Kilka słów o wybitności „Twin Peaks” nowej ery

Uwielbiam trzeci sezon Twin Peaks i zaraz Wam opowiem dlaczego.

Ktoś bardzo mądry powiedział, że żyjemy w złotej erze telewizji. Wspomniana teza, która jeszcze kilkanaście lat temu mogła zostać uznana za ryzykowną, obecnie już nikogo nie dziwi. W czasach, gdy oferty programowe czołowych stacji zawierają więcej ciekawych treści niż niejeden film fabularny, najbardziej burzliwe dyskusje wzbudzają właśnie kolejne odcinki popularnych serii, spychając kinowe premiery na dalszy plan. W zeszłym roku ponownie mieliśmy do czynienia z mnóstwem znakomicie przygotowanych produktów od HBO czy Netflixa, ale popkulturalny krajobraz nieco się zmienił pod koniec maja. W tym czasie miłośnicy Davida Lyncha otrzymali wyjątkowy prezent. Autor Zagubionej Autostrady reaktywował stworzone w duecie z Markiem Frostem dzieło, które kiedyś zawładnęło umysłami odbiorców. Mowa tu oczywiście o długo wyczekiwanym, trzecim sezonie Twin Peaks, powracającym dzięki kooperacji z amerykańskim kanałem Showtime. Oglądanie najnowszej odsłony popularnej serii okazało się niezapomnianym doświadczeniem, nieporównywalnym z żadnym innym przykładem sztuki wizualnej. Co prawda zdania co do jakości kontynuacji przygód agenta Coopera są (delikatnie mówiąc) podzielone, ale ja jestem pewny, że losy mieszkańców osobliwego miasteczka stanowią przykład niepohamowanego twórczego geniuszu. Śmiem twierdzić, iż trzeci sezon tego serialu to najwybitniejsze przedsięwzięcie w historii telewizji.

No dobrze. Czas obronić tezę o genialności nowego Twin Peaks. Lecimy z tematem.

Przede wszystkim, należy zwrócić uwagę na główną ideę przyświecającą reżyserowi podczas konstruowania fabuły, kierowania działaniem aktorów, dobierania muzyki oraz podejmowania decyzji dotyczących efektów specjalnych. Każdy z wymienionych elementów został zaprezentowany w taki sposób, aby antagonizować widza. Osiemnastogodzinna podróż w głąb umysłu mistrza onirycznych wizji odzwierciedla znany cytat pioniera surrealizmu – Giorgio de Chirico. Włoski malarz twierdził, że (…)aby dzieło sztuki było naprawdę nieśmiertelne, konieczne jest, aby wykraczało poza ludzkie ograniczenia. Innymi słowy, cnotą artysty nie jest dogadzanie publiczności, a raczej chęć konfrontacji z ich oczekiwaniami. Powyższa sentencja idealnie definiuje sens istnienia Twin Peaks: The Return, składającego się z szeregu zaskakujących posunięć formalnych, mącących w głowach widowni spodziewającej się lekkiej, popołudniowej rozrywki.

 

Igranie z naszymi przyzwyczajeniami jak na dłoni widać chociażby po tempie, w jakim rozwija się akcja poszczególnych epizodów. Lynchowska interpretacja narracyjnych klisz ma w sobie dekonstrukcyjną jakość, jakiej brakuje większości podobnych projektów. Poczynania bohaterów są ukazywane przy pomocy poetyki kontrolowanego chaosu. Dostajemy coś w rodzaju kubistycznej impresji, ćwiartującej główny motyw na setki unikalnych fragmentów. Każdy z tych odrębnych estetycznie kawałków przenika do wyobraźni odbiorcy, zostawiając obrazy, które zamieszkają tam na zawsze. Specyficznej metodzie bliżej więc do abstrakcyjnego strumienia świadomości Williama S. Burroughsa niż tradycyjnego opowiadania historii w stylu Gry o Tron, czy House of Cards. Wszystkie sceny są swoistym testem cierpliwości. Zamiast cieszyć się przyjemnym spektaklem, funkcjonującym jako dodatek do wieczoru z pizzą, jesteśmy zmuszeni do wytrzymania niekomfortowo długich pauz pomiędzy dialogami, śledzenia kilkunastu do niczego nieprowadzących wątków, a także oczekiwania na satysfakcjonującą konkluzję, która i tak nigdy nie nastąpi. W świecie tego wyjątkowego miasteczka nie ma miejsca na sensacyjną dramaturgię czy efektowne punkty kulminacyjne. Tutejszy rytm wydarzeń wykracza poza jakiekolwiek zasady Hollywoodzkiego rzemiosła. Przygoda, w której bierzemy udział, pozwala na zanurzenie się w kompletnie nietypowej, artystycznej filozofii.

Kolejnym dowodem na błyskotliwość Davida Lyncha i Marka Frosta jest ich wyjątkowe podejście do ciężaru gatunkowego serii. Oryginalne Twin Peaks, mimo flirtowania z abstrakcją, dość mocno opierało się na strukturze kryminału. Osią fabuły było przecież śledztwo w sprawie śmierci ulubienicy mieszkańców – Laury Palmer. Przyjeżdżający do mieściny Dale Cooper miał za zadanie użyć swych niekonwencjonalnych metod, aby rozwikłać przerażającą zagadkę. Tymczasem 2017 rok przyniósł fanom serii niemałą niespodziankę. Otóż tym razem istotność elementu stricte detektywistycznego została zredukowana do minimum, ustępując miejsca egzystencjalnej grozie. Perypetie faworytów publiczności wiążą się teraz z tak uniwersalnymi sprawami, jak rozczarowanie zastaną rzeczywistością, strach przed śmiercią, niemożność uniknięcia fatum czy próba akceptacji absurdu własnego losu. Tak więc pierwsze skrzypce grają tu metafizyczne wątpliwości, a nie wymyślna intryga.

Interesujący jest także specyficzny rodzaj absurdu, charakterystyczny dla trzeciego sezonu. Oczywiście eksploatowanie purnonsensowych pomysłów istniało w telewizji od czasów wręcz prehistorycznych (brytyjska popkultura traktuje tę stylistykę jako cechę wrodzoną). Jednak najnowsza odsłona Twin Peaks sprzedaje nam nieco inny wariant abstrakcji niż ten znany z Latającego Cyrku Monty Pythona czy nawet amerykańskich sitcomów. Nafaszerowane groteskowymi sytuacjami odcinki, trudno nazwać zabawnymi. Oczywiście (jak zawsze u Lyncha), zdarzają się momenty przesycone czarnym jak smoła humorem, ale ogólna wymowa poszczególnych epizodów raczej nie powoduje uśmiechu na naszych twarzach. Obcowanie z dziwaczną rzeczywistością wykreowaną przez autorów serialu przypomina bycie uwięzionym w czyimś koszmarnym śnie. Mnożące się z sekundy na sekundę fantasmagoryczne majaki wprowadzają w silny, paranoiczny stan, z którym odbiorca nie potrafi sobie poradzić. Dzięki temu zabiegowi na własnej skórze odczuwamy to, co bohaterowie. Podobnie jak doświadczeni przez życie protagoniści, nie rozumiemy reguł rządzących tym środowiskiem i nie umiemy pogodzić się z niemożnością zyskania takiej wiedzy. David Lynch oraz Mark Frost posługują się retoryką nonsensu, aby postawić tezę, bliźniaczą do dywagacji Alberta Camusa czy Thomasa Ligottiego. Brzmi ona następująco – człowiek to postać tragiczna, gdyż jest z góry skazana na egzystencję, której reguł nie odkryje nigdy.

Na koniec, warto również wspomnieć o jeszcze jednym istotnym motywie tej trzeciej serii. Mam tu na myśli prezentowane przez serial, wyjątkowo szczere spojrzenie na problematykę przemijającego czasu. Ponad dwudziestoletnią przerwę, jaką dzieli pilot Twin Peaks i finał The Return, widać już na pierwszy rzut oka. Lynch, jako że sam jest już dojrzałym i doświadczonym człowiekiem, nie bał się ukazania rezultatów aktywności klepsydry. Twórca nie ukrywa zmarszczek, siwych włosów i zmęczonych grymasów bohaterów miasteczka, przedstawiając je za pomocą surowości kamery cyfrowej. Nawiązania do bezwzględnego upływu godzin mają też bardziej metaforyczny kontekst. Nieustanne wycieczki z teraźniejszości w przeszłość oraz przyszłość, zarówno te dosłowne, jak i mające charakter retrospekcji, stanowią celną analizę naszej natury. Protagoniści wciąż powracają (myślami oraz ciałem) do poprzednich dekad, układając w głowie alternatywne scenariusze, sprowokowane przez wyrzuty sumienia lub po prostu tęsknotę za tamtymi czasami.

Najnowszy sezon Twin Peaks jest więc dziełem wyjątkowym, wyróżniającym się na tle współczesnego, serialowego rynku. Powrót Davida Lyncha i Marka Frosta do groteskowej miejscowości łamie wszelkie telewizyjne oraz kinowe schematy, rzucając niczego nieświadomego widza na głęboką wodę. Trzecia odsłona hitu lat dziewięćdziesiątych na nowo interpretuje tematykę zawartą w poprzednich odcinkach, starając się zmotywować widownię do refleksji. Twórcy wciągają widza w pasjonującą polemikę, atakując wszystkie jego słabe punkty. Przetrwanie tego intensywnego eksperymentu to zadanie ekstremalne, ale warte każdej kropli potu. Być może Twin Peaks: The Return nie oferuje uczucia katharsis, lecz ma w zanadrzu coś bardziej cennego – garść refleksji, które będą Ci towarzyszyć na wieki.

Dodatki :

* bardziej tradycyjna recenzja redakcyjnego kolegi

* wideo-analiza efektów wizualnych trzeciego sezonu

Twin Peaks 2017 - urok wizualnej groteski

Fot.: Showtime, Filmmaker Magazine, vox.com

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *