Adre’N’Alin to projekt, za którym kryje się imię i nazwisko Igora Szulca. Szczerze mówiąc, krążek Surface Tensions to moje pierwsze spotkanie z twórczością muzyka. To także kolejny dowód, że w Polsce tworzone jest mnóstwo wartościowej i nieprzeciętnej muzyki, zasługującej na pozyskanie zdecydowanie szerszego grona odbiorców.
Może trochę generalizuję, ale gdy dowiedziałem się, że Igor Szulc miał poważne problemy z wydaniem swojego dzieła, to doznałem lekkiego szoku. Dziwi mnie ponadto brak poważniejszego zainteresowania się tą muzyką przez media internetowe, jak i tradycyjne, czyli radio, nie mówiąc już o telewizji. Ale mam wrażenie, że jakby nagrania z Surface Tensions zostały wydane powiedzmy przez, no niech będzie, Archive albo Trenta Reznora (to nie jest w żadnym wypadku porównanie), to rzesza krytyków muzycznych z uznaniem cmokałaby, rozpływając się w zachwytach nad tymi nagraniami. Trochę to smutne, trochę przerażające zarazem.
Na szczęście Surface Tensions zostało w przepiękny sposób wydane przez, chyba już wiodącego wydawcę w Polsce jeśli chodzi o gatunek szeroko rozumianej muzyki elektronicznej, Requiem Records. Sama twórczość Szulca oscyluje pomiędzy muzyką elektroniczną, filmową a zapętlonymi rytmami à la Depeche Mode, czego świetnym przykładem jest otwierający płytę utwór Augustus, gdzie po filmowym wstępie mamy już bardziej piosenkowe klimaty, chociaż głęboki, przytłumiony jakby głos Szulca, w gęstych klawiszach i perkusyjnym loopie flirtującym z dyskoteką z lat osiemdziesiątych, niekoniecznie staje się ideałem piosenki.
Z nowej płyty Adre’N’Alin należy wyodrębnić dwa rodzaje kompozycji: te bardziej piosenkowe, mającą konkretną strukturę i instrumentalne, tworzące dźwiękowe krajobrazy jak Space czy przepiękny Presto, w którym Szulc za pomocą kilku pojedynczych akordów fortepianu potrafi wykreować magiczny klimat. Less is more.
Ale takie kompozycje są raczej w opozycji do pozostałych. W kosmicznym To The Deep rządzą potężne akordy sekcji dętej, lecz następuje przełamanie i na sam koniec atakują nas plemienne rytmy z potężnym basem. Swój kunszt Szulc w zakresie aranżacji potwierdza w Night of Scrapes, gdzie po dusznych syntezatorowych klimatach pojawiają się kojące duszę słuchacza dźwięki harfy. Im dalej w las, tym jest jeszcze ciekawiej, Meth to silny rytm i moc wygenerowana z syntezatorów, a Split oparty na loopie kilku dźwięków fortepianu, to łagodność i spokój, który przejdzie we wspomniany już Presto. Mocne, gęste, mogące zahipnotyzować słuchacza The Reapers Moon i Miss Imperfect już nie pozostawiają takiego wrażenia, jednak ciągle udowadniają klasę Szulca jako kompozytora.
Muszę uczciwe przyznać, że Szulc na Surface Tensions najbardziej zachwycał mnie w tych delikatniejszych fragmentach, gdzie zamiast dużego natężenia dźwięków, następuje przestrzeń pomiędzy dźwiękami. Do tego grona możemy zaliczyć cudowny Spring Coat, który obok zapętlonego rytmu i oszczędnych dźwięków fortepianu posiada absolutnie fantastyczną melodię i cudowny, unoszący się po powierzchni wokal. To na razie jak dla mnie jeden z lepszych momentów muzycznych w tym roku, szczególnie jak wchodzi głos Szulca z tekstem: She Came With Pearls/Wearing A Spring Coat… Cudo. Kończący płytę Fallen Times łączy niebo z piekłem. Po pięknym utworze na głos i fortepian, wchodzą potężne dźwięki dętych i smyczkowych składających się na zapadający w pamięci finał.
Surface Tensions w swoim gatunku okaże się dla mnie mocnym punktem w głosowaniu na płytę roku 2015, pomimo że została wydana jeszcze w 2014. Lepiej późno niż wcale – jak to mawiają. Te czterdzieści minut bogato zaaranżowanego mariażu muzyki elektronicznej z klasyczną wiele razy będzie mi towarzyszyć w tym roku. Powiem szczerze, że z początku do tego krążka nie byłem przekonany; że tak kolokwialnie ujmę – wchodził bardzo, bardzo powoli. Warto, naprawdę warto spędzić dużo czasu, poświęcić wiele chwil na to, żeby odkryć piękno tego materiału, który momentami jest przytłoczony mocnymi i mrocznymi dźwiękami. I tak to wspomniane piękno czasami chowa się gdzieś za mniej przyjaznymi dla ucha dźwiękami, ale niewątpliwie je tutaj znajdziemy. Do masterpiece brakuje, ale jest naprawdę blisko. Brawo!
Fot.: cantaramusic.pl