Liberator

Krwawy marsz – Alex Kershaw – Liberator [recenzja]

Po ponad pięciu latach badań w europejskich i amerykańskich archiwach, dziesiątkach rozmów z żołnierzami oraz wysłuchaniu ustnej relacji bohatera Liberatora, Felixa Sparksa, tuż przed jego śmiercią w 2007 roku, Alex Kershaw przedstawia niesamowitą wojenną historię, która poprowadzi Was od plaż Sycylii po piekielne bramy obozu zagłady w Dachau. Napisany w porywający sposób i z kronikarską precyzją, odtwarzający pięćset dni wyzwalania Europy Liberator, to znakomita pozycja nie tylko dla historyków i militarystów, ale przede wszystkim dramatyczny i przejmujący realizmem portret wybitnego żołnierza i hołd dla ludzi, którzy uwolnili świat od największego terroru w historii ludzkości.

Wojna jest piekłem. Piekłem, którego Felix Sparks, w trakcie pięciuset dni walk doświadczył na każdy możliwy sposób. W otwierającej znakomitego Liberatora Alexa Kershawa scenie, bohater odwiedza miejsca pochówku i pola bitwy, by oddać cześć i wspomnieć towarzyszy broni, którzy polegli u jego boku. Dowodząc 157. Pułkiem 45. Dywizji Piechoty Armii Stanów Zjednoczonych Sparks miał okazję doświadczyć najcięższych walk i najdotkliwszych strat ze wszystkich jednostek biorących udział w wyzwalaniu Europy. Brał udział w czterech morskich desantach, walczył pod Anzio, którego obrona pochłonęła siedemdziesiąt dwa tysiące ofiar – rannych, poległych, zaginionych w akcji lub wziętych do niewoli. Wśród nich – całą jednostkę Sparksa, z której ocalał tylko on. Następnie walczył we Francji i Wogezach, przetrwał morderczą zimę, walcząc z fanatycznymi obrońcami na granicy Rzeszy. Niemal cudem przetrwał ten krwawy marsz przez Europę, by u jego końca przeprowadzić ostatnie natarcie przez Bawarię i stanąć u bram piekła, nad którego bramą żelazne litery obwieszczały: Arbeit macht frei. Strata wielu dobrych ludzi, jak i bezpośrednie doświadczenie kompletnie niewyobrażalnego okrucieństwa obozu zagłady – gdzie Sparks nie tylko wykazał się twardym charakterem, nie tylko powstrzymując samosądy wśród swoich ludzi, którzy postanowili wymierzyć żołnierzom SS szybką sprawiedliwość, ale również, utrzymując porządek nawet za cenę sprzeciwienia się rozkazom i zwierzchnikom – odcisnęły na bohaterze powieści Kershawa piętno, które kompletnie zmieniło jego charakter i życie po wojnie. Właśnie temu rozdziałowi życia Sparksa,Kershaw poświęcił ostatnie strony Liberatora.

Jak na książkę historyczną Liberator zaskakuje dynamiką. Może to być uznane za wadę, bo miejscami można odnieść wrażenie, że niektórym faktom autor poświęca nieco za mało uwagi. Znajomość faktów, połączona z szokującymi danymi na temat poszczególnych bitew, nie pozostawi nikogo obojętnym. Przy świetnym warsztacie, którego nie sposób autorowi odmówić, Kershaw nie uniknął jednak sztampowych scen, które w mojej opinii psują obraz realistycznej relacji z pola bitwy, sięgając po sceny takie jak samobójstwo Hiltera w dusznym bunkrze, które wydaje się być odtworzeniem sceny z filmu Upadek. Zdecydowanie najmocniejszą częścią Liberatora są finałowe rozdziały, opowiadające o wyzwoleniu Dachau. Również one nie uniknęły co prawda pewnego rodzaju filmowości, rodem z dziewiątego odcinka Kompanii Braci, chociaż w tym wypadku chyba ciężko uniknąć powtarzalności w opisie okrucieństw obozów zagłady.

Liberator jest pięknie wydaną pozycją, wzbogaconą o historyczne zdjęcia, w solidnej twardej oprawie, na dobrej jakości papierze, co dziś powinno być standardem. Nie jestem natomiast pewien czy błędy, które wkradły się do terminologii powiedzmy specjalistycznej, to kwestia powtórzenia błędów oryginału czy niedbałości tłumacza. Dla zwykłego zjadacza chleba, będą pewnie niedostrzegalne, ale ci z Was, którzy wiedzą, czym różni się kaliber .30 od 30mm i czym jest kompania, a czym batalion, będą miejscami dostawali białej gorączki. To drobne detale, które nie psują jednak przyjemności lektury, gdyż kluczowym elementem prozy Kershawa jest dramat ludzi, którzy ponieśli wiele, żeby nie powiedzieć zbyt wiele, ofiar, by pokonać nazistowskie Niemcy. Nie oceniam wartości historycznej powieści, bo najzwyczajniej w świecie nie jestem ekspertem, natomiast muszę przyznać, że załączona w książce bibliografia sprawia wrażenie solidnej. Wrażenie mogą nieco psuć pomieszane opisy broni i jednostek, o których pisałem powyżej, ale to raczej błędy tłumacza niż ignorancja autora. Liberator to solidna pozycja dla fanów literatury non-fiction i kawał dynamicznej, nieźle napisanej literatury wojennej, może nie na miarę Kompanii Braci Stephena E. Ambrose’a, ale wciąż z pewnością solidna i godna polecenia pozycja.

Fot.: Wielka Litera

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *