Klub Eksterminacji Lisa zaprasza – Benjamin Renner – „Wielki zły lis”

Choć krótkie spodnie możemy nosić wszyscy, bez względu na płeć, wiek czy rozmiar, w nielicznych przypadkach ograniczają nas jedynie okoliczności i związane z nimi konwenanse i dress code, to już samo sformułowanie krótkie gatki kojarzy nam się ze zdecydowanie młodszymi osobnikami. Trafnie więc Kultura Gniewu, wydawca komiksów, tak właśnie nazwała serię powieści graficznych dla młodszych czytelników. Wielki zły lis to jeden z tytułów, który wchodzi w skład owej serii i choć może nie nada się dla rozpoczynających swoją przygodę z czytelnictwem najmniejszych maluchów, to dla nieco starszych brzdąców już z całą pewnością stanowić będzie ciekawą, pełną humoru lekturę, która trafi także do niejednego dorosłego.

Tytułowy wielki zły Lis ma pewien problem delikatnej natury, a mianowicie nie jest ani wielki, ani tym bardziej zły, a to się fatalnie składa, bo bardzo, ale to bardzo by tego chciał. Jego marzeniem jest siać postrach i dzięki temu zdobywać pożywienie, o którym marzy i na myśl, o którym cieknie mu ślinka. Marzą my się tłuściutkie, soczyste kury z pobliskiej farmy. Lis pomimo braków w aparycji, postawie i charakterze nie ustaje w działaniach i próbach i raz po raz zakrada się na farmę w celu upolowania posiłku. Ale nasz bohater jest patentowaną ofermą, gapą i nieudacznikiem, dlatego ze swoich wypraw każdorazowo wraca nie tylko głodny i sfrustrowany, ale także poobijany i bez sił, bo waleczne kury są silniejsze, niż można się tego spodziewać. Któregoś dnia zniesmaczony Lis spotyka na swojej drodze Wilka, który na jego rozterki zdaje się mieć świetne rozwiązanie. Radzi Lisowi, by ten, zamiast polować na bojowe kury, wykradł jaja, wysiedział je, a potem poczekał, aż wyklute z nich pisklaki nieco podrosną, nabiorą smakowitego tłuszczyku… a wtedy będą gotowe do pałaszowania. Plan brzmi podejrzanie prosto, toteż okazuje się całkowicie skomplikowany. 

Wielki zły lis to humorystyczna opowieść o niewiarygodnej sytuacji, która nie wydarzyłaby się oczywiście nigdy w prawdziwym świecie, ale która dzięki temu jest jeszcze ciekawsza i jeszcze zabawniejsza. Zwierzęta w komiksie Benjamina Rennera zostały poddane całkowitej, dogłębnej wręcz personifikacji, pozostając jednak z wyglądu i z większości ruchów totalnie zwierzęce, co daje komiczny efekt i nie raz skłania do śmiechu czytelnika. Jak możemy się domyślać, wcale nie wielki i kompletnie nie zły Lis przywiązuje się do wyklutych piskląt i choć cały czas sam przed sobą, jak i przed Wilkiem, utrzymuje, że zbliża się czas konsumpcji, tak naprawdę zaczyna traktować kurczęta jak swoje dzieci, a one jego oczywiście jak matkę. Nie brakuje w związku z tym zabawnych scenek związanych z wychowywaniem dzieci typowych dla rodzaju ludzkiego. Jest problematyczne usypianie, a także nieustające piski i hałasy, które doprowadzają Lisa do szału. Jest próba ogarnięcia całej trójki kurcząt, podczas gdy każde wymaga natychmiastowej i spersonalizowanej uwagi, w dodatku robiąc histerię z błahych spraw (jak na przykład nieumiejętność samodzielnego zjedzenia glisty). Wielki zły Lis jest więc nie tylko wycieńczony jedzeniem rzepy zamiast pożywnego mięsa, ale także całodobową opieką nad trojaczkami, które już są na tyle duże, żeby i domagać się, i się obrażać, i kłócić, ale na tyle małe, by wymagać ciągłej uwagi. Chcący uchodzić za groźnego i bezwzględnego drapieżnika Lis nie chce przyznać się nawet przed samym sobą, że budzi się w nim coś na kształt instynktu macierzyńskiego.

Powieść graficzna autorstwa Benjamina Rennera  to przede wszystkim pełna humoru i abstrakcyjnych sytuacji zakrawających na nonsens opowieść. Lis przegrywający kolejne starcia z kurami, kury z piekła rodem, które zakładają Klub Eksterminacji Lisa (szkoląc się z szeregu przeróżnych, zazwyczaj czysto fizycznych i przemocowych sposobów na poradzenie sobie z drapieżnikiem), pisklęta, które są święcie przekonane, że są małymi liskami, Wilk, który czeka, aż znajomy lis nieudacznik wysiedzi kurze jaja, odchowa pisklaki i podzieli się z nim posiłkiem… Brzmi jak wariactwo, ale w komiksie Rennera sprawdza się znakomicie. 

W głębszych warstwach opowieści możemy się doszukać prawd także o ludzkim świecie. Przede wszystkim o tym, że nie zawsze to, co wydaje się nam naturalne, jest naszym przeznaczeniem i nie powinniśmy na siłę podążać za tym, co tylko wydaje się dla nas dobre. Również natura lubi robić psikusy lub po prostu zdarza jej się pomylić, wprowadzając zamieszanie. Najważniejsze, aby podążać za tym, co dyktuje nam nasze serce. Wielki zły lis może być również odczytywany jako opowieść o zaskakującej miłości rodzicielskiej, która zradza się w najmniej sprzyjających i niespodziewanych okolicznościach. Ostatecznie to także komiks pozwalający zadumać się nad tym, że być może z każdej sytuacji możliwe jest wyjście, jakiś kompromis, który przynajmniej jako tako zadowoli wszystkich. Być może wystarczy tylko przestać gnać za tłumem i opinią społeczeństwa, które stara się nam dyktować, jacy powinniśmy być i jak się mamy zachowywać.

Wielki zły lis prezentuje się intrygująco i zachęcająco także, jeśli chodzi o warstwę graficzną. To, co rzuca się w oczy zaraz po otwarciu komiksu, to fakt, że strony nie mają podziału na kadry, a raczej – nie mają linii, które te kadry by wydzielały. Plansze są białe (nie: śnieżnobiałe), a kolejne kadry wyłaniają się z tej bieli i ta biel właśnie je rozdziela. Akwarelowe ilustracje połączone z cienką kreską przywodzącą na myśl celowo niedbałe pociągnięcia nadają opowieści bajkowego klimatu, co z humorystyczną fabułą spaja się idealnie. Stonowane kolory ograniczające się w dużej mierze do zieleni, brązów i szarości, a także niebieskości (kiedy zapada noc) nie dominują, ale sprytnie wyróżniają się na tle jasnych plansz, w których brak ostrych linii i ram. Wydanie jest również nie do końca typowe jak na komiks, ponieważ bardziej przypomina książkę. Wielki zły lis charakteryzuje się miękką okładką ze skrzydełkami, która oddaje dokładnie to, co znajdziemy w środku – akwarelowy kadr na tle niezmąconej bieli. 

Komiks Benjamina Rennera zyskał we Francji ogromną popularność, co przyczyniło się do tego, że na jego podstawie powstał film animowany, który zresztą został nagrodzony Cezarem. Powieść graficzna o niezdarnym i głodnym lisie otrzymała również niebagatelną nagrodę dla najlepszego albumu dla dzieci na festiwalu w Angoulême. Niebagatelność zasadza się głównie na tym, że w jury nie zasiadali dorośli, a czytelnicy w wieku docelowych odbiorców dzieła, a więc dzieci w wieku od 8 do 12 lat, co uważam zresztą za świetny pomysł. Wielki zły lis zdobył popularność oszczędną, ale ciesząca oko grafiką, w której mimika i ruchy zwierząt same w sobie potrafią rozbawić; szalonym pomysłem scenarzysty i rysownika; humorem zawartym w kolejnych scenkach, a także (mam nadzieję) przekazem i problematyką, z której przy odrobinie chęci można wyciągnąć więcej, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Nawet jednak, jeśli lektura komiksu miałaby być jedynie czystą rozrywką płynącą z zabawnych dialogów i perypetii lisa – to nadal warto.

Fot.: Kultura Gniewu

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *