jeszcze nigdy

O nastolatkach raz jeszcze – Lang Fisher, Mindy Kaling – „Jeszcze nigdy…” [recenzja]

Seriali dla nastolatków i o nastolatkach nie brakuje. To zresztą mało powiedziane, bo tytułów wpisujących się w nurt young adult jest ostatnio niemalże wysyp. Na szczęście są one naprawdę przeróżne – niektóre opowiadają o problemach nastolatków na poważnie, inne z przymrużeniem oka. Niektóre produkcje stanowczo przesadzają, jeśli chodzi o wygląd, zachowanie, swobodę i majętność takich nastolatków, inne przesadzają z kolei, jeśli chodzi o stopień degrengolady młodocianych. Wybór jest ogromny, a wymienić można chociażby takie tytuły jak Euforia, Sex education, Derry Girls, Szkoła dla elity, Riverdale, Trinkets, Atypowy czy nawet Stranger Things, które na oczach widzów dojrzewa wraz z jego bohaterami. Jakiś czas temu na platformie Netflix do tego grona dołączył serial Jeszcze nigdy… Jak wypada na tle pokaźniej i zadziornej konkurencji?

Główną bohaterką Jeszcze nigdy… jest szesnastoletnia Devi Vishwakumar, która urodziła się co prawda w Ameryce, ale jej korzenie tkwią w Indiach, skąd pochodzą jej rodzice. Życie Devi zmieniło się diametralnie, kiedy to w zeszłym roku zmarł jej ojciec, a niedługo po tym wydarzeniu ona sama na trzy miesiące straciła władzę w nogach. Te dwa wydarzenia sprawiły, że oczy całej szkoły zwróciły się na nią. Rówieśnicy patrzyli jednak głównie z politowaniem, zwłaszcza że przyczyna jej kalectwa była dla lekarzy kompletną zagadką. Podobnie jak cudowne ozdrowienie tej części ciała. Ten rok szkolny jednak dziewczyna planuje rozpocząć zupełnie inaczej. Ma nadzieję na czystą kartkę, którą zacznie zapisywać jako zwykła nastolatka, a nie „ta biedna dziewczyna na wózku, która straciła ojca”. Co więcej – plan Devi wychodzi poza zwykłe wtopienie się w tłum, zakładając, że razem z dwiema przyjaciółkami stworzą jedną z tych przebojowych grupek szkolnych, którym zazdrości się urody i popularności, i za którą – rzecz jasna – oglądają się chłopcy. Nie, żeby Devi miała na myśli kogoś konkretnego… Chociaż tak gwoli ścisłości… to ma. Obiekt westchnień nastolatki ma na imię Paxton i oczywiście jest typowym przystojniakiem, do którego dziewczyny wręcz się kleją, a i on nie ma nic przeciwko temu. Czy niepozorna i dziwaczna Devi ma jakiekolwiek szanse, by Paxton zwrócił na nią uwagę?

Oprócz perypetii szkolnych Devi, jak to nastolatka, musi na co dzień mierzyć się z większymi i mniejszymi problemami w domu. Oczywiście dziewczyna drze koty z matką, a przy okazji kolejnych kłótni i mniej inwazyjnych zdarzeń widz bywa także świadkiem wspomnień głównej bohaterki, dzięki którym poznajemy jej ojca, za którym Devi szalenie tęskni. Retrospekcje te dają nam do zrozumienia, że to właśnie z tatą dziewczyna miała lepszy kontakt i tym bardziej współczujemy jej straty, z jaką musiała się uporać. Wraz z nastolatką i jej mamą w ich domu mieszka także kuzynka Devi, która zatrzymała się u nich na czas studiów. Kamala jest całkowitym zaprzeczeniem nastolatki (a przynajmniej w jej oczach) – jej uroda powoduje wypadki na drodze, gdy kierowcy nie mogą oderwać od niej wzroku, a oprócz tego młoda kobieta jest uprzejma, grzeczna, mądra i wierna rodzinnym tradycjom. Istne utrapienie, jeśli chodzi o zestawienie jej z Devi!

Jeszcze nigdy… ma ciekawą narrację, która odrobinę przypomina mi tę zastosowaną w serialu Jane the Virgin (choć widziałam jedynie kilka epizodów). Co ciekawe, narrator nie jest tu całkowicie bezosobowy, a wręcz przedstawia nam się z imienia i nazwiska – jak się okazuje, jest to nie byle kto, a znany tenisista John McEnroe. Gościnnie w jednym z odcinków występuje ktoś inny, ale nie zdradzę kto, niech to będzie niespodzianka dla tych, którzy nie widzieli jeszcze serialu. Produkcja Netflixa to taki typowy komediodramat – nie zabraknie zabawnych scen, ale i wzruszających momentów jest tutaj kilka. Devi jest całkiem ciekawą bohaterką, która na szczęście wyłamuje się z wielu stereotypów, jeśli chodzi o serialowe postaci żeńskie, i jest to ogromna zaleta tego tytułu. Niejednokrotnie potrafi zdenerwować widza, zwłaszcza kiedy stawia zauroczenie ponad wieloletnią przyjaźń, ale z drugiej strony… Czy właśnie nastoletnia miłość nie rządzi się swoimi prawami? Czy to nie za jej sprawą popełniamy w życiu największe głupoty, które zresztą z perspektywy czasu stają się co najwyżej błahostkami? Zaskoczeniem może być również początek jej relacji z Paxtonem – muszę przyznać, że choć oglądałam sporo produkcji o nastolatkach i pierwszych miłościach, to czego jak czego, ale takiej rozmowy między bohaterami – i to już na samym początku – się nie spodziewałam.

jeszcze nigdy

Oczywiście w Jeszcze nigdy nie brakuje również scen i wątków, które jesteśmy w stanie przewidzieć, ale to akurat nie jest zarzut, zwłaszcza że serial nadrabia to kilkoma mniej typowymi rozwiązaniami. Zakończenie pierwszego sezonu przynosi nam, rzecz jasna, dość niespodziewany, choć spodziewany, obrót, dlatego chętnie śledzić będę doniesienia dotyczące drugiej odsłony produkcji.

Jeszcze nigdy… to bowiem serial niby bardzo zwykły, niby całkowicie typowy i ginący w tłumie innych, ale dobór bohaterów, nietypowa narracja i dobry balans między komedią a dramatem sprawiają, że jest to produkcja, którą naprawdę miło się ogląda i która zaraża swoim ciepłem. Często się uśmiechałam podczas seansu i nie zwlekałam długo z odpaleniem kolejnego epizodu. Choć główny wątek stanowi tak naprawdę zauroczenie Devi szkolnym przystojniakiem, jej rywalizacja z klasowym kujonem czy zazdrość wobec pięknej kuzynki, to nie brakuje tu również poważniejszych i skłaniających do refleksji tematów. Przewijająca się przez cały sezon nieutulona tęsknota za ojcem i bezskuteczna próba pogodzenia się z jego stratą, ciągłe konflikty z matką, które na tle śmierci ojca wypadają jeszcze smutniej – czynią ten serial interesującym tytułem, który w moich oczach wyróżnia się nieco na tle innych z kręgu young adult. Nie umiem powiedzieć, czym dokładnie, ale podczas oglądania każdego z odcinków towarzyszyło mi jakieś takie ciepło, którego źródło biło w bohaterach Jeszcze nigdy…

jeszcze nigdy

Podobno fabuła jest inspirowana młodością Mindy Kaling, twórczyni serialu, i możliwe, że to właśnie odczuwalna prawdziwość i prawdopodobieństwo zdarzeń czy zachowań jest najbardziej ujmująca dla widza podczas oglądania. Cegiełkę do pozytywnego odbioru dołożyli też twórcy, zaznajamiając widza z kulturą hinduską. Co prawda nie ma tego wybitnie dużo, zapewne z tego względu, że Devi pragnie być „tylko” zwykła amerykańską nastolatką, ale nawet niewiele wystarcza, by wprowadzić powiew świeżości do dość ogranego mimo wszystko schematu zakochanej nastolatki.

jeszcze nigdy

Co prawda wątpię, by serial ten stał się równie popularny, co inne tytuły o nastolatkach, takie jak wspomniane już Riverdale (które zresztą bohaterki Jeszcze nigdy… oglądają w pewnym momencie) czy nawet Society, a szkoda, bo uważam, że nie ma do zaoferowania mniej niż one. Ja z chęcią obejrzę drugi sezon – a już wiadomo, że powstanie, co naprawdę mnie cieszy. Bo choć nie jest to serial nietypowy, to na pewno wymyka się pewnym stereotypom i banałom, a oglądanie go było dla mnie w jakiś sposób kojące i – jak już wspomniałam – rozgrzewające.

jeszcze nigdy

Fot.: Netflix

jeszcze nigdy

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *