Kostki przeznaczenia – „Wiedźmin: Gra Przygodowa” [recenzja]

Wiedźmin to już wyrobiona marka światowego formatu – śmiało można użyć takiego określenia. Dzięki CD Projekt Red Geralt z Rivii z powodzeniem trafił pod strzechy graczy komputerowych  na całym świecie. Można się było tylko zastanawiać, dlaczego tak genialny format, robiący furorę zarówno w swojej oryginalnej, książkowej formie, jak i w wersji pikselowej (pozwólcie, że przemilczę kwestię filmu) nie został jeszcze zaadaptowany na potrzeby gry planszowej. Otóż, teraz już został. I było to iście mistrzowskie posunięcie Redów, którzy swe siły połączyli z prawdziwymi gigantami. Fantasy Flight Games zaprzęgnięto do wydania tej produkcji, Ignacy Trzewiczek (znany chociażby z takich hitów jak „Robinson Crusoe”, „51 Stan” czy „Stronghold”) został autorem mechaniki, no i do tego przede wszystkim – bogaty, fantastyczny świat wprost z wyobraźni Andrzeja Sapkowskiego. Czy to się mogło nie udać?

Cóż, udało się, ale tylko po części. FFG rzeczywiście wykonało kawał dobrej roboty – gra wydana jest przepięknie, z dbałością o wszystkie detale. Niestety pod kątem samej mechaniki można się już przyczepić do wielu rzeczy, na czele z całkiem sporą ilością błędów na kartach (co prawda niedawno wydawnictwo udostępniło erratę korygującą owe błędy, jednak gracz nabywając produkt takiej jakości i w takiej cenie, ma prawo nie być zadowolony z rażących niedopatrzeń).

SONY DSC

O co chodzi z tą mechaniką?

„Wiedźmin: Gra przygodowa”, jak sam tytuł wskazuje, jest grą, której klimatem najbliżej do takich produktów jak „Talisman: Magia i Miecz” czy „Runebound”. Zbliżona jest też mechanika. Zasady są dość proste do opanowania, a dołączone do gry dwie wersje instrukcji (skrócona i „podręcznik gracza”) tylko niepotrzebnie odstraszają swoją rzekomą złożonością. Sama rozgrywka polega na kierowaniu jedną z czterech postaci. Do wyboru mamy oczywiście samego Geralta – zabójcę potworów, trubadura Jaskra, czarodziejkę Triss Merigold i krasnoludzkiego zakapiora Yarpena Zigrina. Można grać od dwóch do czterech osób, nie nastawiajcie się jednak na jakąś szczególną interakcję między graczami – przebieg tur polega z grubsza na tym, że „każdy sobie rzepkę skrobie”. Kiedy swoją turę rozgrywają inni gracze, ty możesz sobie na przykład popatrzeć za okno, albo pójść zrobić kawę, bo generalnie ich ruch nie będzie miał wielkiego wpływu na twoją postać (czasem tylko zdarzają się jakieś globalne wydarzenia, mające wpływ na wszystkich grających). Jakąkolwiek interakcję wykrzesać można dopiero w momencie, kiedy każda z osób naprawdę wczuje się w klimat gry (a klimat jest tutaj jednym z największych atutów), odczytując na głos wylosowane karty i odgrywając swoje postacie.

Głównym celem gry jest wypełnianie misji losowanych ze specjalnych talii w kolorach bohaterów – każda postać ma więc swój własny zestaw zadań do wykonania,  z wyjątkiem Yarpena, który może podbierać karty zarówno z talii Potyczek (Geralta) i Dyplomacji (Jaskra). W momencie kiedy pierwszy gracz zrealizuje swoją trzecią misję, gra kończy się, a osoba z największą ilością Punktów Zwycięstwa wygrywa. Wydaje się proste, jednak każda  karta misji zawiera jeszcze dodatkowe misje poboczne, gwarantujące dodatkowe punkty. Lecz żeby te wszystkie zadania wykonać, trzeba zebrać odpowiednią ilość żetonów tropów zdobywanych poprzez odwiedzanie lokacji, lub losowanie kart śledztwa.

SONY DSC

Oczywiście do tego wszystkiego dochodzi jeszcze walka, bo czymże byłby Wiedźmin bez tego elementu. W terminologii gry walka jest Przeszkodą, którą gracze napotykają pod koniec swojej tury (a właściwie jedną z przeszkód, bo czasami do wyboru jest jeszcze pociągnięcie karty Złego Losu, która – jak sama nazwa wskazuje – nie zwiastuje nic dobrego). Niestety walka w „Wiedźminie: Grze przygodowej” jest dokładnie tym, co twierdzi instrukcja – przeszkodą. Przebieg potyczki z potworem polega na rzucie kośćmi ze specjalnymi symbolami, każda z postaci dodatkowo ma jedną dedykowaną kość w swoim kolorze (z wyjątkiem Geralta, który tych kości ma aż trzy). Wynik rzutu porównujemy z wartością ataku i obrony potwora, po czym wygrywamy, bądź odnosimy rany. Niestety, wielką wadą całego mechanizmu walki jest to, że tak naprawdę niczemu ona nie służy – przegrana walka potrafi naprawdę spowolnić postać, natomiast wygrana nie zapewnia praktycznie żadnych korzyści. Grając wiedźminem, można by się spodziewać, że za pokonane potwory będzie dostawało się złoto czy jakieś doświadczenie. Nic z tych rzeczy – zazwyczaj nie dostaniemy zupełnie nic,  a w co lepszych przypadkach trafi nam się jakiś jeden Punkt Zwycięstwa lub jedna moneta.

SONY DSC

Kolejnym zarzutem jest niezbyt przemyślany balans między postaciami. Po kilku rozgrywkach w różnych konfiguracjach, można szybko dojść do wniosku, że Geralt – z pozoru największy zabijaka w tej grze, posiadający aż trzy kostki postaci, eliksiry i magiczne znaki, tak naprawdę jest najsłabszą postacią i najciężej jest nim wygrać. Jego głównym atutem jest to, że dość skutecznie zabija potwory, jednak jak wspomniałem wcześniej, ten fakt nie jest zbyt pomocny w osiągnięciu celu i wypełnieniu wszystkich misji. Z kolei Yarpen Zigrin sprawia wrażenie postaci doklejonej trochę na siłę do pozostałej trójki. Mimo kilku specjalnych zasad, które obowiązują tylko jego, tak naprawdę niełatwo dopasować go do wydarzeń opisanych na kartach. Yarpen jako jedyny losuje misje z dwóch różnych talii, w teorii przeznaczonych dla Geralta i Jaskra. W wyniku tego można zaobserwować takie kwiatki, jak zadanie polegające na przygotowaniu wiedźmińskich eliksirów i rozprawienie się z jakąś maszkarą, albo wzięcie udziału w konkursie polegającym na śpiewaniu ballad. Teraz wyobraźcie sobie w tej roli nieokrzesanego, znanego z ciętego języka krasnoluda.

SONY DSC

Czyli „Wiedźmin” jest złą grą?

Z mojego dotychczasowego narzekania może tak wynikać, jednak gra ma też swoje zalety i wcale nie odradzam zagrania czy dołączenia jej do swojej kolekcji. Rozgrywka jest naprawdę przyjemna i klimatyczna, mimo dziur w mechanice. Na pewno przypadnie do gustu miłośnikom przygód Białego Wilka, a także tym, którzy czerpią przyjemność z grania w „Talisman” i temu podobne tytuły. Mogę to potwierdzić, gdyż zaliczam się do jednych i drugich. :)

CD Projekt Red wykonało krok we właściwą stronę; teraz pozostaje tylko liczyć na wydanie jakiegoś dodatku, który oprócz rozbudowania dotychczasowej rozgrywki, naprawi także występujące w „Wiedźminie” mankamenty.

Dodatkową ciekawostką jest fakt, że wraz z tradycyjną planszówką, ukazała się także jej wersja komputerowa, która może być całkiem niezłym środkiem do przetestowania gry bez konieczności wołania znajomych i robienia miejsca na stole.

 

Wiedźmin: Gra Przygodowa

Wydawca: Fantasy Flight Games / CD Projekt Red

Projektant: Ignacy Trzewiczek

Liczba graczy: 2-4

Czas rozgrywki: około 2h

Fot.: Fantasy Flight Games i własne

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *