Mianem horroru erotycznego określa ten dziwaczny twór, jakim jest niewielka objętościowo książeczka autorstwa Petra Měrki, czyli Jestem egzaltowaną lentilką, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, które książkę wznowiło. Określenie jest wyjątkowo obrazowe i poetyckie, ja jednak nazwałabym dzieło czeskiego pisarza festiwalem obrzydliwości. Przygotujcie się na ohydę, makabrę i absurdalny ciąg zdarzeń, którego nie sposób jednak nazwać fabułą. Owszem, jest tu i horror, i erotyka, obie konwencje są jednak surrealistycznie przegięte do granic czytelniczej wytrzymałości. Zbiór niewielkich fabuł, bo tym w istocie jest dzieło Měrki, nie raz wystawi na ciężką próbę Waszą cierpliwość. A jeśli posiadacie jakieś poczucie estetyki, smaku, wrażliwość i tym podobne, to zostaną one po wielekroć zdeptane, oplute i wyszydzone. Czeski pisarz przekracza w swojej niewielkiej fabule wszelkie granice, depcze wszelkie świętości, narusza każde tabu. Jednak robi to z dezynwolturą, która pozwala na czerpanie perwersyjnej przyjemności z obcowania z tą dziwaczną książką.
Jestem egzaltowaną lentilką to artystyczna, autobiograficzna spowiedź Petra Měrki ujęta w formę niekontrolowanego strumienia świadomości. Dzieło czeskiego pisarza nie ma tak naprawdę fabuły. Jest delirycznym, niespojonym jakąkolwiek logiką ciągiem, zbiorem nonsensownych zbiegów okoliczności i surrealistycznych opowiastek. Owe opowiastki są sowicie okraszone wybitnie fekalnym humorem. Tym humorem tryska wręcz wciąż prześladujące czytelnika nieznośne alter ego autora – kabotyna i grafomana, który niezbyt zręcznie kamufluje się pod postaciami swoich nieszczęsnych bohaterów.
Ta niewielka książeczka to dekadencka opowieść o moralnej degrengoladzie, moralnym upadku, moralnym zagubieniu oraz braku moralnego kompasu. W ogóle sporo tu o moralności à rebours. Zakamuflowanej, wykpionej, podanej w wątpliwość. Pisarz, snując swoje fantazje o deprawacji, przemocy, seksie, końcu religii i śmierci, ewidentnie przejawia jakiś rodzaj ledwie dostrzegalnej tęsknoty za moralnym porządkiem. Wrażenie to, choć czasem dopadało mnie w trakcie lektury, było jednak ulotne i przemijało równie szybko, jak kolejne impresje Merki. To także quasi-traktat o sztuce, literaturze, filozofii i smutnej doli artysty przeklętego.
Szmira czy arcydzieło?
Owszem, pisarz bawi się momentami w domorosłego filozofa, snuje apokaliptyczne wizje upadku cywilizacji, a nawet zapuszcza się w tereny fantastycznonaukowe. Jego dociekania są jednak tak bełkotliwe i dyletanckie, że wzmagają tylko rozdrażnienie lekturą.
Jestem egzaltowaną lentilką narusza każde tabu nie tylko w warstwie quasi-fabularnej. Niewielka objętościowo książka Měrki co wrażliwszych na obrazę uczuć urazi też formą. Czytając dzieło czeskiego pisarza, warto pamiętać, że zafundowane czytelnikom obrzydliwości i niesmaczne sceny są pokłosiem obranej konwencji. Lepiej nie brać tej niby obrazoburczej książki zbyt serio. A obcując z kolejnymi seksualnymi fiksacjami i fekalnymi obsesjami autora, dobrze mieć z tył głowy komunikat: to tylko książka. Fikcja.
A dzieła literackie, jak wiemy, lubią żyć swoim życiem i niekoniecznie muszą być w stu procentach tożsame z upodobaniami czy poglądami autora. Piszę to, bo nazbyt często Měrka jest oskarżany o obrazę przeróżnych uczuć, moim zdaniem, niesłusznie. Decydując się na lekturę tej konkretnej książki, warto być przygotowanym i świadomym tego, jak specyficzna jest to literatura.
Przerażająca dystopia albo bełkot grafomana
Dlatego, Czytelniku, nie daj się zwieść. Jestem egzaltowaną lentilką to coś więcej niż surrealistyczna opowieść o dewiantach. To przede wszystkim apokaliptyczna wizja społeczeństwa okrutnego, bezlitosnego i tępego. Wizja science fiction, muszę dodać. A że napisana niemal grafomańsko – to już inna sprawa.
Pod absurdalnym, delirycznym strumieniem świadomości, jakim raczy nas czeski pisarz, kryje się opowieść o Anonimowej Republice. Dystopijnej krainie, w której niemal wszyscy ludzie są pozbawieni jakichkolwiek praw, a seks zastępuje wszelkie relacje międzyludzkie. Zdarza się nawet, że – o zgrozo! – pisarz jest zmuszony do cielesnego obcowania z krytykiem! Zatem: by nasze zdrowie psychiczne nie ucierpiało zanadto w trakcie lektury, potrzebny będzie dystans, dystans i jeszcze raz dystans.
Tym bardziej że Měrka prowokuje do dyskusji nad kondycją społeczeństwa, które nie tylko nie chroni swoich obywateli, ale jest dla nich opresyjne. Życie, według czeskiego pisarza, to w ogóle jedna wielka opresja, rozpacz i zgrzytanie zębów. W świecie Anonimowej Republiki rzeczy zdobywa się po trupach (dosłownie), śmierć jest wszechobecna i bolesna, seks kompulsywny i agresywny, a wszystkie te nihilistyczne wizje zmierzają niestety donikąd. Zamiast egzystencjalnej grozy wzbudzają bowiem raczej znużenie. No, Orwell to to nie jest.
Jestem egzaltowaną lentilką to zdecydowanie proza nie dla każdego. Jest jednak lekturą, bez dwóch zdań, niezapomnianą. Śmiałkom, którzy odważą się po nią sięgnąć, dostarczy wielu intensywnych wrażeń. Czytelniku, czuj się ostrzeżony.
Fot.: Wydawnictwo Dowody na Istnienie
Przeczytaj także:
Recenzja książki Praga magiczna