Pół Świata

Jeszcze więcej wiosłowania – Joe Abercrombie – „Pół Świata” [recenzja]

Joe Abercrombie po raz drugi zabiera nas w podróż po uniwersum Morza Drzazg. Pół Świata to druga część trylogii. To powieść fantasy skierowana do młodzieży, która mimo pewnych różnic jest bardzo podobna do poprzedniej części, Pół Króla. Z lekko dającą mi się we znaki chorobą morską przyklaskuję Abercrombiemu za te same rzeczy i marudzę z tych samych powodów, mając ciągle nadzieję na więcej fantastyki w fantastyce.


Powieść Pół Świata jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej części i dzieje się niedługo po wydarzeniach z końcowych stron Pół Króla. Zaczyna się zresztą bardzo obiecująco, ponieważ szybko okazuje się, że choć Yarvi w dalszym ciągu jest osobą, za którą podąża fabuła, nie jest on tym razem głównym bohaterem. Tym razem pierwsze skrzypce grają dwie całkowicie nowe postacie – Brand i Zadra Bathu to młodzi mieszkańcy Gettlandu , którzy właśnie kończą szkolenie na wojowników, by mieć prawo do odbycia swojej pierwszej, wojennej wyprawy. W wyniku nieuczciwej walki treningowej, jaką jest zmuszona odbyć Zadra, ginie jeden z adeptów, a ona zostaje oskarżona o morderstwo. Przed ukamienowaniem ratuje ją Brand, który opowiada prawdę ministrowi Yarviemu, prosząc o jego wstawiennictwo za Zadrą. Oboje trafiają do załogi Yarviego, który postanawia wśród dalekich krain szukać sojuszników do nieuniknionej wojny z wielkim królem, któremu nie podoba się nowy władca Gettlandu i powoli podburza okoliczne państwa przeciwko niemu.

Tak po krotce zaczyna się kolejna, długa podróż, którą muszą odbyć bohaterowie. Po raz kolejny będzie to głównie podróż morska, zresztą również na pokładzie, znanego z pierwszej części, Wiatru Południa. I tutaj zaczynają się moje zarzuty, bo proporcje między wiosłowaniem, dryfowaniem i płynięciem nurtem rzeki a celami tych podróży są mocno zachwiane. Oczywiście to głównie w trakcie wspólnego rejsu obserwujemy tarcia między bohaterami, nabieramy przeświadczenia, że faktycznie ich misja jest długa i niebezpieczna, widzimy, jak Zadra staje się niepokonaną wojowniczką dzięki długim i morderczym treningom, ale mimo wszystko, można było napisać to w ciekawszy sposób. Zwłaszcza, że gdy w końcu statek dopływa do celu, Abercrombie niespecjalnie radzi sobie z ukazaniem czytelnikowi tych egzotycznych państw i ich mieszkańców.

Kiedy pisałem o książce Pół Króla, moja krytyka była bardzo zachowawcza. Czekałem, na którą stronę przechyli szalę druga część. Niestety Abercrombie nie nabrał rozpędu i znowu jestem zmuszony wytknąć mu te same potknięcia, tym razem bez taryfy ulgowej. Do dość prostego i zupełnie niewyróżniającego się niczym uniwersum, jakim było inspirowane nordyckimi klimatami Morze Drzazg (o których to terenach w tej odsłonie nie dowiemy się nic więcej) autor dodaje w Pół Świata odległe krainy, w tym wielkie i majestatyczne Pierwsze z miast. Tak przynajmniej mówią o nim bohaterowie, rozprawiając podczas rejsu o rządzącej ziemiami władczyni i niezwykłej kulturze mieszkańców. Trudno więc nie być zawiedzonym, kiedy w końcu wraz z Zadrą i pozostałymi członkami załogi Wiatru Południa wkraczamy do tej metropolii. Opisy, jakie serwuje nam Abercrombie, są proste, oszczędne i nie pobudzają wyobraźni, wyłania się z nich miasto inspirowane kulturą Bliskiego Wschodu, które nie ma w sobie nic charakterystycznego. Natomiast mocnym punktem, który zapadł mi w pamięć, była pojawiająca się po raz pierwszy magia. I to magia taka, jaką najbardziej lubię – będąca silniejsza od tego, kto jej używa, destrukcyjna i nieprzewidywalna, domagająca się wysokiej ceny za swoje użycie. Tym bardziej żałuję, że nie było jej w powieści Pół Świata więcej, bo nadal ze świecą szukać tu innych elementów charakterystycznych dla fantastyki.

Zdecydowanie najjaśniejszym punktem tej lektury była para głównych bohaterów. Yarvi w tej części w niczym nie przypomina już dorastającego chłopca z Pół Króla; jak na ministra przystało jest zimny, wyrachowany i pozbawiony skrupułów. Zrozumiałe więc, że autor w serii skierowanej do młodzieży, postanowił oddać palmę pierwszeństwa w ręce młodszych, dorastających bohaterów, którymi są Zadra i Brand. Ta pierwsza to typowa chłopczyca, cały czas wspominająca swojego ojca wojownika i chcąca iść w jego ślady. Nie potrafi rozmawiać z ludźmi, co ukrywa pod maską buńczucznej, opryskliwej samotniczki. Brand z kolei mimo masywnej sylwetki i siły ma niezwykle łagodny charakter. Również nie radzi sobie z kontaktami towarzyskimi, zazwyczaj wybiera milczenie, choć w przypadku Zadry jest jedynym, który staje w jej obronie. Abercrombie świetnie buduje relację pomiędzy nimi, co chwilę pokazując, jak odmienne i introwertyczne posiadają charaktery, jednocześnie jednak coś przyciąga ich do siebie. Rozdziały napisane są raz z perspektywy Branda, raz z perspektywy Zadry, słyszymy więc ich myśli.

Nieco gorzej wypada reszta postaci, z których większość stanowią wynajęci przez ministra na czas misji najemnicy. Tak jak już wspominałem, Abercrombie ma talent do szybkiego przedstawiania nowych postaci i zaciekawienia nimi czytelnika. Tak więc załoga Wiatru Południa wydaje się na początku bardzo barwna, brakuje jej niestety trochę więcej charakteru w późniejszej części Pół Świata, kiedy dochodzimy do wniosku, że o wielu postaciach nie dowiedzieliśmy się właściwie niczego nowego od czasu ich przedstawienia. Yarvi na wszelkie spotkania zabiera ze sobą Branda i Zadrę, choć w załodze ma lepiej wyszkolonych wojowników. Przynajmniej do pewnego czasu, bo okazuje się, że młoda Zadra pod okiem tajemniczej Skifry w kilka miesięcy staje się niepokonanym fechmistrzem, bez trudu pokonując pozostałych najemników, z których wielu walczy całe życie. Takich nieścisłości jest tutaj niestety dość sporo, choć część z nich usprawiedliwia końcówka książki, tłumacząca, że te przypadkowe, całkowicie nielogiczne zdarzenia były częścią zmyślnego planu. Zakończenie to coś, co zdecydowanie Abercrombiemu wychodzi, jest zaskakujące, ale nie tak na siłę, jak w przypadku Pół Króla. Zaznaczam jednak, że mówię o pewnych szczegółach i smaczkach, bo równie dobrze można powiedzieć, że fabularnie skończyło się tak, jak można było to już na początku przewidzieć.

Ciężko mi polecić tę książkę, choć wydaje mi się, że jeśli komuś przypadła do gustu część pierwsza trylogii Morze Drzazg, na tej również nie powinien się zawieść. A jeśli ktoś lubi długie podróże statkami, być może będzie nawet zachwycony. Ja pewnie z redakcyjnego obowiązku sięgnę po ostatnią, trzecią część i mam szczerą nadzieję, że tym razem będzie ona mieć miejsce głównie na suchym lądzie.

Fot.: Rebis

Pół Świata

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *