kobiety, których nie ma

Bezdomność = Niewidzialność – Sylwia Góra – „Kobiety, których nie ma”

Bezdomność to nie tylko brak domu. To wykluczenie. Osoby w kryzysie bezdomności stają się niewidzialne i bezimienne. Wpisały się w krajobraz miast tak bardzo, że przestaliśmy na nie reagować. Nie zastanawiamy się, co doprowadziło je do tego miejsca i co zrobilibyśmy na ich miejscu. Niekiedy od razu stawiamy diagnozę, że pewnie na to zasłużyły, że to ich wybór. Tym, co je łączy, jest poczucie wstydu, trudna historia rodzinna czy wykluczenie na rynku pracy. Niekiedy są brudne, brzydko pachną. Bezdomne kobiety, które możemy spotkać na ulicach, rzadko na długo pozostają same. Zwykle szybko znajdują partnera, który zapewnia im minimum bezpieczeństwa. W przeciwnym wypadku narażone są na przemoc fizyczną, psychiczną czy finansową.  

Kloszard, wygnaniec, tułacz, włóczęga, śmierdziel, przybłęda, rzadko: niczyj, opuszczony, osamotniony, bez dachu nad głową. Osoby bezdomne wzbudzają niechęć i obrzydzenie przechodniów. Są bezimienne i niemal niewidoczne. Streetworking także nie jest normą. Mamy z nim do czynienia wyłącznie w dużych miastach takich jak: Warszawa, Kraków, Łódź, Katowice etc. Zresztą oficjalnie zawód streetworkera nie istnieje, więc trudno się dziwić, że brakuje tego pomostu między społeczeństwem a osobami bezdomnymi. Bezdomność nie jest świadomym wyborem. To wypadkowa wielu problemów życiowych powiązanych z brakiem oparcia społecznego w rodzinie, przyjaciołach i instytucjach. 

Osoby bezdomne bez względu na płeć funkcjonują w systemie schodkowym (drabinkowym). Na jej dole znajduje się ogrzewalnia. Jej celem jest zmniejszenie liczby osób bezdomnych zajmujących pustostany lub pozostających bez dachu nad głową. Traktowana jest jako placówka interwencyjna, do której, by się ogrzać, może przyjść każdy, kto jest samodzielny i nie wymaga opieki. Stopień wyżej znajdują się noclegownie, czyli placówki zapewniające tymczasową pomoc w postaci schronienia, a często także pakietu usług ukierunkowanych na wzmacnianie aktywności społecznej, wyjście z bezdomności, uzyskanie samodzielności życiowej. Zazwyczaj w noclegowniach występuje zakaz spożywania napojów alkoholowych, choć w miastach, w których nie ma ogrzewalni, stosuje się wyjątki od tej reguły. Można za to liczyć na jeden ciepły posiłek i otwarte drzwi w godzinach wieczorno-nocnych.

Przywykliśmy do schematów i niebywale trudno nam się od nich uwolnić. Autorka też nie jest od nich wolna, jednak w momencie, kiedy powzięła decyzję, by oddać głos bezdomnym kobietom, postanowiła wrzucić z głowy dotychczasowe wyobrażenia. Czy bohaterki książki były z autorką w stu procentach szczere? Czy mówiły prawdę i tylko prawdę? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy. Sylwia Góra jednak jest przekonana, że podzieliły się z nią swoją prawdą, a tej nie ma prawa kwestionować. Umiejętność słuchania, codzienna uważność na drugiego człowieka, a także autentyczność  autorki sprawiły, że czytelnik ma szansę poznać bardzo osobiste historie, które na długo pozostają w pamięci.

Kobiety, których nie ma to wynik rozmów z kilkudziesięcioma kobietami pozostającymi w bezdomności, korzystających z noclegowni, schronisk, mieszkań chronionych, wspomaganych i treningowych czy uczestniczących w programie Housing First. I choć bezdomność sama w sobie nie różni się od miejsca, w którym występuje, to jednak każda jest inna przez wzgląd na indywidualną historię. Sylwia Góra nie ocenia swoich bohaterek. Nie wytyka popełnionych błędów. Po prostu daje im głos, a co ważniejsze – nie traktuje ich jako bezosobowej grupy. Po raz pierwszy w rozmowach pojawiają się problemy, z którymi te kobiety muszą sobie radzić w tych ekstremalnych warunkach, takich jak menstruacja, ciąża, poród. Dotychczas zagadnienia te były marginalizowane i niepodejmowane nawet podczas dyskusji o bezdomności. Tym razem nie zabrakło na nie miejsca. 

Fot.: Wydawnictwo Marginesy

kobiety, których nie ma

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *