Reportaż Ogień wyszedł z lasu Dawida Iwańca to wstrząsająca rekonstrukcja wydarzeń z lata 1992 roku, kiedy w wyniku ekstremalnej suszy na Opolszczyźnie szalał ogromny pożar. Ogień strawił wówczas gigantyczne połacie lasu w okolicach Kuźni Raciborskiej. To był największy pożar tego typu terenu w historii Polski. Spłonęło wtedy ponad 10 tysięcy hektarów lasu. Tamta bezprecedensowa tragedia wciąż żyje we wspomnieniach świadków katastrofy: strażaków, leśników i mieszkańców. Iwaniec oddaje im głos, wysłuchuje relacji, przelewa na papier trudne emocje i traumy. W opowieściach świadków kataklizmu powracają sceny straszne, a reportażysta potrafi aż nadto plastycznie i przejmująco oddać atmosferę i grozę tamtego upalnego lata. Autor wrzuca nas w sam środek piekła, nie dając nawet chwili na złapanie oddechu i otrząśnięcie się. Czytając reportaż, ma się wrażenie oglądania wiadomości „na gorąco” – bezpośredniej relacji z miejsca dramatu. Ale to zaledwie przygrywka, ponieważ autor nie zapomina też pytać, niejako w imieniu świadków tamtych wydarzeń i w imieniu niemych ofiar dramatu – zwierząt i lasu – jak mogło dojść do tej straszliwej tragedii. Co zawiodło?
W ogniu
Latem 1992 roku w lasach w sąsiedztwie Kuźni Raciborskiej paliło się kilkadziesiąt razy. Ekstremalnie wysokie temperatury sprawiały, że ogień w lasach wybuchał raz po raz, a strażacy przegrywali nierówną walkę z żywiołem. Dawid Iwaniec wraca do tamtych straszliwych wydarzeń i rekonstruuje je niemal minuta po minucie, z reporterską precyzją opisując przebieg akcji gaśniczej i ratowniczej, nie zostawiając czytelnikowi chwili na złapanie oddechu i odpoczynek od koszmaru.
Autor z pełną „premedytacją” nadaje opowieści o tragedii dziennikarskie „newsowe” tempo. Opisując szalejący żywioł, postępujące zniszczenia, determinację i desperację strażaków i leśników, używa skrótów, nadaje dramatyczne tempo, umiejętnie potęgując wrażenie narastającej grozy, wrzucając czytelnika w sam środek piekła. W trakcie lektury ma się wrażenie bycia wewnątrz koszmaru, przeżywania go razem z jego świadkami.
Ogień wyszedł z lasu to lektura objętościowo niewielka. Co wyszło jej tylko na dobre, bo autor maksymalnie zagęścił treści, znajdując dla nich idealną formę wyrazu w postaci skondensowanych zdań i prostych komunikatów. Ten reportaż ma formę relacji „z frontu”, relacji nadawanej na żywo wprost z miejsca rozgrywającego się – za sprawą talentu autora – niemal na naszych oczach dramatu.
Dostajemy więc obraz niedofinansowanej przez państwo straży pożarnej, ale mamy też strażaków, którzy mimo braków w sprzęcie, narażając swoje życie i zdrowie, heroicznie walczą z żywiołem. Są mieszkańcy, którzy potrafią się zjednoczyć i na własną rękę dostarczać strażakom wodę, jedzenie, a nawet paliwo do pojazdów. Mamy też ogień, przedstawiony tak, jakby był pełnowartościowym bohaterem, myślącą i planującą działanie istotą.
Krajobraz po katastrofie
Nie jest to jednak książka sensacyjna. Przeciwnie – dramatyczna relacja jest dla Iwańca punktem wyjścia do szukania odpowiedzi, dlaczego do tego straszliwego wydarzenia w ogóle doszło. Jak mogło do niego dojść? Autor docieka, pyta, co zawiodło. Kto zawiódł? Co poszło nie tak? Dlaczego spłonęły gigantyczne połacie lasu, a wraz z nim jego mieszkańcy? Zresztą Iwaniec nie szczędzi nam wstrząsających opisów, tego, co ogień zrobił ze swoimi największymi ofiarami – leśnymi zwierzętami.
Co doprowadziło do śmierci lasu? – pyta autor. Śmierci w męczarniach, trzeba dodać. Co robimy lasom, co w naszym sposobie myślenia sprawia, że takie tragedie się wydarzają. Bo kataklizm, żywioł to jedno, ale autor odsłania przed czytelnikami także inną warstwę dramatu. Klęska żywiołowa trafiła bowiem tamtego lata na grunt urzędniczej niekompetencji i obojętności. O czym nie pomyślano, czego nie przewidziano, jak cudownie niefrasobliwi i głupi przed szkodą potrafimy być. O tym też jest ta książka. O naszej – bo reportaż Iwańca to takie krzywe zwierciadło, w którym przeglądają się nasze największe „narodowe” wady i najwspanialsze zalety, taki traktat socjologiczny – moralnej odpowiedzialności za to, co się wydarzyło. O chciwości, rabunkowej eksploatacji lasu, głupich decyzjach. Wreszcie – o grzechu zaniedbania.
Warto poświęcić czas na tę lekturę. Wrócić do lata wielkiej katastrofy, do płonącego lasu i przyjrzeć się skutkom bezlitosnego żywiołu, ludzkiej ignorancji i heroizmu. Spojrzeć w twarz zwierzęcego cierpienia. To dobrze, że znalazł się ktoś, kto upamiętnił ofiary tamtej katastrofy i bohaterskich, choć pełnych ludzkich przywar, obrońców lasu.
Fot.: Wydawnictwo Dowody na Istnienie
Przeczytaj także:
Recenzja książki Ufo nad Bratysławą