Spirala

Klasyka amerykańskiej grozy – David Harder Kurtis – „Spirala” [recenzja]

Spirala to hipnotyzujący thriller psychologiczny z elementami klasycznego kina grozy. Miasteczko gdzieś na górzystej amerykańskiej prowincji. Zamknięta społeczność skrywająca mroczne sekrety i niespieszna narracja konsekwentnie budująca klimat zagrożenia i osaczenia. Ta fabuła to idealna propozycja dla tych miłośników filmów grozy, którzy od gore i jump scare’ów (choć i te w Spirali się pojawią, ale oszczędnie) wolą leniwą, klimatyczną narrację i atmosferę tajemnicy. Nie jest to fabuła szczególnie szokująca czy nowatorska. Reżyser David Harder Kurtis oraz scenarzyści Colin Minihan i John Poliquin sprawnie balansują między budowaniem napięcia, a tworzeniem psychologicznej wiarygodności bohaterów. Równie sprawnie czerpią z typowych dla tego rodzaju kina motywów i wątków, nadając im jednak indywidualny rys. Ich dzieło jest mocno zanurzone w tradycji amerykańskiego horroru.

Oglądając Spiralę, ma się wrażenie, że to wszystko już było. Widzieliśmy podobne fabuły po tysiąckroć. Co może być bardziej oklepane niż typowy dla amerykańskiej (a od niedawna także brytyjskiej, francuskiej, etc.) kinematografii, motyw ciężko doświadczonego przez los protagonisty, który próbuje zacząć wszystko od nowa z dala od świateł i zgiełku wielkich miast? Kinomaniacy wiedzą doskonale, że pomysł przeprowadzki na sielską, anielską prowincję jako remedium na weltchmerz i kłopoty finansowe jest pomysłem złym i bohaterom przyjdzie za niego słono zapłacić. Od pierwszych (zresztą przepięknych) kadrów jest też jasne jak słońce, że sielska prowincja to miraż, fantasmagoria i śmiertelna pułapka. Jest to wiedza tak powszechna dla każdego pożeracza popkultury, że doprawdy ciężko zrozumieć, jak w ojczyźnie Stephena Kinga i dwadzieścia lat po premierze Twin Peaks, komuś w ogóle przychodzi do głowy przeprowadzka do któregoś z niby uroczych, amerykańskich miasteczek.

Mroki zadupia

Ale po kolei. Tym razem naiwnymi bohaterami są: para gejów i córka jednego z nich. Cała trójka, a jakże, pragnie zostawić za sobą traumy, pośpiech i wysokie koszty życia w dużym mieście i zacząć wszystko od nowa gdzieś za górami, za lasami. Że piękne górskie widoki i pozorna sielskość nie gwarantują ciepłego przyjęcia przez miejscowych, nasi bohaterowie przekonają się niemal natychmiast, gdy przyjdzie im zmierzyć się z niechęcią, nieufnie nastawionych do obcych mieszkańców. Z czasem klimat gęstnieje. To, co moglibyśmy uznać za homofobię i małomiasteczkowe uprzedzenia wobec każdej inności, przybiera coraz bardziej niepokojący i groteskowy wyraz.

Jeden z bohaterów, Malik, ciężko doświadczony nienawiścią i dźwigający brzemię traumy z przeszłości, zaczyna podejrzewać, że w miasteczku dzieje się coś dziwnego, co niekoniecznie jest maskowanym wymuszoną uprzejmością uprzedzeniem. Zaczyna dostrzegać coraz więcej niepokojących zachowań. Dostrzega różne dziwne dziwności. Robi się coraz dziwniej i dziwniej, mroczniej i mroczniej. Wokół Malika zaciska się pętla strachu, niepewności i nieufności. I już nie wiemy, czy naprawdę dzieje się coś niepokojącego, czy bohater zaczyna popadać w paranoję.

Uciekaj czy Dziecko Rosemary

Gdzieś przeczytałam, że Spirala to takie Uciekaj Jordana Peele’a, ale o gejach. Trochę tak, ale jednak nie do końca. Spirala nie ma demaskatorskich ambicji. To klasyczne kino rozrywkowe, tyle że „z przesłaniem”. Owszem, twórcy niby starają się obnażyć mechanizm uprzedzeń i wrogości wobec każdej inności, ale tylko na tyle, na ile to potrzebne do budowania atmosfery osaczenia. Pewne skojarzenia z Uciekaj może budzić scena rozmowy bohaterów z niby postępowymi mieszkańcami, oburzającymi się na przejawy ksenofobii. Faktycznie przypomina to trochę zapewnienia ojca z Uciekaj, który zapewniał, że nie ma nic do czarnych, bo głosował na Obamę.

Uciekaj, mimo sztafażu grozy, jest kinem społecznie zaangażowanym. Pokazuje wciąż obecną wśród potomków właścicieli niewolników ksenofobię, rasizm i pomieszaną z fascynacją pogardę. W Spirali tego nie uświadczymy. To raczej kameralny horror psychologiczny, którego twórców bardziej interesuje mechanizm indywidualnej traumy, niż mechanizm społecznych uprzedzeń. To, co dzieje się w głowie bohatera, od tego co dzieje się „naprawdę”.

Dlatego bliżej Spirali do Dziecka Rosemary. Nie mam jednak na myśli jakichkolwiek podobieństw warsztatowych czy artystycznych do dzieła Polańskiego. To zupełnie nie ta liga. Skojarzenia z tamtym dziełem wzbudza wyobcowanie głównego bohatera, kompletne niezrozumienie z jakim spotyka się ze strony najbliższych i to, jak ulegając manipulacjom otoczenia, zaczyna pogrążać się w paranoi. W pewnym momencie ani on sam, ani widz nie jest pewien, czy bohater jest przewrażliwiony, źle odczytuje sygnały otoczenia, wszędzie węszy spisek i zaczyna wariować, czy właśnie jako jedyny zachowuje trzeźwy umysł i słusznie przeczuwa zagrożenie.

Spirala jest mocno zanurzona nie tylko w amerykańskiej kinematografii, ale i literaturze. Zamknięta, rządząca się swoimi prawami, kultywująca w celu zapewnienia sobie pomyślności okrutne „tradycje” społeczność, nieodzownie kojarzy się chociażby z Loterią Shirley Jackson.

Bez szału, ale i bez zgrzytania zębów

Niewątpliwym plusem produkcji są przepiękne, kameralne, poetyckie zdjęcia i lekko schizoidalna ścieżka dźwiękowa, która świetnie podbija klimat czającej się grozy. Aktorstwo takie sobie. Ani wybitne, ani szczególnie nędzne. Aktorzy grają przyzwoicie, na solidnym, niestety telewizyjnym poziomie. Na ich tle wyróżnia się Ty Wood. Młody i jeszcze nieopatrzony aktor, znany z Chilling Adventures of Sabrina. Aktor niby na ekranie głównie jest. Nie robi (do pewnego momentu) nic szczególnego, ale mimo ujmującej powierzchowności, emanuje jakąś mocno niepokojącą charyzmą, której brakuje reszcie obsady.

Spirala to solidny kawałek kina rozrywkowego. Nie wywróci waszego świata do góry nogami. Ale też nie zostawi niesmaku czy poczucia zmarnowanego czasu. O ile oczywiście lubicie nieco snujące się opowieści, w których od „dziania się” ważniejszy jest gęsty klimat i emanujący z ekranu niekreślony niepokój.

Fot. HBO GO


Przeczytaj także:

Recenzja książki Kraina Lovecrafta

Recenzja książki Sprzedaliśmy dusze

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *