Agnieszka Graff

Instruktaż buntu — Agnieszka Graff — „Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym”[recenzja]

Tytuł tekstu o książce „Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym” zaczerpnęłam z fragmentu recenzji Tomasza Stawiszyńskiego, który właśnie tymi słowami opisał dzieło Agnieszki Graff. I mogę śmiało stwierdzić, że te słowa idealnie opisują lekturę, która w obecnych realiach stała się swego rodzaju instrukcją buntu. Książka liczy już sobie dwadzieścia lat, jednak, jak można zauważyć, Agnieszka Graff idealnie przewidziała, w którym kierunku będzie zmierzała polska polityka. Przestrzeń, w której rządzą konserwatyści,  homofobia i fanatyzm upatruje wroga w ludziach, którzy pragną zupełnie innej rzeczy niż władza równości.

Przy omawianiu tej książki trudno jest odciąć się całkowicie od świata polityki, zwłaszcza że, już sam podtytuł – Świat bez kobiet – analizuje rolę płci w polskim życiu publicznym. Agnieszka Graff w swojej książce Świat bez kobiet przedstawia nam zbiór esejów dotyczących właśnie roli i statusu kobiet w polskich realiach, które widocznie od dwudziestu lat nie bardzo się zmieniły. Z kobiecego punktu widzenia to jest najbardziej przerażające: książka, która została napisana dwadzieścia lat temu sprawia wrażenie, jakby była napisana wczoraj. W przeciwieństwie do Rebecci Solnit, piszącej o prawach kobiet w ujęciu globalnym, dotyczących wszystkich kobiet niezależnie od ich pochodzenia, Agnieszka Graff skupia się na Polkach i sytuacji, z którymi musi zmierzyć się każda z nas.

Autorka szczególną uwagę przywiązuje do pozycji (lub raczej jej braku) w polskim życiu publicznym. Mimo iż jeszcze dwadzieścia lat temu rola kobiet w życiu politycznym była znikoma, to nawet teraz, gdyż tych kobiet jest jednak więcej, wciąż nie możemy powiedzieć o jakiejś znaczące sile kobiecej w rządzeniu państwem (chyba, że owe panie reprezentują poglądy skrajnie prawicowe). Kobieta polityk (bo, oczywiście, to nigdy nie jest „polityczka”) odgrywa raczej rolę dekoracyjną lub pewnego rodzaju odskocznię, na którą można sobie popatrzeć między jedną obradą sejmową a drugą, gdyż jak to wmawia nam społeczeństwo, rządzenie państwem jest misją typowo męską, a kobiety niczym średniowieczne damy muszą czekać na swoich dzielnych rycerzy, by rzucić im swą białą chustę.

Jednak, jak obecnie wiadomo, obecność kobiet nie tylko w życiu politycznym, ale i innych dziedzinach kojarzącymi się głównie z władzą, stanowi również swego rodzaju symbol; symbol równości i niezależności. Polki potrzebują swoich reprezentantek w polityce, które skrupulatnie będą walczyć o prawa kobiet, a kto lepiej zrozumie ich potrzeby niż właśnie kobieta. Obecność kobiet w życiu publicznym jest dowodem na to, że nie są one z niego wykluczone.

Agnieszka Graff poddaje ten fenomen dogłębnej analizie, sięgając do czasów komunistycznych. To właśnie wtedy rozpoczęły się narodziny polskiej demokracji, która z jakiegoś powodu skutecznie odsuwała sprawy kobiecie: ich prawa i status w społeczeństwie. Jak wspomina autorka, spoiwem łączącym „nową Polskę” z dawnymi czasami miał zostać Kościół Katolicki, który (niestety) stał się nie tylko autorytetem w dziedzinie moralności i duchowego przewodnictwa, ale również w przypadku medycyny, polityki, prawa czy edukacji seksualnej.

Religia na swój sposób pomogła w kreowaniu społeczeństwa patriarchalnego, które role kobiet ograniczyła głównie do macierzyństwa i opieki nad „domowym ogniskiem”. Skutkowało to głównie niewychylaniem się kobiet, a te, które odważyły się wyrazić swój sprzeciw wobec patriarchatu zyskały obraźliwy przydomek „feminazistki”. Z tego powodu, w naszej kulturze zakorzenił się stereotyp feministki jako „babochłopa”, kobiety głośnej, agresywnej, nieatrakcyjnej brudnej i nieogolonej. „Normalne kobiety” zdają sobie sprawę ze swoich obowiązków, one wiedzą, że muszą być grzeczne, ciche i posłuszne, a te robiące tyle szumu to napędzone testosteronem baby! Seksizm i jawna mizoginia wobec stanowczości i buntu kobiet stały się narzędziem do uciszania tych „głośnych kobiet ” i jak sama autorka wspomina:

Seksizm podtrzymuje status quo, unieważnia i uniemożliwia bunt. Mizoginia – otwarcie wyrażana wrogość i pogarda – to przejaw męskiego gniewu, wściekła reakcja na utratę dawnej pozycji, próba przywołania zbuntowanych kobiet do porządku. (…) Zanim jeszcze udało się coś powiedzieć, już byłyśmy spychane w strefę niepowagi.

To, co również pokochałam w analizie Agnieszki Graff, to jej wskazanie języka jako istotnego czynnika w kreowaniu naszej rzeczywistości. Autorka wspomina między innymi o feminatywach, które pomagają zaistnieć kobietom w społeczeństwie. Obecnie spora część użytkowników języka polskiego stara się unikać żeńskich końcówek, szczególnie w przypadku zawodów związanych z władzą bądź prestiżem: „Bo ciężko się je wymawia”, „Brzmią głupio”, „No ale żeby mówić psycholożka/prezydentka? No posłuchajcie jak to w ogóle brzmi!”, „Jak słyszę określenie chirurżka, to aż mi się niedobrze robi”, „Pilotka? Przecież to czapka!”. Przykłady można wyliczać w nieskończoność, lecz gdy dochodzi do nazw zawodów związanych przykładowo z opiekuńczością lub niskimi dochodami, nikt już nie ma wątpliwości, ze feminatywy są jak najbardziej poprawne:

Jest jeszcze druga sfera działań, gdzie aż roi się od żeńskich końcówek i nikt nie ma wątpliwości, że „kobiety są na swoim miejscu”. Chodzi o zawody wymagające opiekuńczości, cierpliwości i ciężkiej pracy… oraz zgody na niskie zarobki, niewielki prestiż, brak perspektyw. Mamy więc sekretarki, nauczycielki, sprzątaczki, niańki, przedszkolanki. Tu nie ma prawdziwej władzy, chociaż często jest olbrzymia odpowiedzialność.

Obecność kobiet w języku oznacza ich obecność w życiu. Jednak kwestia feminatywów nie jest jedynym przykładem walki o język. Agnieszka Graff jako przykład pokazuje przegraną językową walkę o słowo „życie”. Od kilku jednym z najgłośniejszych tematów w polskim życiu publicznym jest kwestia aborcji. Prawa strona porównuje aborcję niemal do dzieciobójstwa dokonanego na „nienarodzonych”, zaś lewa strona – podkreśla, że prawa reprodukcyjne należą do praw człowieka. Niestety w tej batalii zwycięsko wychodzą przeciwnicy aborcji, przywłaszczając sobie słowo „życie”. Niegdyś neutralne i kojarzące się głównie z biologią, lecz teraz zostało przejęte przez prawą część społeczeństwa, które nadało temu słowu zupełnie nową definicję:

Przeciwnicy prawa do wyboru nie muszą już używać terminów „życie nienarodzone” ani też „życie poczęte”. Wystarczy „życie”. Oznacza to, że ci, którzy uznają moralne prawo kobiet do decydowania, czy chce donosić niechcianą ciążę, zostali zepchnięci na pozycje „wrogów życia”, czyli po prostu morderców. Dzieje się tak, zanim zdążymy otworzyć usta.

Świat bez kobiet momentami bywa bardzo trudną lekturą. Nie jest to spowodowane ogromną ilością informacji czy trudnego języka (te dwa elementy są tutaj fenomenalne). To, co może sprawić ogromny ból, to rzeczywistość opisana przez Agnieszkę Graff, która wydaje się być wrogo nastawiona wobec kobiet; kobiet walczących o swoje prawa, potrafiących wyrazić swoje zdanie, pracujących, uczących się, odważnych, niezależnych i bezwzględnych. Wszystkich kobiet, które nie chcą wpisać się w wyświechtany stereotyp Matki Polki, gdyż potrafią one dostrzec jak wielce krzywdzące potrafi być patriarchalne społeczeństwo. Świat bez kobiet świetnie obrazuje nam powstanie polskiego feminizmu, lecz również stanowi tytułowy „instruktaż buntu”, serwując nam porządną dawkę wiedzy niezbędnej w tej trudnej walce, w której teraz uczestniczymy.

Fot.: Wydawnictwo Marginesy

Przeczytaj także:

Recenzja „Matka wszystkich pytań”

Recenzja „Walka kobiet. 150 lat bitwy o wolność, równość i siostrzeństwo”

Agnieszka Graff

Write a Review

Opublikowane przez

Natalia Trzeja

Piszę, więc jestem. I straszę w horrorach. Bu.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *