną rzecz, że przyjęło autora pod swoje skrzydła. Wiemy już, że słyną z wydawania doskonałej grozy, ale dotychczas mogliśmy czytać jedynie klasyki, a nowatorska i współczesna powieść grozy, rodem z naszego polskiego podwórka, była jedynie marzeniem. Mam też nadzieję, że sukces Inkuba otworzy przed innymi marzycielami drzwi i powstaną kolejne perełki grozy, którymi będziemy mogli się chwalić. Bo o ile jeszcze w latach 90. horror kojarzył się z krwiożerczymi krabami i innymi cudami, to mam nadzieję, że od teraz w wydawniczych zapowiedziach zobaczę więcej naszej polskiej celebracji ludowości czy historii, ale żeby nie było zbyt łatwo, stworzonej w takim dobry stylu, jak zrobił to Artur Urbanowicz. W stylu przystępnym, w żadnym razie nie płytkim czy kolokwialnym, w stylu gawędziarskim. Mam również nadzieję, że każdy dostrzeże zalety tej rasowej powieści o tajemnicy i o strachu, o ludzkich słabościach, a w końcu o naszym małym polskim światku, gdzie do tej pory żyjemy w zawieszeniu między dziś a wczoraj, gdzie na pewno znalazłoby się takie miejsce na naszej mapie, że gdyby dać ludziom pretekst, uczyniliby sobie polowanie na dzisiejsze czarownice, a XVIII-wieczne podania i legendy mogłyby zyskać jeszcze większą wiarygodność.
Fot: Wydawnictwo Vesper
Podobne wpisy:
- Jutro premiera najnowszej książki Artura Urbanowicza "Deman"
- Niepowtarzalny klimat Białodębów – Artur Urbanowicz…
- Pycha kroczy przed upadkiem – Artur Urbanowicz – „Deman”
- Piękny umysł – Artur Urbanowicz – „Paradoks” [recenzja]
- Flaki, krew i zgnilizna – Konrad Możdżeń – „Chodź ze…
- Artur Rojek wydał album „Kundel"!