Uwaga, reklamy! – Michał Rogalski – „Każdy wie lepiej”

Czy oceniamy rodzime produkcje surowiej? Być może tak jest, ale po prostu chcielibyśmy dobre polskie filmy – i te umilające nam czas, i także te bardziej ambitne, mogące też być towarem eksportowym. I czasami pojawiają się bardzo ambitne i świetne dzieła, doceniane za granicą i doceniane u nas. A co z tym kinem rozrywkowym? Tym na piątkowe wieczory? Takim, przy którym przytulimy się do drugiej połówki, pochrupiemy popcorn i uśmiejemy się do łez? O takie kino – wyluzowane, proste, po prostu rozrywkowe – jest bardzo ciężko. Czasem mam wrażenie, że twórcy myślą bardzo schematycznie i nie doceniają odbiorcy, serwując mu coraz gorszą jakościowo papkę dla mas. A te masy być może chcą kina ciut lepszego, ciut bardziej subtelnego i umiejącego jeszcze rozśmieszyć? Film Każdy wie lepiej zapowiadał się na taką produkcję, która udźwignie oczekiwania widza takiego jak ja, niezbyt tutaj wymagającego przecież. Pośmiać się, odprężyć, docenić pomysł i grę aktorską, a przede wszystkim nie być zażenowanym. Czy film spełnił moje wymagania? I tak, i nie. O tym poniżej. 

 

Nie taki patchwork straszny?

Paczwork. Patchwork. Jak to się właściwie piszę? I co to właściwie jest? Twórcy filmu Każdy wie lepiej przedstawili nam całkiem zwięźle swoją definicję tego typu rodziny, która poskładana jest z byłych partnerów, dzieci, teściów i byłych teściów, a którą łączą oni – zakochani i już niemłodzi. On i ona. Grzesiek (Michał Czarnecki) i Ania (Joanna Kulig) to dwoje ludzi po przejściach, których połączył zbieg okoliczności, a mianowicie ich byli partnerzy. Jak to się stało, dlaczego tak się stało – jest całkiem sprawnie wplecione w fabułę filmu i nie jest aż tak bardzo nieprawdopodobne, jak można by sądzić. Bo wcale nie są też nieprawdopodobne rodziny takie jak ich. Poskładane z różnych odmiennych osób, często pod jednym dachem, które próbują jakoś ze sobą współgrać i utrzymać w ryzach tę kruchą harmonię. I tutaj jest to pokazane ciepło, niezobowiązująco, tak trochę cukierkowo, chociaż gdzieniegdzie próbowały przebić się jakieś bardziej melancholijne nuty. W porządku, bo to się udaje.

 

Coś jednak nie zagrało

Wątek rodziny, która ma być stworzona na nowo z różnych osób, które niekoniecznie chcą się lubić (dzieciaki, rodzice obu stron), a jednak będą musiały wypracować wspólny grunt, wybrzmiewa bardzo fajnie, choć w lekkich tonach i nie sili się na jakąś diagnozę społeczną. Jest to taka opowiastka, choć momentami zabawna i kolorowa, wyjęta czasem jak z żurnala, a z drugiej strony jakby szukała pomysłów na postacie z drugorzędnych seriali obyczajowych.

Sami główni bohaterowie i ich rodzice są jednak wystarczająco przekonujący i te występy by momentami bardzo zabawne, szczególnie duet Seweryn i Szapołowska. Ludzie w kinie się śmiali. Ja też. Nie są to jakieś głębokie żarty, raczej lekkie i humorystyczne anegdotki i dialogi, ale przecież o to mi chodziło. I nie mam się tu do czego przyczepić. Inne wątki są już trochę bardziej naciągane. Na przykład to, czego nie lubię w takim kinie – że wszyscy są tacy bogaci i mają domy jak z makiety. Po prostu w takim kinie brakuje mi życia, iskry, normalności. Czasem też sztuczne bywały dialogi, trochę wymuszone gdzieniegdzie.

Ogólnie rys sytuacyjny jest typowy dla komedii tego rodzaju, która mówić ma o perypetiach na drodze do miłości. W Każdy wie lepiej tymi perypetiami, a może bardziej dosłownie, kłodami, okazali się rodzice bohaterów, którzy oczywiście, jak to w tradycyjnej polskiej rodzinie bywa, wiedzą wszystko lepiej od swoich dzieci. Nieważne, że ich dzieci są po czterdziestce i mają własne dzieci. Z dużym przerysowaniem potraktowano ten wątek, dlatego też dziwiły mnie momentami dramatyczne tony, na przykład te w relacji między Anią a jej matka. Nie wiem, czy twórcy chcieli być bardziej komediowi, czy bardziej dramatyczni i jakoś mi to ze sobą zgrzytało, że nie została znaleziona tu równowaga i film przez to był trochę niespójny. Także podsumowując – fabuła jest prosta i schematyczna i raczej tutaj nie oczekiwałam jakichś zaskoczeń.

Muszę jednak przyznać, że po takiej obsadzie spodziewałam się po prostu lepszego filmu. Filmu, w którym byłyby jakieś bardziej wyraziste emocje, coś, co by mogło na dłużej zostać zapamiętane. I zawsze mam tę nadzieję, że coś w kinie rozrywkowym drgnie, ale jak okazuje się, że już prawie drga, to wkraczają produkty lokowane i niszczą cały efekt, który chcieli osiągnąć twórcy. Muszę przyznać, że dawno nie widziałam takiej parady śmieszności w scenach z lokowaniem produktów. Po co to komu? Mogło być tak miło, a pozostał niesmak po scenach rodem z telewizyjnego tasiemca o trudnych sprawach.

 

Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości Cinema City

 

Overview

Ocena:
5 / 10
5

Write a Review

Opublikowane przez

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *