Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz

Mroczne historie – Ed Brubaker – „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz”

Gdyby ktoś powiedział mi rok temu, że napiszę kiedyś recenzję komiksu Marvela, to brutalnie bym tego kogoś wyśmiał, bo otwarcie ignorowałem istnienie tego wydawcy na rynku popkulturowym. Dopiero panowie z Tego Podcastu Filmowego (których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam!) otworzyli mi oczy na dwie sprawy. Po pierwsze: nie należy zamykać się na żadną popkulturę, po drugie: warto w życiu dawać drugą szansę nawet produkcjom, którymi początkowo z niewiadomych przyczyn gardziliśmy. Filmowy Kapitan Ameryka dość szybko zawładnął moim umysłem. Stał się moją małą obsesją. Gdybym miał porównywać, to pewnie powiedziałbym, że był dla mnie taką obsesją, jaką dla Thanosa były Kamienie Nieskończoności. Dlatego też, gdy zakończyłem swój szaleńczy maraton z Marvel Cinematic Universe, dość szybko poczułem, że czegoś mi brakuje. Wtedy też uświadomiłem sobie, że przecież propozycja Chrisa Evansa (chociaż szalenie bliska mojemu sercu) to tylko ułamek tego, czym jest Kapitan Ameryka, a przecież sam komiksowy Marvel może zaspokoić moją potrzebę obcowania z tym bohaterem i tym światem. Dlatego niewiele myśląc, zaopatrzyłem się w pierwsze cztery tomy komiksu o ulubionym aktualnie superbohaterze, a niniejszy tekst skupiać się będzie na tomie pierwszym, zatytułowanym Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz.  

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że spóźniam się z tą recenzją o jakieś cztery lata, bo premiera tego komiksu miała miejsce w 2019 roku za sprawą Egmontu, ale wychodzę z założenia, że lepiej późno niż wcale. Z miejsca mam od razu gorącą prośbę do fanów komiksów Marvela i znawców tego uniwersum. Dopiero uczę się tego świata, pewne nazwiska niewiele mi jeszcze mówią i moja świadomość dotycząca chronologii zdarzeń, powiązań, wszelkich możliwych relacji i działań jest totalnie zerowa lub oparta tylko i wyłącznie na tym, co zaproponowali twórcy filmów i seriali od roku 2008 do tego momentu. 

Zacznę od okładki, bo to od niej zaczynamy swoją przygodę z komiksem. Jak przystało na komiks klasy premium – okładka jest twarda, matowa z błyszczącymi napisami. Grzbiet ozdabia logo Marvela na górze oraz numer „1” na dole. Sam obrazek, który został wybrany na okładkę, w mojej ocenie jest zdecydowanie tym najsłabiej wypadającym spośród wszystkich okładek zawartych w tym zbiorczym tomie opowieści o Kapitanie Ameryce. Rozumiem zamysł, jaki przyświecał przy wyborze, bo jest ona chyba najbardziej reprezentatywna dla treści, jednak pod kątem wizualnym jest zwyczajnie najsłabsza. Na szczęście nie oceniamy książek ani komiksów po okładce i najsłabszy element Zimowego Żołnierza mamy już za sobą. Pozostając przy wydaniu – Egmont postawił na papier kredowy, co było strzałem w dziesiątkę. Jeśli chodzi o dodatki – otrzymujemy kilka stron szkiców i prototypów rysunkowych bohaterów. Skromnie, ale cieszy i to. 

Z informacji, do których się dokopałem, wynika, że komiks ten (jak i cała seria nosząca tytuł Kapitan Ameryka: vol.5”) powstał w 2005 roku w celu podbudowy bohaterów pod nadchodzące w MCU filmy z Kapitanem Ameryką w roli głównej, ponieważ główny komiksowy trzon fabularny różnił się o tyle, że po II wojnie światowej zarówno Kapitan Ameryka, jak i Bucky Barnes wracają do Stanów Zjednoczonych i wspólnie walczą o lepsze jutro dla Stanów Zjednoczonych, jednak wraz z upływem lat ich rola jest coraz bardziej marginalna, aż finalnie popadają w komiksowe zapomnienie. Scenarzysta Ed Brubaker razem z rysownikiem, Stevem Eptingiem, któremu epizodycznie pomagali John Paul Leonm Michael Lark czy Mike Perkins, otrzymali zlecenie „wskrzeszenia” Kapitana Ameryki i nadania mu poważniejszego, znacznie cięższego tonu i umiejscowienia go w czasach teraźniejszych, co moim zdaniem wyszło im perfekcyjnie i stanowiło idealne podwaliny pod film Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz, który nie bez powodu umieszczany jest we wszelakich topkach Marvelowych jako jeden z lepszych w historii MCU.   

Przejdźmy zatem do fabuły… Wydanie zbiorcze zawiera w sobie trzy opowieści: Spoza czasu oraz Zimowego Żołnierza, które stanowią dwa rozdziały tej samej, większej opowieści, oraz mały fabularny przerywnik – Samotną śmierć Jacka Monroe. Ten komiks to start nowej serii z Kapitanem Ameryką, dlatego też twórcy przemycają nieco historii postaci, pokazują niektóre alternatywne ścieżki i zapewne mrugają oczami do osób, które znają bohatera z innych komiksowych opowieści. To komiksowe uniwersum rządzi się wszak kompletnie innymi prawami niż to filmowe. Ja z pewnością w trakcie lektury musiałem nauczyć się tego, że będzie to zupełnie inna historia niż ta, której pewnie podskórnie oczekuję i nie mogę kręcić nosem, że scenariusz odbiega od tego, za co pokochałem film(y). Komiks rozpoczyna się praktycznie w momencie, w którym Red Skull zdobywa Kosmiczną Kostkę i dzięki jej nieskończonym mocom jest w stanie wprowadzić w życie swój potworny plan. Problem w tym, że gdy wszystkie plany zaczynają się krystalizować, Red Skull dostaje kulkę. I tyle. Informacja tak szokująca, że nawet Kapitan Ameryka nie jest w stanie tego ogarnąć i, nie wierząc w oficjalne raporty, zaczyna poszukiwać prawdy na własną rękę. Pomagają mu w tym Agentka 13 oraz Nick Fury, a także kilkoro gościnnie pojawiających się superherosów. Prawda zaprowadzi Steve’a Rogersa do odkrycia prawdziwej tożsamości Zimowego Żołnierza, a będzie to dla Kapitana Ameryki prawdziwy cios w serce. Wspomniane już interludium to przede wszystkim retrospekcja z życia Jacka Monroe’a, wielkiego fana Kapitana Ameryki, którego los splata się z głównym wątkiem. 

Twórcy nie boją się stawiać Steve’a Rogersa przed niewygodnymi sytuacjami i obserwują, jak z tego wybrnie. Dzięki temu dostajemy bohatera targanego dylematami, zagubionego, wpadającego w coraz większą niechęć wobec układu, w którym przyszło mu funkcjonować. To postać, której daleko to pompatycznej szlachetności  i czystego heroizmu dla kraju, rodem z tego, jak kształtowano go w czasach II wojny światowej. Dzisiejszy Kapitan Ameryka to bohater, któremu zdarzy się przekroczyć granicę moralności, popełnić błąd czy nawet poprosić o pomoc – i jest w tym wszystkim bardzo ludzki. Ed Brubaker wykreował świat, w którym przyjaźń i lojalność są szalenie istotne, ale nie mają pierwszeństwa nad zdrowym rozsądkiem. 

Kadry Zimowego Żołnierza są mroczne, brudne, utrzymane zdecydowanie w ciemnej tonacji, a to pasuje do tej szpiegowskiej wręcz opowieści. Pokusiłbym się wręcz o stwierdzenie, że fragmenty komiksu ocierają się o stylistykę noir. Rysunki to wypadkowa łącznie czterech artystów (z przewagą Steve’a Eptinga), którzy wzajemnie się uzupełniają, ale styl całej czwórki jest mocno realistyczny, wręcz przeciwny z tym, co kojarzy się czytelnikowi z kreską komiksową. Fajnie wypadły sceny walk, cieszy to, że mocno wyeksponowano tarczę Kapitana Ameryki. Całkiem sporo tu detali, co pozwala zatrzymać się na wielu stronach na dłużej, tylko po to, żeby pochłonąć wszystkie szczegóły. 

Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz  to komiks dojrzały, stojący raczej w opozycji do tego, czego spodziewałem się po serii Marvela. To rzecz bardzo dobrze napisana, angażująca odbiorcę. Wątki superbohaterskie – oczywiście – są, ale nie dominują opowieści. Jako iż jestem jedną z tych osób, które trafiły na komiks po świetnym filmie, mogę zaręczyć, że komiksowy pierwowzór jest równie udany, choć bardzo różny od tego, co zaprezentowali nam bracia Russo. Znajdziemy tu jednak kadry, które po obejrzeniu filmu nie będą nam obce.

Fot. Egmont 

Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz

Overview

Wydanie
10 / 10
10
Fabula
8 / 10
8
Rysunki
7 / 10
7
Zrozumienie komiksu dla nowych czytelnikow
10 / 10
10

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *