Pokój

Jedenaście stóp emocji – Emma Donoghue – „Pokój” [recenzja]

Świat przedstawiony oczami dziecka zawsze będzie inny, kiedy przyjdzie oglądać go dorosłemu. Choć każdy był kiedyś dzieckiem, pewnej prostoty i szczerości, z jaką wtedy przyjmowało się rzeczywistość, nie da się powtórzyć, podrobić ani wyrobić w sobie na nowo. A szkoda, bo dzieci często widzą więcej i wiedzą lepiej, nie zaślepiają ich bowiem, wyrobione dopiero z czasem, bardziej złożone i często nieprzydatne problemy, emocje i rozterki dorosłych. Wcielenie się na powrót w kilkulatka, próba opisania świata jego językiem, w dodatku świata niezwykle ograniczonego, może dla doświadczonego nawet pisarza okazać się niezwykle karkołomna. Emma Donoghue w docenionej powieści Pokój nie tylko sprostała temu zadaniu, ale również podjęła próbę opisania językiem dziecka wstrząsających wydarzeń, jakie miały miejsce w życiu pewnej kobiety. I między innymi to sprawia, że wydźwięk tej historii rozbrzmiewa tak głośno i na długo zapada w pamięć.

Na Pokój natknęłam się po raz pierwszy pięć lat temu i pamiętam, że dosłownie pochłonęłam tę powieść. Trafiłam na nią zupełnie przypadkiem, skuszona okładką, a później zainteresowana opisem. Jako fanka powieści, w których świat opisywany jest przez pryzmat dziecka, długo nie czekałam, aby w końcu zasiąść do lektury. Teraz, kiedy jesteśmy tuż przed premierą ekranizacji powieści Emmy Donoghue, postanowiłam przypomnieć sobie tę historię. A że czasu nie ma za wiele, a codzienne czynności kurczą go do rozmiarów jajka – skorzystałam z rozwiązania, które proponuje forma audiobooka. W ten sposób, za sprawą zarówno Emmy Donoghue, jak i Audioteki, a także Wojciecha Chorążego, który czyta tę powieść, na nowo spotkałam się z Mamą, Jackiem i ich malutkim światem, w którym jednak więcej było miłości niż w światach o wiele większych i oferujących swobodę. Spotkałam się również ze Starym Nickiem, który choć tak naprawdę pojawia się tylko kilka razy, wzbudza wstręt, odrazę i nienawiść niczym pełnokrwisty czarny charakter, którym przecież jest.

Jack ma pięć lat i jest zły na Mamę, bo obiecała mu, że na swoim torcie urodzinowym znajdzie pięć świeczek. Tymczasem nie ma na nim ani jednej. Są tylko słodkie kamyczki, ale przecież to nie to samo. Kiedyś Mama mieszkała sama w Pokoju, ale pewnego dnia przytrafił jej się właśnie Jack – wyskoczył z brzuszka na dywan i wtedy Mama nie była już smutna. W pokoju mają mnóstwo rzeczy – wannę i ubikację, kuchenkę, na której przygotowują sobie posiłki, łóżko, pod którym trzymają jajowęża, kilka książek (także tę, w której jest Delma, chwacka koparka!), no i przede wszystkim telewizor, w którym jest mnóstwo rzeczy, osób i miejsc, ale wszystkie są tylko na niby. Sklepy są na niby, inni ludzie są na niby, drzewa i zwierzęta są na niby (poza pająkiem, którego kiedyś Jack widział na własne oczy, a Mama chciała rozdeptać), przeróżne łakocie (w tym lody) są na niby i całe mnóstwo zmyślonych, nieprawdziwych rzeczy. Przez małe okno wysoko na górze Jack widzi raz złotą, a raz srebrną buzię Pana Boga. Wie wtedy, kiedy jest dzień, a kiedy noc. Nocą, Jack kładzie się spać do szafy, bo wtedy przychodzi Stary Nick i na chwilę wpuszcza inny zapach. Później łóżko trochę skrzypi, a kiedy on wychodzi, Jack może wskoczyć na łóżko do mamy i się poczęstować. A potem zasypiają.

Świat widziany oczami Jacka staje się brutalny dopiero wtedy, kiedy spojrzymy na to wszystko, czego w nim nie ma i o istnieniu czego nie zdaje sobie nawet sprawy. I kiedy, oczywiście, spojrzymy na Mamę. Choć na początku zostajemy wprowadzeni do wesołego i barwnego życia pięciolatka, z którym bawi się i droczy kochająca mama, dość szybko autorka wyprowadza nas z błędu. Jack nie zna innego świata, bo urodził się w niewielkim Pokoju – nigdy z niego nie wychodził i nigdy nie widział nieba, drzew, trawy czy deszczu. Jack spędził na razie w Pokoju pięć lat, jego mama – siedem. Niektórych rzeczy szybko się domyślamy, inne zostają nam wyjaśnione przez delikatne słowa, jakimi Mama tłumaczy Jackowi różne rzeczy. W wieku 19 lat młoda kobieta (można powiedzieć nawet: dziewczyna) została uprowadzona podstępem przez Starego Nicka i zamknięta w niewielkim pokoju. Od tej pory tkwi w nim, odwiedzana notorycznie przez swojego oprawcę. Efektem tych odwiedzin jest Jack, którego pojawienie się wyrwało kobietę z marazmu i depresji, dało siłę do tego, aby codziennie rano wstawać i w miarę możliwości zapewnić swojemu dziecku wszystko to, co najlepsze.

Postawa Mamy i jej niekończące się pomysły na gry i zabawy, które sprawiają, że przebywanie dwadzieścia cztery godziny na dobę w jednym, niezmiennie tym samym pomieszczeniu, bez nowych zabawek i bez innych dzieci nie jest dla Jacka przykre ani nudne – zaskakuje, rozczula i wzbudza w nas niecodzienny podziw. Kobieta stara się życie Jacka uczynić jak najnormalniejszym – pamiętają o myciu zębów po posiłku, o kąpieli i myciu włosów. W tym niewielkim, liczącym jedenaście stóp kwadratowych pomieszczeniu Mama zadbała także o to, aby chłopiec miał choć namiastkę ćwiczeń fizycznych, tak by jego kości i mięśnie rozwijały się w miarę możliwości prawidłowo. Chłopiec zaskakująco dobrze umie czytać, a także pisać. Jest mądry i dociekliwy, co nierzadko przyprawia Mamę o ból głowy. Umie odczytać godzinę na zegarku, podziękować Dzieciątku Jezus przed jedzeniem i nawet policzyć wszystkie swoje zęby! Tylko czasami wychodzi mu dziewiętnaście zamiast dwudziestu. To wszystko sprawia, że czytelnik raz na jakiś czas musi sam siebie strofować i przypominać sobie, że tak naprawdę Jack i jego mama żyją w więzieniu, brakuje im świeżej żywności, witamin, leków, ruchu i wszelkich niezbędnych podstaw, nad jakimi na co dzień nawet się nie zastanawiamy. Donoghue przypomina nam o tym za sprawą Mamy, która raz na jakiś czas jest “nieobecna”. O ile bowiem Jack dobrze czuje się w Pokoju za sprawą miłości i opiece Mamy, a także ze względu na to, że nigdy nie poznał innego świata, o tyle kobieta, która od siedmiu lat tkwi w zamknięciu i która trzyma się dzielnie ze względu na syna, czasami pozwala sobie na ciche dni, w których powaga sytuacji, w jakiej się znajduje, paraliżujący strach o przyszłość swoją i dziecka biorą górę.

Grzechem byłoby nie wspomnieć o języku, w jakim napisany został Pokój. Mowa i myśli pięciolatka, w dodatku pięciolatka mającego kompletnie mylne pojęcie o świecie, a czasami brak pojęcia na pewne tematy całkowicie dla niego obce, musiały być dla autorki sporym wyzwaniem. Wyszło jednak naturalnie i – na przekór tematowi podejmowanemu przez nią – zabawnie. Neologizmy i zabawy językiem czy – jak nazywa to Jack – słówkowe przekładańce, rozładowują napiętą atmosferę wynikającą z problematyki powieści, z powagi sytuacji, w jakiej znajdują się Jack i Mama. W pewnym momencie dociera do nas również, że pewne rzeczy i sprawy dopiero wyrażone prostym, naiwnym, ale czystym i nieskażonym pojmowaniem dziecka odkrywają przed nami swoje prawdziwe – często głupie oblicze. Proste, choć celne pytania dziecka ukazują całe to niepotrzebne skomplikowanie, jakim zagracamy sobie często życie my – dorośli. Matołki, powiedziałby Jack. Wystarczy wspomnieć chociażby porównanie przez pięciolatka czasu do masła rozsmarowywanego jak najcieńszą warstwą na wszystkim – bo przecież zawsze jest go za mało i wtedy od razu trzeba przeskoczyć do tej następnej warstwy, i tak w kółko.

Jeśli jesteśmy już przy kwestii języka i tego, że powieść jest nam przedstawiana oczami i językiem właśnie pięciolatka, trzeba pochylić się także nad kwestią lektora, który przez kilka ostatnich dni czytał mi do ucha powieść Emmy Donoghue. Na początku wydawało mi się, że Wojciech Chorąży przesadnie wczuwa się w postać dziecka, że niepotrzebnie aż tak moduluje głos, a pewne onomatopeiczne wyrazy wymawia z irytującym zaangażowaniem. Jednak mówiąc: “na początku”, mam tu na myśli dosłownie pierwsze dziesięć, może piętnaście minut z liczącego sobie nieco ponad trzynaście godzin audiobooka. Szybko bowiem okazuje się, że Chorąży zrobił to, co dla tej książki, w takiej formie najlepsze. I choć znałam prawdę, później do samego końca już dałam się ponieść ułudzie, że kolejne zdania naprawdę wymawia dziecko, z sobie tylko zrozumiałym entuzjazmem bądź wrzaskiem. Lektor świetnie spisał się również, jeśli chodzi o wcielenie się w inne postaci. Choć wypowiadając słowa jako kobieta, nie przesadza z modulacją głosu na cienki i piskliwy (jak to się niekiedy dzieje w takich przypadkach), lecz zmienia barwę delikatnie i ostrożnie – każda postać zaczyna żyć swoim własnym życiem, nie wchodząc sobie w drogę, dzieląc się grzecznie i sprawiedliwe jedną osobą, która użycza im głosu. Co do pozostałych spraw technicznych, nie ma się absolutnie do czego przyczepić, bo wciskając przycisk odtwarzania, szybko zapomnimy, że słuchamy audiobooka, a samo to świadczy o jego realizacji najlepiej.

Pokój to niezwykła opowieść, ale żeby się o tym w pełni przekonać, trzeba ją po prostu przeczytać. Autorka wykonała w niej kilka odważnych kroków i przez całą historię nie zapominała o jej ludzkim wymiarze. Choć w paru miejscach książka mogłaby być przesłodzona, Donoghue tego nie robi; skupia się na tym, jak naprawdę mogłoby wyglądać takie życie, a nie na tym, co zadowoliłoby większą rzeszę czytelników. Sprawia to jednak, że odbiorca jej dzieła będzie musiał wykrzesać z siebie sporo empatii i w wielu sytuacjach naprawdę wczuć się w postaci, postawić się na ich miejscu i spróbować zrozumieć – nie na szybko, nie wyłącznie udając, że wiemy, jak to jest, ale skupić się na tym doszczętnie – dopiero wtedy bowiem dotrze do niego, że zachowanie Jacka czy Mamy to nie czysty egoizm bądź kaprys, ale działania, na które wpływ miał szereg tragicznych wydarzeń, nawet jeśli któreś z nich nie zdawało sobie sprawy z tej tragedii i nie potrafiło jej adekwatnie ocenić. Pokój to zarówno piękna opowieść o macierzyństwie, poświęceniu, trosce i miłości, jak i o dzieciństwie, tym okresie, kiedy wszystko jest tym prostsze, im dorosłym wydaje się bardziej skomplikowane. Jest to również historia niewybaczalnych grzechów i postępków, opowieść o zmarnowanym życiu, niewyobrażalnym cierpieniu i braku jakiejkolwiek nadziei. Znajdziemy tu także przypowieść o czymś zupełnie innym, lecz równie ważnym, niestety – mając na uwadze tych, którzy jeszcze nie czytali powieści – nie mogę pozwolić sobie na tak dalekie wkraczanie w fabułę. W Pokoju po prostu roi się od emocji, podobnie jak w maleńkim Pokoju roiło się od ciepła, miłości i tego, co dobre na świecie. Choć ten był dla nich niedostępny. To cud, że na tych jedenastu stopach pomieściło się to wszystko.

Teraz, kiedy przypomniałam sobie powieść, pozostaje mi tylko czekać na ekranizację, której premiera w Polsce zaplanowana jest na 26 lutego, a która już teraz doceniona została nagrodami i nominacjami, w tym do Oscara.

audioteka claim PL reserved black

Fot.: Audioteka.pl

Pokój

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *