Artur Rojek

Kolekcjoner dźwięków – Aleksandra Klich – „Artur Rojek. Inaczej” [recenzja]

Śląski chop (choć gwarą mówi tylko w żartach) wychowany w familokach, któremu z dzieciństwem kojarzą się zabierane do szkoły klapsznity[i], jak również modro kapusta, wodzionka i kluski policajki. Wychowany pod kopalnią Mysłowice, do której kiedyś zjechał. Omal nie zginął pod kołami samochodu (ten na szczęście wyhamował), co natchnęło go do napisania piosenki lato ’76.  Twierdzi, że mógłby mieszkać wszędzie, byle była przy nim rodzina. Nie wierzy w sztuczny świat, w którym wszystko zamienia się w sukces. Meloman, gitarzysta, muzyk o melancholijno-neurotycznym spojrzeniu, który zmienił pisanie tekstów w żywą, mocną poezję. Twórca OFF Festivalu, otwartego na nowe brzmienia. Członek Akademii Fonograficznej ZPAV, który długo na pytanie: „Co Pan robi?” wstydził się odpowiedzieć: „Jestem muzykiem”. Mówił – nic nie robię, gram. Przez lata zaszufladkowany jako lider zespołów Myslovitz (1992-2012) i Lenny Valentino (1998-2001), obecnie wybrał własną drogę – solową, rzadziej wędrowną. I choć dla wielu podobna decyzja spotkała się z porażką, on zdaje się temu przeczyć. Jego płyta zbiera same pochlebne recenzje, a sprzedaż krążka wciąż rośnie. Człowiek orkiestra – to chyba trafne określenie jego osoby. Panie i Panowie, przed Państwem Artur Rojek.

Inaczej nie jest typową biografią rockowego muzyka, do których przyzwyczaił nas rynek wydawniczy. Jest jak główny bohater –  z jednej strony wysuwa się na pierwszy plan, z drugiej chroni swoją intymność, choć rozmawia na różne tematy bez zbędnego koloryzowania. Cóż… Chciałoby się wiedzieć więcej, mimo iż Artur Rojek prowadzi nas w głąb swych tekstów (już na pierwszych stronach poznajemy zawartość emocjonalną  Beksy). Dowiadujemy się, parafrazując Murakamiego, o czym mówi, kiedy mówi o bieganiu, pływaniu, muzyce, rodzinie. Ale poznajemy też krętą drogę do bycia zawodowym muzykiem i marzeniu, by w Mysłowicach grać jak w angielskich miastach. Tak czy owak rysuje nam się portret mężczyzny inteligentnego, interesującego, mądrego i asertywnego (mimo wizerunku cichego i lekko wycofanego chłopca z Myslovitz) o wrażliwej duszy. Nie bez znaczenia jest też fakt, że zwierzenia te spisała Aleksandra Klich, dziennikarka pochodząca z Górnego Śląska, a więc krajanka.

To, co zachwyca w twórczości Rojka, (prócz dźwięków) to niebanalne teksty piosenek. Wbrew pozorom nie powstają one szybko, ale z trudem – tygodniami, a nawet miesiącami. Składa je jak  mozaikę ze wspomnień, przeżyć, książek, opowieści i filmów. Choć często sam jest punktem wyjścia i dojścia. Słowa dojrzewają, by potem dotrzeć do słuchaczy ze zdwojoną siłą i opowiedzieć o tym wszystkim, co w dalszym ciągu obchodzi człowieka: o przemijaniu, miłości, cierpieniu, dzieciństwie, samotności i strachu. W najnowszych kompozycjach nie boi się przekląć czy wykrzyczeć pewne słowa. Dlatego właśnie nowa płyta zachwyca innością, choć w dalszym ciągu pociąga za czułe struny naszych emocji. Jak sam mówi: Gdy słuchasz muzyki, masz poczuć prawdziwy smutek, żal, rozpacz, albo prawdziwą radość. Prawdziwą do końca. Nic pomiędzy. Na tym to polega. Bez kompromisów.

Zadziwia fakt, że – mimo iż muzyka jest całym jego życiem – do dziś nie zna nut… Może nauczy się kiedyś na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Ale gitarę potrafi zdewastować lepiej niż Pete Townshend, choć na scenie rzadko daje się ponieść. Dla niego scena to takie miejsce, które pozwala jednocześnie skupić na sobie uwagę i trzymać dystans. Podczas koncertu ekshibicjonistycznie się odsłaniam, ale nikt nie może mnie dotknąć. Swój świat ograniczył właściwie do rodziny, choć żona powtarza mu, że związki pozarodzinne też są ważne. On woli jednak, by synowie zapamiętali, że zawsze miał dla nich czas. Ojcostwo bowiem rozumie jako miłość, kontakt i bliskość. Tylko to da bowiem bazę do zbudowania własnego, dobrego życia.

Jeśli chcecie się dowiedzieć, jaki jest własny język Artura Rojka, czy słucha Myzlovitz, dlaczego nie udało się zrobić międzynarodowej kariery, za co lubi piosenki Grechuty, czy kiedyś wyda demo nagrane ze Zbigniewem Preisnerem, kto zrobił z niego mężczyznę, czym są dla niego pieniądze, co dają mu podróże, jak również dowiedzieć się, co myśli na tematy ostateczne i co chciałby usłyszeć po przejściu na drugą stronę – koniecznie sięgnijcie do tej publikacji.

Inaczej to książka droga. Artur Rojek zabiera nas w podróż po swoim dzieciństwie, okresie dorastania oraz dorosłych decyzjach. Opowiada o rodzinie, w której się wychował, oraz tej, którą sam założył. Dzieli się z nami swoimi muzycznymi inspiracjami, marzeniami i podróżami. Dzięki niemu poznajemy OFF Festival  (najbardziej otwartego na mową muzykę wydarzenia i miejsca w Polsce) zza kulis, ale również poznajemy historię długoletniej przygody z zespołem Myslovitz. Publikacja ta, to także dobry pretekst na podsumowanie. Znajdziemy w niej więc refleksję o czasie na zmiany, popełnianych błędach i wyciągniętych wnioskach, które pozwoliły mu pójść na przód, czego najlepszym dowodem jest pierwszy solowy album Składam się z ciągłych powtórzeń. Słuszność tej podjętej trzy lata temu decyzji potwierdzają liczne nagrody oraz czołówka na wielu listach przebojów. Kim naprawdę jest Artur Rojek? Przeczytajcie.

[i] kanapki

Fot.: Agora

Artur Rojek

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *