heaven grey

Kiedy opadną mgły – Heaven Grey – „Manuscriptum” [recenzja]

W Polsce pękamy z dumy z silnej i wszechstronnej sceny metalowej, która rozsławia nas na cały świat. Wydaje się, że wśród krajów Europy środokowo-wschodniej jesteśmy wręcz zagłębiem metalowym, a w innych, ościennych krajach wydaje się, że jest jedynie kamieni kupa, jak to mawiał pewien minister. No bo, czy ktoś słyszał o jakimkolwiek zespole metalowym z Łotwy? Podejrzewam, że fani viking metalu spokojnie mogą wymienić Skyforger, który zresztą niedawno nawiedził nasz kraj. Kolejną kapelą, która mogła się komuś obić o uszy, jest właśnie gothic/doom metalowy Heaven Grey. Ekipa pochodząca ze stolicy Łotwy, Rygi, wydała trzeci LP w swojej dosyć długiej karierze, zatytułowany Manuscriptum, pokazując tym samym, że na Łotwie potrafią zagrać.

Nie będę ukrywał, że jest to moje pierwsze spotkanie z muzyką Heaven Grey. Wydawca zapowiadał, że zespół swoje brzmienie inspirował wcześniejszymi dokonaniami ekip takich jak My Dying Bride, Paradise Lost i Tiamat. I coś w tym jest; jeśli ktoś lubi Tiamat do okresu Wildhoney albo My Dying Bride do momentu The Angel and the Dark River, to myślę, że przyjmie twórczość Heaven Grey bez popity. Łotysze starają się grać klimatycznie – oprócz ciężkich, doom metalowych riffów i sporadycznego growlu, korzystają ochoczo z plam instrumentów klawiszowych i skrzypiec niczym u wspomnianych My Dying Bride.

Trzeba sobie przyznać, że to jednak nic odkrywczego. Muszę być trochę brutalny dla Heaven Grey, ale ta kapela brzmi dosłownie, jakby się zatrzymała w połowie lat dziewięćdziesiątych. I gdy oldschool w niektórych podgatunkach bywa mile widziany, to tutaj brzmi, no właśnie, archaicznie. Na szczęście lepiej wypadają same kompozycję, bo zespół postarał się o dość urozmaicony set. Zespół lubi czasami dołożyć do pieca (początek Drown In My Shade), ale potrafi grać też całkiem klimatycznie, jak w Theatre Of Shadows czy I Belong To The Dead. Klimatycznie, to nie znaczy cukierkowato – zespół łączy ogień z wodą, rzadko popadając w przesadę. Wszystko wydaje się całkiem zgrabnie wypośrodkowane, chociaż czasami chłopaki z Heaven Grey przeginają, jak w utworze tytułowym, który aż razi nadmierną symfonicznością.

HEAVEN GREY - Insomnia [Official Track]

Płyta jest niestety zaledwie poprawna, żeby nie powiedzieć, że średnia. Zasadniczo na dłużej w głowie został mi monumentalny, kroczący, dostojny, z kapitalnymi riffami When The Mist Falls. Trzeba uczciwie przyznać, że to chyba najsurowszy kawałek z całego zestawu. Zespół nie bawi się w pseudooperowe śpiewy, przesadne zmiany dynamiki, a dźwięki orkiestry symfonicznej pobrzmiewają gdzieś daleko w tle. Chyba w pozornej prostocie brzmi siła tego kawałka, a pozostałe tracki często gubią swój charakter w aranżacyjnym przepychu, czego przykładem może być False Trust, który irytuje od początku barokową partią gitary, a fajny gitarowy riff został zniekształcony przez nachalne klawisze. A mógłby to być bardzo konkretny kawałek.

Średnio, nic poza tym. Szkoda, bo myślałem, że pierwsze spotkanie z Heaven Grey okaże się bardziej owocne, co nie zmienia faktu, że trzeba poważniej spenetrować łotewską scenę, bo widać, że grać się tam potrafi, i to wcale nie najgorzej.

Fot.: Via Nocturna

heaven grey

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *