Irene Solà zabiera czytelnika w podróż do rodzinnej Katalonii. Dla autorki jej ojczysty region to przede wszystkim góry, skalne szczyty będące symbolem tego, co dla człowieka często bywa nieosiągalne i niepojęte – siły i mądrości zaklętych w tworze przerastającym ludzką cywilizację. Niemniej, choć historia opowiedziana na kartach Ja śpiewam, a góry tańczą jest osadzona w katalońskich realiach, jej przesłanie ma zdecydowanie uniwersalny wymiar.
Poprzez mnogość perspektyw Irene Solà tworzy mozaikową, wielogłosową opowieść o życiu i śmierci, potędze i pięknie natury, w której zaciera się linearność czasu. Powieść składa się z czterech części, w których w poszczególnych opowiadaniach przeplatają się głosy kolejnych narratorów. Z każdą poznaną historią przed czytelnikiem pełniej otwierają się dzieje doliny i jej mieszkańców. Proza Soli to zdecydowanie proza pełna poetyckości – styl jest mocno metaforyczny, aczkolwiek sam język, wyjątkowo prosty, pozbawiony wyszukanego słownictwa.
Od pierwszych stron surowa natura wdziera się w losy bohaterów, splata się z ich życiem i zyskuje zupełnie nowy wymiar – funkcjonuje jako pełnoprawny narrator tej polifonicznej powieści. Sugestywne motto przytoczone na samym początku pozwala czytelnikowi wyodrębnić dwa bieguny uniwersum wykreowanego przez autorkę: naturę oraz człowieka. Natura otwiera i zamyka motto, natomiast centralną jego część zajmuje człowiek. Nie wysuwa się on jednak naprzód, ale pozostaje wpisany w otaczającą go przyrodę. To właśnie jej Irene Solà oddaje pierwszeństwo głosu. Nie jest to martwa, „widokówkowa” natura. To natura, która przemawia głosem leśnych zwierząt, grzybów czy chmur, snując opowieść o dolinie i jej mieszkańcach. Autorka wykorzystuje również przestrzeń ich wypowiedzi, aby przemycić refleksję nad sytuacją człowieka wobec potęgi przyrody. Z jednej strony to właśnie sam człowiek często burzy harmonię panującą w środowisku, bezmyślnie naruszając delikatny ekosystem. Z drugiej strony, wciąż pozostaje kruchy i bezsilny wobec wzburzonego żywiołu, który potrafi boleśnie przypomnieć o swojej mocy, niemożliwej do ujarzmienia. Irene Solà zwraca też uwagę czytelnika na fundamentalną różnicę między światem przyrody a światem ludzi: w naturze praktycznie zanika poczucie czasu i przemijania. Życie jest cykliczne, a to, co obumiera, przekształca się, dając początek czemuś nowemu. Z kolei świat ludzi nierzadko naznaczony jest bólem po stracie, żałobą czy strachem spowodowanym tym, co minęło, lub tym, co dopiero ma nadejść.
Przy kreacji ludzkich narratorów powieści Irene Solà decyduje się na ciekawy zabieg. Czytelnik poznaje bowiem perspektywę zarówno żywych bohaterów, jak i istot, które balansują na granicy tego, co nadprzyrodzone. Czerpiąc z ludowych podań, wydarzeń historycznych oraz motywów kulturowych zakorzenionych w podświadomości zbiorowej, autorka tworzy galerię osobliwych narratorów, którzy poruszają uniwersalną, często bolesną tematykę, np. przebaczenia, radzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby, praw kobiet, jednocześnie wnosząc do niej swój indywidualny, niepowtarzalny element. Ponadto, trudno oprzeć się wrażeniu, że bohaterowie, których głos rozbrzmiewa z innego wymiaru, pośredniczą niejako pomiędzy zwykłą, ludzką rzeczywistością i światem przyrody, z którym współistnieją, spajając wszystkie przestrzenie tego imaginarium tak, aby mogła wybrzmieć kompletna historia doliny i zamieszkujących ją istot.
Ja śpiewam, a góry tańczą to niezwykła, poetycka opowieść o życiu, o różnorodności jego form, celebrująca nieuchwytne piękno natury oraz niedoskonałe, pełne przywar człowieczeństwo. Irene Solà ukazuje również, że choć dziki świat przyrody i cywilizowany świat ludzi zdają się poruszać po równoległych orbitach, wykluczając tym samym punkt przecięcia, to jednak w rzeczywistości są sobie bliższe, niż sądzimy.
Fot.: Wydawnictwo Czarne