„W każdym niemożliwym jest możliwość” – Tommi Parrish – „Kłamstwo i jak to robimy” [recenzja]

Wyobraź sobie, że wyruszasz w długą, samotną podróż. Na przykład pociągiem, choć może to być dowolny środek komunikacji. Obok Ciebie siedzi dwoje młodych ludzi: kobieta i mężczyzna. Rozmawiają. Początkowo nie zwracasz na nich uwagi, lecz z czasem mimowolnie zaczynasz im się przysłuchiwać (a gdy milczą, obserwujesz ich ukradkiem). Nie znasz kontekstu ani wymienianych osób, ale toczona rozmowa intryguje Cię i wciąga. Gdy Twoja wyprawa dobiega końca i musisz opuścić nieznajomych, odczuwasz delikatny żal i nie do końca zaspokojoną ciekawość. Lektura komiksu Kłamstwo i jak to robimy Tommi Parrish (o Parrish polski wydawca, Timof i cisi wspólnicy, nieprzypadkowo pisze w liczbie mnogiej) przypomina trochę taką podróż. Choć w tym wypadku towarzyszymy kobiecie i mężczyźnie w trakcie ich wspólnego wypadu na miasto (podsłuchiwanie osób, które przemieszczają się pieszo, jest problematyczne – stąd skojarzenie z pociągiem). Ale po kolei…

Podczas robienia zakupów w supermarkecie Tim spotyka Cleary – dawno niewidzianą koleżankę, która jest tu kasjerką. Jako że dziewczyna za chwilę kończy pracę, umawiają się na wspólne wyjście. Razem odwiedzają różne miejsca, a w tym czasie jedzą, piją i rozmawiają. Przede wszystkim rozmawiają. Nie chcę za wiele zdradzać, więc napiszę tylko, że ich konwersacje dotyczą głównie związków. Stwierdzenie, że Kłamstwo i jak to robimy to historia o związkach, byłoby jednak zbyt dużym uproszczeniem. To gorzka opowieść o relacjach międzyludzkich – o próbach zrozumienia i jego braku. To komiks o kłamstwie – o okłamywaniu innych i samego siebie. To komiks o prawdzie – o poszukiwaniu prawdy o sobie i o wpływie prawdy na stosunki z drugim człowiekiem. To także historia o przyjaźni, rozczarowaniu, samotności i zapewne jeszcze o kilku innych rzeczach – w zależności od tego, kto ją czyta.

Dzieło Parrish pozbawione jest zaskakujących wydarzeń i niespodziewanych zwrotów akcji. To zapis rozmowy pomiędzy dwojgiem dawnych przyjaciół. Otaczające ich miejsca i ludzie stanowią najczęściej zaledwie mało istotne tło. Komiks nie posiada konkretnej puenty. Nie jest przy tym skomplikowanym filozoficznym wywodem, lecz prostą opowieścią, której siła tkwi w tym, iż zmusza ona do refleksji. Jestem przekonany, że nie u każdego czytelnika przemyślenia po lekturze będą takie same, co tylko działa na korzyść Kłamstwa… Trafnym podsumowaniem spotkania po latach są słowa Cleary: to dziwny wieczór, które dziewczyna wypowiada do barmanki. I to uczucie nie jest nam obce, mimo że doświadczenia życiowe każdego z nas są odmienne.

O charakterze i oryginalności Kłamstwa… w pierwszej kolejności decyduje jednak nie jego treść, lecz niepowtarzalne rysunki. Postaci wykreowane przez Parrish są nieproporcjonalne: mają masywne tułowia, duże ręce i wyjątkowo małe głowy. Ich twarze to często jedynie kolorowe plamy, a ich płeć niejednokrotnie jest trudna do określenia. Kolory – początkowo ostre i wyraziste – stopniowo stają się stonowane, odrobinę zgaszone. Oddaje to upływ czasu (dzień zaczyna, nawet nie wiemy kiedy, przechodzić w noc), ale także doskonale koresponduje z nastrojem bohaterów – coraz bardziej zagubionych, skrępowanych i rozczarowanych. Wśród inspiracji Parrish znajdują się tacy twórcy jak Dash Shaw, Olivier Schrauwen czy Brecht Evens (autor znanej polskiemu czytelnikowi Pantery). Strona graficzna Kłamstwa… jest jednak na tyle charakterystyczna, że nie sposób przypisać tę pracę żadnemu innemu artyście. Te ilustracje nie muszą zachwycać, lecz warto je docenić.

Rzeczą, która wyróżnia Kłamstwo i jak to robimy jest również zastosowanie interesującego zabiegu utworu w utworze. Cleary, czekając przed sklepem na Tima, znajduje książkę – zapis wspomnień striptizerki dotyczących jej związku z klientem. Gdy ją czyta, na jednej stronie widzimy czarno-biały rysunek, nawiązujący do treści utworu, zaś na sąsiedniej: jedno lub kilka zdań książki. Wspomnienia striptizerki zajmują sporą część komiksu i stanowią one rozwinięcie i uzupełnienie podejmowanej przez niego problematyki, a przy tym można je odnieść do historii Cleary i Tima. Dziewczyna czyta, siedząc przed sklepem, a następnie wracając metrem do domu. Zdania zamykające kolejne strony pierwszego fragmentu książki (jak i zdecydowana większość tekstów wpisanych w poszczególne dymki we właściwej części komiksu) nie są zakończone kropką. Kropka wieńczy natomiast każdą stronicę drugiego fragmentu wspomnień, podkreślając tym samym ważność zawartej w nim konkluzji – jedynej tak wyraźnej konkluzji w całym dziele Parrish.

Kłamstwo i jak to robimy nie jest komiksem, który złotymi zgłoskami zapisze się w historii tego medium. Jestem pewien, że wielu osobom wyda się wręcz nudny, a ilustracje niejednego zniechęcą. Uważam jednak, że warto dać Kłamstwu… szansę, gdyż lektura tego tytułu to – ze względu na jego nieszablonowość – niezwykle ciekawe doświadczenie. Nawet jeśli propozycja Timofa zdaje się być komiksem, który nie do końca jest w naszym guście (jak po części było w moim przypadku), to może się okazać, że uznamy go za bardzo dobry. Wprawdzie mamy dopiero lipiec, ale pozwolę sobie na małe spekulacje. Tytuł roku? Wątpię. Jeden z najciekawszych i najoryginalniejszych komiksów wydanych w Polsce w 2019 roku? Wysoce prawdopodobne.

Fot.: Timof i cisi wspólnicy


Przeczytaj także:

Wielogłos o filmie Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *