Justyna Kopińska jak zwykle przygotowała dla czytelników literacką perełkę. Dla przypomnienia – to autorka wielu głośnych zbiorów reportaży takich jak: Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie (2015) – o tej książce pisałam w lutowych ulubieńcach, Polska odwraca oczy (2016) czy Z nienawiści do kobiet (2018). Myślę, że te tytuły mówią same za siebie. Kopińska w każdym swoim dziele stawia na nowo pytanie unde malum? (‘skąd zło?’). Odpowiedź wydaje się ciągle taka sama. To my – ludzie – jesteśmy nosicielami zła. Jej najnowsza książka ma stanowić traktat o złu absolutnym. Przed Państwem Obłęd.
Na samym początku muszę się przyznać, że Justyna Kopińska to moja ulubiona reporterka. Niezwykle rzetelna, ambitna i empatyczna. Bardzo cenię sobie jej profesjonalizm i interdyscyplinarne działanie. Jej reportaże to efekt rozmów z wieloma specjalistami – prawnikami, psychologami czy policjantami. Ale co najważniejsze – Kopińska oddaje głos ludziom z dołu. Ludziom, których nikt nie słuchał. Których nikt nie traktował poważnie. Nie szanował. Jej teksty utkane są więc z wielu głosów, podparte wiedzą prawną, psychologiczną i antropologiczną. Obłęd to bardzo osobliwy twór literacki, ponieważ to pierwsze dzieło Kopińskiej, które nie jest reportażem.
Jak więc literacko potraktować Obłęd? Moje polonistyczne zapędy pragną zaszufladkować to dziełko do jakiegoś gatunku. Wydaje się to bardzo proste. Na blurbie jednak czytamy:
Nie każdą prawdę można opowiedzieć w reportażu. Ale nawet wtedy nie wolno milczeć. Dlatego Justyna Kopińska musiała, w zbeletryzowanej formie, powrócić do najbardziej potwornych miejsc, jakie poznała na swojej drodze.
Owa reportażowa powieść – jak pozwoliłam sobie nazwać Obłęd – łączy w sobie dwa strumienie – fikcyjny i rzeczywisty. Zlewają się one w jeden potok słów, z którego nie sposób wyróżnić, co jest prawdziwe, a co nie. Obłęd to opowieść o odważnym reporterze, który postanawia opisać patologiczną sytuację w szpitalu psychiatrycznym, gdzie tyrańskie rządy sprawuje niezwykle inteligentna pani ordynator. Społeczność w szpitalu podzielona jest na: piżamowców, osoby w drelichach więziennych i „normalnie” ubrane osoby. Trzydziestoosobowa grupa każdego ranka stoi na baczność i wysłuchuje quasi-nazistowskiej przemowy pani ordynator. Reporter postanawia wtopić się w ową społeczność i potajemnie znaleźć materiał na nowy reportaż.
Genialną kreacją jest postać Alicji – ordynatorki szpitala psychiatrycznego. Alicja jest przykładem jednostki o osobowości autorytarnej. Jest przekonana o swojej wyższości nad innymi – jest zamożna, inteligentna, ma prestiżową posadę, obraca się w szanowanym towarzystwie. Odrzuca słabe osoby, uważa je za gorsze. Przebija się tutaj Nietzscheańska teoria o nadczłowieku, ale także promienie darwinowskiego, okrutnego doboru naturalnego. Kopińska bardzo starannie i szczegółowo opisuje życie Alicji, stosuje introspekcje i retrospekcje, które w jakimś stopniu mają pokazać czytelnikowi, w jakich warunkach rodzi się zło. Jak kiełkuje. Jak wzrasta ciągle podlewane. I finalnie – jak rani innych.
Zdania są bardzo krótkie, jakby pocięte. Brak tutaj patetyzmu czy poetyzacji. Widoczna jest postać autorki-reporterki – bardzo konkretnej i realistycznej. Na końcu książki autorka podkreśla, że część kar inspirowana jest jej poprzednimi reportażami. Co więcej – rozmowy i przemyślenia bohaterów stworzone zostały na kształt prawdziwych wypowiedzi ludzi, którzy współcześnie znęcają się nad dziećmi, a także przemówieniami z III Rzeszy. Kopińska stworzyła literacką hybrydę – reportaż rozpływający się w powieści. Granice reportażu są niedostrzegalne, czytelnikowi zostaje więc uwierzyć w tę historię, potraktować ją nie jako historię autentyczną, ale jako parabolę o złu. Justyna Kopińska zostawiła mnie z perfidnym pytaniem:
Myślałeś kiedyś, że cało zło tego świata da się jakoś ładnie usprawiedliwić?
Fot.: Świat Książki