Dziewiętnasty sierpnia 2022 roku to nie był dobry dzień dla polskiej kinematografii. To nie był dobry dzień dla kinematografii w ogóle. I wcale nie mam na myśli tego, że film Kolejne 365 dni ujrzał światło dzienne. To był feralny dzień dlatego, że dostaliśmy wyraźną wskazówkę, iż trylogia, pod wpływem włoskiej magii, zamieni się w przynajmniej tetralogię, więc kolejna część opowieści o Laurze, Massimo, Nacho i Oldze to tylko kwestia czasu. Kolejne 365 dni natomiast niczym nie zaskakuje, będąc w zasadzie dziesięciominutowym ciągiem dalszym filmu Ten dzień, epilogiem, który ktoś w masochistycznych zapędach postanowił wydłużyć do prawie dwóch godzin. Kolejne 365 dni to silikonowy biust, który lekarze stanowczo odradzali w tak monstrualnym rozmiarze. To wydłużony operacją penis, który robi wrażenie tylko na właścicielu.
Ten film nie ma jeszcze zarysu fabuły
Laura nie umarła. Wszyscy jesteśmy w szoku. Jest rozdarta między mężem (Massimo) a przyszłym niedoszłym kochankiem (Nacho). Olga przeklina i ucieka przed ochroniarzem jak w kreskówce. Laura i Olga piją i tańczą. Jest seks z Massimo. Jest erotyczny sen z Nacho. Jest seks z Nacho, Jest erotyczny sen z Massimo i Nacho. Laura nadal nie wie, kogo wybrać. Kurtyna. Koniec filmu.
Tę pszczółkę, którą tu widzicie, zowią Laurą
Konsekwencja twórców jest natomiast godna podziwu. Wszyscy pamiętamy, że Massimoo nazywa Laurę baby girl. Nacho nie może być gorszy, a twórcy puszczają tym samym oko do fanów (kochani są). Nacho nazywa więc Laurę pszczółką. Dlaczego? Jest to dla mnie bardziej tajemnicze niż sprawa pojedynczych skarpetek, które najprawdopodobniej odnalazły w bębnie pralki przejście do innego wymiaru.
Awans
Nacho awansuje z ogrodnika na taksówkarza. Myślę, że twórcy chcieli nam tym samym przekazać, iż żadna praca nie hańbi, a o mężczyźnie nie świadczy ani jego pochodzenie, ani stan konta.
Mężczyźni spod Radomia są nudni
Choć kiedy Olo rzuca do Laury, że znajdzie jej zwykłego mężczyznę spod Radomia, żeby umarła z nudów, obie wybuchają śmiechem. Możliwe więc, że jednak trzeba być bogatym, zadziornym, umięśnionym Włochem i mafiozem, żeby cokolwiek dla kobiety znaczyć.
Osiołkowi w żłoby dano
Cała fabuła skupia się na tym, że Laura, niczym legendarny osioł, próbuje wybrać między Massimem a Nacho. Oślica Laura miota się od jednego kieliszka do drugiego, a kiedy rzuca wszystko, żeby zająć się pracą, wymyśla dwie sukienki i dostaje zaproszenie na pokaz do Portugalii. A tam kto surfuje po spienionych falach? Nacho! Bo życie właśnie takie jest. Proste. Nieskomplikowane. Cudowne. Z sercem na dłoni. Massimo, który ją porwał i kazał siebie pokochać, zostaje skontrastowany z Nacho, który do Laury, a tak naprawdę do widza, do bólu łopatologicznie, mówi, że on jej do niczego nie zmusi, że on jest inny. Że ją kocha. Roztacza romantyczne wizje. Taki zresztą też jest ich seks – w przeciwieństwie do kopulowania z Massimem – przedstawiony subtelniej, romantyczniej. I jak tu wybrać, kiedy w jednym korycie siedzi ubrany w czarny lateks Massimo, który zaraz zakuje ją w łańcuchy i każe patrzeć, jak inna robi mu dobrze, a w drugim ogrodnik z powołania, taksówkarz z wyboru i mafiozo wyrosły na owocnej ziemi rodzinnych tradycji, który prędzej czy później weźmie ją na desce surfingowej (bo pewnych rzeczy nie sposób uniknąć) i ma fajną siostrę? Wybór jest niemożliwy, dlatego oślica Laura go nie dokonuje. O ile jednak osioł Fredry kona z głodu, o tyle w przypadku Kolejnych 365 dni konają widzowie – z nudów i żenady.
Chcemy więcej seksu
Nie chodzi o to, że Laura, Massimo i Nacho (a także Olga ze swoim narzeczonym i świecąca biustem Natalia Siwiec z modelem) uprawiają go tak dobrze, że nie mogliśmy się napatrzeć i wciąż krzyczymy: bis! Ale biorąc pod uwagę, że ten film nie ma jeszcze zarysu fabuły i że dialogi osiągnęły poziom krytyczny (niemal zawsze miałam wrażenie, że bohaterowie odpowiadają sobie, nie kontynuując tematu zaczętego przez rozmówcę, jakby swoje kwestie losowali w ramach jakiegoś pijackiego zakładu, który włodarze Netflixa przegrali), a aktorstwo jest z każdą częścią gorsze – już wolę ten ich seks. Nie chcę już, żeby rozmawiali. Proszę, nie.
Nie o taki recykling walczymy
Kolejne 365 dni to przykład filmowego recyklingu. Powstał bowiem – a przynajmniej takie ma się wrażenie po seansie – z odpadków, odrzutów, które zostały twórcom po sklejeniu do kupy drugiej części. Nie chce mi się wierzyć, że kolejna część „rozterek” miłosnych Laury powstała jako pełnoprawny produkt, z wykorzystaniem całego tego sprzętu, czasu filmowców, angażu aktorów. Nic na to nie wskazuje. To raczej skutek uboczny tego, że twórcy nagrali w rozpędzie podczas kręcenia Tego dnia za dużo scen alkoholizowania się Laury i Olo i fochów tej pierwszej, i szkoda im było tak „dobrego” materiału.
Schabowy i Kasprzyk
Oślicy Laurze wydaje się, że Massimo i Nacho to dwa bieguny. Dwa brzegi szerokiej rzeki jej pożądania – jeden jest poszarpany, nierówny, stromy i kamienisty, ale jest w nim coś przyciągającego, jakaś pierwotna siła, jakieś wyzwanie. Drugi brzeg jest delikatny, miękki, malowniczy, bezpieczny. Kusi, ale inaczej. Ale oślica Laura zapomniała, że ten romantyczny, cały czas powtarzający, że daje jej wybór i do niczego nie zmusza Nacho, też ją porwał i wykorzystał do własnych mafijnych celów. W dodatku zrobił to tak, że oślica myślała, iż to była romantyczna pomoc. Jednak ostatecznie i to jest bez znaczenia, bo dylematy oślicy Laury sprowadzają się wyłącznie do łóżkowych ekscesów, a kiedy ostatecznie podczas jej mokrego snu, który miał pomóc jej podjąć życiową decyzję (bo od tego są sny erotyczne), to Nacho i Massimo zaczynają się całować – w widzu tli się nadzieja, że może obydwoje kopną ją w ośli zadek i napiszą własny spin-off, którego my z radością nie obejrzymy. Jednak twórcy zmierzają chyba do czegoś innego. Oślica leci więc na Mazury, by nad talerzem schabowego i po usłyszeniu mądrości życiowej od matki granej przez Ewę Kasprzyk (Jeśli wybierzesz, którego wolisz, będziesz wiedziała, którego wolisz) dokonać wyboru. Ale oślicy nikt nie będzie mówił, co ma robić. Oślica jest dumna i samodzielna. Zostaje więc na plaży, a wwiercające się w serce pytanie: Are you back, baby girl? odbijać się będzie echem aż do następnego filmu sygnowanego nazwiskiem Lipińskiej, Białowąs i Mandesa.
Milczenie jest gniotem
Podsumujmy sobie Kolejne 365 dni. Laura, kiedy nie obraża się i nie uprawia akurat seksu lub o nim nie śni, alkoholizuje się lub tańczy ze swoją przyjaciółką. Sceny z Olgą to kolejne kuriozum tego filmu – nie wiem, czy twórcy w gorszy sposób przedstawiają przyjaźń, czy po prostu kobiety. Magdalena Lamparska jest w tym filmie po to, by przeklinać, chlać i rżnąć głupa. Sieklucka po to, by strzelać focha i przechadzać się między korytami. Morrone w zasadzie tylko jest i straszy nozdrzami, udając, że bawi się w jakieś mafijne biznesy. Susinna ma jedną minę i nawet jego klata tego nie rekompensuje. Bohaterowie ze sobą nie rozmawiają, co w sposób fantastyczny pokazuje scena „rozmowy” Nacho i Laury. Siedzą w aucie – milczą. Wysiadają, by pomilczeć. Wracają do auta i w zasadzie dalej milczą. To, że Oślica Laura nie ma wiele do powiedzenia, wiemy już od pierwszej części, ale żeby twórcy przyznali to tak oficjalnie?
Koniec
Umęczyłam się strasznie – zarówno podczas oglądania, jak i podczas pisania. Z poprzednich części można się było jeszcze zdrowo ponabijać, trzecia jest przede wszystkim nudna, bo nie ma w niej po prostu nic. Kilka scen seksu, mnóstwo piosenek, które zlewają się w jedną i jakaś desperacka próba komediowego sznytu, która wychodzi tak żałośnie, jak cała reszta. U Blani na imieninach (o których pisałam przy okazji recenzji filmu Ten dzień) wszyscy się schlali, porzygali i dogorywają teraz we własnych płynach. Śni im się, że są na eleganckim przyjęciu, tymczasem ślina z otwartych w pijackim śnie ust spływa im do koryta, a pomiędzy nimi przechadzają się osły, czyli my, widzowie, w tym także i ja. To jednak ostatnia impreza Blanki, na którą dałam się zaprosić. Wszystko ma swoje granice. Poza tym twórcy dotarli już do granic żenady, nudy i powtarzalności. Innego końca świata nie będzie.
Fot.: Netflix