Był to facet, co się zowie

Krwista Alabama – Jason Aaron, Jason Latour – „Bękarty z Południa – 1 – Był to facet, co się zowie”

Do tej pory Alabama kojarzyła mi się dość jednoznacznie – z ciepłymi i sympatycznymi ludźmi, z poczuciem humoru, troską i rodzinną atmosferą. Wszystko przez serial Hart of Dixie i powieści Fannie Flagg, takie jak choćby Smażone zielone pomidory, Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie pójdę do nieba czy Witaj na świecie, Maleńka. Dlatego jeśli jeszcze miesiąc temu spytalibyście się mnie, czy Alabama mogłaby być zła, odpowiedziałabym bez cienia wątpliwości, że absolutnie nie. A później w moje ręce trafił pierwszy tom Bękartów z Południa zatytułowany intrygująco: Był to facet, co się zowie, i moja wizja tego stanu uległa nie tyle zmianie, co rozdwojeniu, przez co stała się jeszcze bardziej prawdziwa i zachęcająca.

Już pierwsze strony wstępu, będące słowami scenarzysty, Jasona Aarona, i rysownika, Jasona Latoura, zmieniają nieco wizerunek Południa, jaki zagnieździł się w mojej głowie przez wspomniane wcześniej tytuły. Choć twórcy nie są bezlitośni czy jednoznaczni w swoich ocenach. Dlatego też ich słowa robią takie wrażenie. Aaron pisze we wstępie:

Kocham to, że jestem z Południa. Ale już tam nie mieszkam. I nie zamierzam tam wracać. Południe jest spokojniejsze od innych poznanych przeze mnie miejsc. Ale jest też bardziej pierwotne. Bardziej ponadczasowe. I bardziej nawiedzone. Bardziej uduchowione. Bardziej nienawistne. Bardziej urocze. Bardziej poranione bliznami.

Latour dodaje natomiast:

Dlatego ten komiks jest dla nich. Dla dupków, jakimi – według Was – są mieszkańcy Południa. Wsiochów, którymi boimy się zostać, a może – o zgrozo – już jesteśmy. Ten album ma za zadanie pogrzebać tych sukinsynów. Jest niczym splunięcie na ich groby. Bo nienawidzę tych bydlaków aż do szpiku kości. Ponieważ kocham Południe z całego serca.

Wyczuwalny we wstępie pełen emocji stosunek twórców do tej historii i do sposobu jej przestawienia odbija się gromkim echem podczas lektury. Piętno, jakie Południe odcisnęło na scenarzyście i rysowniku, wspomnienia tego miejsca, jakie w nich żyją, ludzie, których tam spotkali, klimat niemal nie do odtworzenia, atmosfera, jaka tam panuje – to wszystko jest wręcz namacalne w pierwszym tomie Bękartów z Południa. Jason Aaron już w Ludziach gniewu (recnzowanych przeze mnie tutaj) przedstawiał swoim czytelnikom zarówno brutalną i pełną przemocy stronę Południa, jak także ukazywał skomplikowane relacje rodzinne, które zdawały się naznaczone cierpieniem, bólem i nienawiścią. W komiksie Był to facet, co się zowie więź łącząca ojca z synem również nie jest bez znaczenia, choć tutaj to znaczenie jest inne  – jeszcze silniejsze, choć chyba jeszcze mniej upragnione i akceptowane. Głównym bohaterem tej wciągającej i trzymającej w napięciu aż do ostatniej strony opowieści jest Earl Tubb, o którym wydawca na czwartej stronie okładki, pisze, że: jest gniewnym, starym mężczyzną z naprawdę wielkim kijem. I ten opis odrobinę wprowadza w błąd czytelnika, który jeszcze nie zdążył zaznajomić się z Earlem. Powyższe słowa bowiem tworzą przed naszymi oczami obraz sfrustrowanego, pełnego nieujarzmionego gniewu człowieka, który swoje nieprzychylne względem reszty świata uczucia przelewa na niego za sprawą kija. Ale Earl Tubb tak naprawdę nie jest gniewnym człowiekiem, a kij – gwoli ścisłości – nie należy tak do końca do niego. Mężczyznę poznajemy w chwili, kiedy przekracza granicę hrabstwa Craw w Alabamie. Rozmawia z kimś przez telefon, a z rozmowy tej dowiadujemy się, że przyjechał do Craw, aby spakować rzeczy pozostawione w domu, który teraz w końcu należy wystawić na sprzedaż. Nie mija wiele czasu ani nie przewracamy wielu stron, kiedy dowiadujemy się, że człowiekiem, który opuścił ten świat, a po którym pozostał jedynie pusty, samotny dom i kilka pudeł z rzeczami, jest ojciec Earla, Bertrand Tubb. Mężczyzna, na nagrobku którego widnieje napis: Był to facet, co się zowie. Z kilku retrospekcji odznaczających się krwistością i soczystością kadrów dowiadujemy się natomiast, że zmarły przed laty ojciec Earla był szeryfem, który nie potrafił pogodzić się z tym, że wielu członków społeczności żyło ponad prawem. Jednak obrośnięty imponującym drzewem grób Bertranda daje do zrozumienia, że postawa szeryfa Tubba nie zapewniła mu długiego, spokojnego życia. Odwaga cywilna i zew sprawiedliwości, którą czasami trzeba było brać w swoje ręce, odzywa się jeszcze niekiedy w nagłówkach starych gazet i być może we wspomnieniach niektórych mieszkańców, ale poza tym zdaje się, że ówcześni nie mają do niej zbytniego sentymentu. Obecnie w Craw liczy się spokój, który można kupić sobie milczeniem, odwracaniem głowy i udawaniem, że coś, co przed chwilą zaszło, nigdy nie miało miejsca.

był to facet 3

Do takiego, spalonego słońcem i pozbawionego resztek sprawiedliwości, Craw powraca po latach Earl Tubb. Jedynym celem jego wizyty jest spakowanie tych rzeczy, które jeszcze nadają się do pakowania i wystawienie domu, obok którego spoczywa jego ojciec, na sprzedaż. Nie powinno mu to zająć więcej niż trzy dni. Trzy dni. No cóż – skąd mógł wiedzieć, że pobyt w rodzinnym mieście okaże się kompletnie niepoliczalny w dniach czy godzinach. Earl trafia do miejsca, gdzie ludzie nie kwapią się, by zainteresować się życiem innych, nie garną się również – co za tym idzie – do wyciągnięcia pomocnej w dłoni w którąkolwiek ze stron. I choć Południe kojarzy się ciepło i rodzinnie, w Craw każdy patrzy wyłącznie pod własne nogi, modląc się w duchu, aby przypadkiem nie natrafić spojrzeniem na wzrok Bossa lub jego ludzi – potężnie zbudowanych futbolistów z drużyny Pędzących Rebeliantów. Choć bowiem Boss sam o sobie skromnie mówi jako o zwykłym lokalnym trenerze, tak naprawdę jest bezwzględnym przywódcą zabijaków, gotowych zatłuc niewinnego człowieka na jedno jego skinienie głowy. I choć Earl przyjechał wyłącznie załatwić formalności związane z domem, widmo ojca, który całe życie walczył z niesprawiedliwością i uciskiem, nie daje o sobie zapomnieć. Walczy z nim niemal do upadłego, dobrze znając konsekwencje i finał zachowania, do którego krok po kroku zbliża się coraz bardziej. Czy bowiem bycie jedynym sprawiedliwym pośród zbieraniny opryszków i tchórzy może wróżyć coś dobrego? Tak, jeśli mówimy o westernie i najszybszym kowboju świata. Nie, jeśli mówimy o bezwzględnej, surowej historii, którą mogło napisać samo życie. Albo Jason Aaron.

Jednak pulsujący jakąś tajemniczą siłą przyciągania grób ojca, wspomnienia o nim i jego legendarny kij, wciąż – po tylu latach – budzący postrach wśród mieszkańców, drgają zbyt mocno i zbyt głośno, by Earl długo mógł zaprzeczać rodzinnemu przekleństwu i więzi, która na dobre definiuje go jako syna swego ojca. Jako człowieka, który nie jest w stanie patrzeć na zło, panoszące się bez żadnych granic i sprzeciwów, wykańczające mieszkańców i szerzące się coraz mocniej śmierdzącym bezprawiem. Czy jednak ta nierówna batalia może skończyć się dobrze? Czy Earl, chwytając w końcu za kij, pójdzie aż za bardzo w ślady swojego ojca? I z kim przez cały komiks rozmawia przez telefon, zostawiając wiadomości i dzieląc się niepokojącymi przeczuciami? Choć odpowiedzi na te pytania znajdziemy w komiksie Był to facet, co się zowie, to jego zakończenie rodzi z kolei nowe i naprawdę musiałam powstrzymywać się przed sięgnięciem od razu po drugi tom tej historii, chciałam jednak zasiąść do recenzji pierwszego tomu, znając jedynie wydarzenia z tej właśnie części. Teraz jednak, po postawieniu ostatniej kropki, nic mnie już nie powstrzyma.

Zwłaszcza że oprócz intrygującej i niezwykle absorbującej czytelnika historii, Był to facet, co się zowie może poszczycić się świetnymi ilustracjami, których cienka kreska – niekiedy oszczędna, a niekiedy nad wyraz hojna – oddaje każdą ekspresję, jeszcze mocniej angażując odbiorcę w opowiadaną historię. Jason Latour długimi pociągnięciami świetnie informuje czytelnika o spokoju (często pozornym lub będącym czymś na kształt ciszy przed burzą), jaki ogarnia akurat kadr, lub wręcz przeciwnie – szybkimi, krótkimi, ekspresyjnymi kreskami oddaje ruch, energię, żywioł, walkę i brutalność. Uwypukla przemoc, agresję, brak litości. Dominująca wszem i wobec czerwień w jej przeróżnych odcieniach nie pozostawia wątpliwości co do tego, że na kartach komiksu nie raz poleje się krew. Jest to jednak zazwyczaj czerwień stonowana, której cała intensywność kryje się w okalającym ją lub współgrającym z nią tuszu. Wystarczy spojrzeć na jeden rysunek, na rysunek szczekającego psa, aby wyobrazić sobie to wszystko, co za sprawą scenariusza i rysunków tętni w pierwszym tomie Bękartów z Południa. Agresja, wściekłość, zezwierzęcenie… i jednocześnie to dojmujące poczucie, że nie każda przemoc i nie każda złość czy agresja są wynikiem zła – czasami przychodzą naturalnie, innym razem przepływają przez nasze DNA, pławiąc się w opowiastkach z przeszłości, jeszcze kiedy indziej wynikają z pobudek, które wydawały się dobre.

był to facet 4

Kolejny raz Mucha Comics oddaje więc w ręce swoich czytelników dopieszczony w każdym detalu egzemplarz pulsującej na każdej stronie historii. Był to facet, co się zowie to opowieść, od której nie sposób się oderwać, co ma zarówno swoje dobre i złe strony. Dobre – bo czyż nie tego oczekujemy od wybranej przez nas historii? I złe – bo czyż jest coś gorszego od spoufalenia się z bohaterem opowieści, która z każdym kolejnym kadrem traci szansę na jakiekolwiek szczęśliwe zakończenie? Ale takie jest właśnie Południe. Taka jest Alabama. Takie jest Craw. Tutaj palące słońce może przynieść zaskakujące ukojenie, a krew może popłynąć takim strumieniem, w którym skąpać się będą mogły całe rodziny i całe pokolenia.

Fot.: Mucha Comics

Był to facet, co się zowie

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *