Komiksowy rollercoaster – Chuck Palahniuk, Cameron Steward – „Fight club 2” #2, #3 [recenzja]

Fight club to dla wielu, w tym i dla mnie, dzieło kultowe, dlatego też już podczas recenzji pierwszego zeszytu graficznej kontynuacji najbardziej znanego tytułu autorstwa Chucka Palahniuka wspominałem, jak wielkim szokiem był dla mnie sam pomysł dopisywania czegokolwiek do czegoś tak kompletnego jak wydany w 1996 roku Podziemny krąg. Na całe szczęście pisarz z Portland (przy rzecz jasna ogromnej pomocy Camerona Stewarda) uspokoił mnie, pokazując, że ta kontynuacja być może rzeczywiście ma sens, gdyż zarówno od strony wizualnej, jak i – przede wszystkim – treści, zeszyt #1 prezentował się naprawdę świetnie. Nadszedł więc czas na zapoznanie się z dwoma kolejnym epizodami Fight club 2. Czy było to spotkanie równie udane? Summa summarum – tak, nie da się jednak nie zauważyć tego, że zeszyt #3 odbiega poziomem od poprzednich części.

Historia przedstawiona w Fight club 2, toczy się dziesięć lat po wydarzeniach, jakie miały miejsce na ostatnich stronach, bulwersującej swego czasu, powieści. Okazuje się, że po dekadzie główny bohater, który mówi teraz o sobie per Sebastian, jest wrakiem człowieka. Znów poddał się codziennej rutynie, kupuje meble z Ikei, jest nijaki. a zarazem zmęczony swoją przeciętnością; na dodatek przybyło mu parę kilogramów i uzależnił się od antydepresantów. Marla również nie zalicza się do najszczęśliwszych osób na Ziemi. W tajemnicy przed Sebastianem nadal uczęszcza na spotkania różnorakich grup wsparcia, gdzie przepełniona goryczą narzeka na męża. Marla tęskni; tęskni za nieobliczalnym, charyzmatycznym facetem, w którym się zakochała, tęskni za… Tylerem. Dlatego też postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i podmienia antydepresyjne leki Sebastiana na zwykłą aspirynę, czym stara się obudzić demoniczne alter ego męża, co oczywiście jej się udaje. W międzyczasie para doczekała się potomka – chłopca, który na kartkach komiksu ma już dziewięć lat, a sam zeszyt #1 kończy się sceną pożaru domu bohaterów, którego sprawcą – jak się wydaje – jest właśnie syn Marli i Sebastiana, który z wielkim zapałem bawił się zestawem małego chemika.

Już pierwsze obrazy z zeszytu #2 to porządny cios, zarówno dla rodziców chłopca, jak i samych czytelników, którzy dowiadują się, że dziecko zmarło w trakcie wspomnianego pożaru. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy na jaw wychodzi fakt, że chwilę wcześniej głowa rodziny wykupiła bardzo drogą polisę na życie, w związku z czym status małżonków diametralnie się zmienia, nie są już ofiarami, a podejrzanymi, którym od tego momentu bacznie przygląda się FBI. Dociekliwi agenci drążą temat z każdej możliwej strony i nie zajmuje im wiele czasu odkrycie kolejnych niesprzyjających małżonkom faktów. Okazuje się bowiem, że rodzice Sebastiana również zginęli w wyniku pożaru, a dokładnie dwóch osobnych pożarów; co daje nam w sumie wynik trzech pożarów i trzech ofiar, z których każda to członek rodziny Sebastiana. Trzeba przyznać, że sytuacja głównego bohatera nie rysuje się w różowych barwach. Nie czuję się on jednak winny, a co za tym idzie, coraz bardziej prawdopodobna wydaje się być teza, że mroczny Tyler Durden pojawił się dużo wcześniej, niż wskazywałaby na to kultowa powieść. Potwierdza to także jedna z ostatnich scen zeszytu #2, w której na jaw wychodzi, że szczątki znalezione w zgliszczach spalonego domu wcale nie należą do syna Marli i Sebastiana.

Nie będę kreował się na speca od komiksów i rzucał fachowymi pojęciami, ponieważ takim specem bynajmniej nie jestem, jednak jak na moje oko laika, graficznie nadal jest bardzo dobrze. Cameron Steward świetnie współpracuje z Palahniukiem, co przekłada się na kolejne ilustracje, kapitalnie oddające tempo akcji. Część druga jest zdecydowanie bardziej dynamiczna i dzieje się tu naprawdę sporo (jak na te 20 stron), za co brawa należą się obu panom.

Wspomniałem wyżej, że zeszyt #3 odbiega poziomem od dwóch poprzednich i niestety jest to zmiana na minus. Grafika w zasadzie nadal jest miła dla oka, jednak następują pewne zgrzyty i ciężko powiedzieć, czy są one bardziej winą popularnego pisarza, czy rysownika.

Jak wiemy z poprzedniej części, zwłoki, które policja odkrywa na miejscu pożaru, nie należą do syna Sebastiana, wiele wskazuje natomiast na to, że chłopiec został porwany przez Tylera. Co więc robi główny bohater? Nakazuje Marli, by ta, przy pomocy między innymi zlewu, zrobiła mu z twarzy papkę i po spakowaniu dosłownie najpotrzebniejszych rzeczy, wyrusza do starego domu, będącego siedzibą anarchistycznej organizacji Durdena. Cel? Oczywiście odzyskanie syna. No i tu zaczynają się problemy. Trzecia część Fight club 2 to przede wszystkim dialogi (monologi?) Sebastiana z koczującymi pod zrujnowanym domem mężczyznami, chcącymi zasilić szeregi Kosmicznych Małp, a także z samym alter ego – Tylerem Durdenem. W tym momencie twórcy chyba troszkę się pogubili. Pierwszą sprawą jest zauważalny błąd logiczny, mianowicie, główny bohater, będący przecież jednocześnie szefem podziemnej organizacji, to wciąż ta sama osoba, mówiąc dokłądnie – nie zmieniająca co chwilę wyglądu. Tymczasem siedzący pod bazą Kosmicznych Małp faceci, raz zwracają się do Sebastiana z szacunkiem, jak do swojego pana, by dwa kadry dalej traktować go jak obcego wymoczka i takiego samego wyrzutka, jakimi sami są. Drugą kwestią obniżającą notę jest słaba czytelność dialogów na linii Sebastian – Tyler. Główny bohater co chwilę traci przytomność, a kolejne obrazki komiksu przedstawiają na przemian osowiałego Sebastina i pewnego siebie, silnego Tylera, co powoduje – najdelikatniej mówiąc – chaos. Jest to dość irytujące chociażby ze względu na to, że ciężko w tym wszystkim wychwycić, jaki jest plan Tylera i co się za tym wszystkim kryje.

Generalnie jednak, pomimo tego, że ostatni z zeszytów, które miałem przyjemność poznać, jest póki co najsłabszym ogniwem, całość prezentuje się naprawdę dobrze. Jest tu pomysł, jest akcja, jest intryga, jest typowy dla Palahniuka czarny humor, co pozwala wierzyć, że dalsza część zaplanowanej na dziesięć epizodów historii będzie satysfakcjonująca zarówno dla miłośników powieści graficznych, jak i fanów talentu autora Podziemnego kręgu.

Fot.: Wydawnictwo Niebieska Studnia

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *