IO

O czym myśli osioł? – Jerzy Skolimowski – „IO”

Zeszłoroczny festiwal w Cannes poza konsekwentną afirmacją wyśmiewania klasy wyższej (patrzę na ciebie, Östlund), okazał się również ostoją dla Jerzego Skolimowskiego. Nasz rodzimy reżyser za swój najnowszy film otrzymał na lazurowym wybrzeżu nagrodę jury, co pozwoliło z uciechą wyczekiwać kinowej premiery IO. Teraz, gdy mgła oscarowych werdyktów została rozproszona, tym samym zmuszając nas do obejścia się smakiem wygranej w kategorii za Najlepszy film międzynarodowy, opowiastka o perypetiach wrażliwego osła zdaje się stopniowo tracić swój rezon. 

IO to kino zdecydowanie autorskie, takie, w którym próżno szukać sterylnie osadzonych punktów zwrotnych i liniowo rosnących stawek. To też kino europejskie, subtelniejsze w wizji od kolegów zza oceanu i jednocześnie bardziej kameralne, unikające przynajmniej tych dosłownych eksplozji. Przede wszystkim jednak to historia osiołka, którego imię będące onomatopeją typowego dla tych zwierząt odgłosu możemy znaleźć w tytule filmu. Poznajemy go na cyrkowej arenie zewsząd otoczonej zachwyconą gawiedzią, gdzie osioł wraz ze swoją sceniczną partnerką Kasandrą (Sandra Drzymalska) performują ku uciesze widzów. W cyrku, jak to w cyrku, kwestia godności warunków życia tamtejszych zwierząt jest, mówiąc ściśle eufemistycznie, pomijana. Akcja zawiązuje się, gdy ów przybytek rozrywki dosięga sprawiedliwość, w wyniku czego cyrk zostaje zamknięty, zwierzęta zaś wywiezione w różne strony świata. Nasz nietypowy protagonista i Kasandra zostają rozłączeni, jednak uparty, jak na osła przystało, IO nie spocznie, dopóki nie odnajdzie swojej scenicznej kompanki.

Skolimowski serwuje nam kino drogi w zupełnie świeżej odsłonie i choć całość widocznie inspirowana jest arcydzielnym Na los szczęścia, Baltazarze! Bressona sprzed blisko 60 lat, to mimo wszystko sposób, w jaki obserwujemy perypetie zagubionego osła, jest co najmniej godny podziwu. Praktycznie cały czas, będąc możliwie jak najbliżej IO, raz po raz dosłownie wchodzimy mu do głowy, obserwując otoczenie zniekształconym wzrokiem osła. Odpowiedzialny za zdjęcia Michał Dymek wraz z reżyserem tworzą kompozycje i kadry, które pozwalają widzowi naprawdę poczuć, co czuje zwierzę wyrwane z naturalnej codzienności, zupełnie bezbronne wobec nadrzędnej siły człowieka.

Klimatyczne obrazki, jakkolwiek ekscytujące i wpisujące się w ogólne przesłanie całości, ostatecznie stanowią miecz obosieczny polsko-włoskiej koprodukcji. IO ulega, mam wrażenie, bardzo częstej tendencji kina europejskiego polegającej na ślepym strzelaniu kadrami w stronę widza, gdzieś z tyłu głowy licząc, że może akurat uda się trafić w jakiś wrażliwy punkt na wpół świadomej widowni. I trzeba przyznać: czasami się udaje, jednak będę obstawał przy tym, że twórca rangi Jerzego Skolimowskiego potrafi mierzyć nieco dokładniej. Sekwencja odwróconych wiatraków czy przewracająca się mechaniczna wersja osiołka – to tylko przykłady symbolicznych, ale zupełnie niespójnych i niekonsekwentnych elementów wizualnej tyrady o miłości do zwierząt, którą raczy nas Skolimowski.

Drążąc dalej, dochodzimy do kolejnych, piętrzących się problemów, które zdają wywodzić się od podstaw, czyli samego scenariusza. Historia IO tak naprawdę sprowadza się do kilku czasem zabawnych, czasem dojmujących sekwencji, gdzie nasz zwierzęcy bohater stopniowo poznaje okrucieństwa otaczającej go rzeczywistości. Obserwujemy więc takie sytuacje jak chociażby genialny konflikt lokalnych drużyn piłkarskich, w którego sam środek biedny IO zostaje mimowolnie wplątany. Niestety, na prawie każdą zupełnie nowatorską serię scen tego typu przypada jej krzywe odbicie, brzydszy przyrodni brat ostatecznie psujący dużą część zabawy. Apogeum całości to jedna z ostatnich sekwencji filmu, w której tytułowy osioł jest świadkiem zupełnie pozbawionego sensu dramatu rodzinnego księdza-hazardzisty i jego przyrodniej matko-kochanki. Coś wycięto, czegoś się pozbyto i finalnie otrzymano nieskładną całość, ambitną opowiastkę, którą zwyczajnie dało się opowiedzieć lepiej.

Nad utworem Skolimowskiego można się pastwić, jednak nie ulega wątpliwości, że IO to film ważny. Nieczęsto bowiem mamy do czynienia z tak wrażliwym wezwaniem do miłości, artystycznym wglądem w okrucieństwa, jakiego doświadczają nasi czworonożni przyjaciele. Choćby z tego powodu IO należy zobaczyć i polecić znajomym, by stopniowo budować, tak szybko dzisiaj ulotną, kolektywną świadomość.

Fot.: Gutek Film


Przeczytaj także:

Wywiad z Sandrą Drzymalską (po premierze filmu Powrót)

IO

Overview

Ocena
5 / 10
5

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Jaworski

Pasjonat kina, szczególnie tego kameralnego. Aspirujący scenarzysta i jednoczesny student informatyki.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *