Nova Cycle

Ku kalifornijskiemu słońcu – Nova Cycle – „Nova Cycle” [recenzja]

Dzięki Via Nocturna na rynek polski trafił kolejny amerykański band z kręgu stoner metalu. Tym razem czas na całkowity oldschool i powrót do lat siedemdziesiątych, bowiem debiut Nova Cycle czerpie garściami inspiracje z tamtego okresu w muzyce, powodując, że słuchanie tego materiału przypomina trochę podróż wehikułem czasu.

Niewiele wiadomo o tej kapeli poza tym, że pochodzą z Kalifornii, a skład uformował się na gruzach formacji BC. Natomiast recenzowany przeze mnie materiał w sieci pojawił się roku temu, a dopiero teraz debiutuje na CD dzięki Via Nocturna. Niewątpliwie ciekawostką jest osoba producenta, Seana Okley’a, który współpracował m.in. z Eminemem, Black Sabbath czy Wu-Tang Clan. Rejestracja nagrań odbyła się w murach legendarnego studia Ricka Rubina: Shangri La Studios w Malibu. Tak więc cała otoczka wokół samej muzyki robi niemałe wrażenie.

Na szczęście muzyka Nova Cycle to nie tylko dobrze wypracowany PR wytwórni, ale też kawałek soczystego, szlachetnego stoner rocka. Panowie ani trochę nie wstydzą się odniesień do Black Sabbath. Bo Nova Cycle muzycznie to nic innego, jak Sabbsi z doładowaniem i uwspółcześnionym brzmieniem. Rzeczą charakterystyczną dla Nova Cycle jest fantastyczny wokal Scotta Carnevale’ego. Szorstki, zadziorny, przypominający bardziej głos Lemmy’ego aniżeli melorecytowanie Ozzy’ego Osbournea. Brudne, pełne ołowianych riffów brzmienie doskonale koresponduje z charakterystyczną barwą i manierą wokalisty.

NOVA CYCLE - Shine [Official Track]

Kompozycje zamieszczone na płycie dostarczają wysokooktanowego, soczystego stoner rocka zagranego z polotem i pasją. I chyba na więcej nie należy się nastawiać. Nova Cycle korzysta ze sprawdzonych od lat gatunkowych wzorów i robi to bardzo dobrze. Natomiast zaskoczeń nie ma co się spodziewać. Materiał jest klasyczny do bólu, choć niekoniecznie przewidywalny. Panowie lubią zagrać szybko i dynamicznie, jak w Earth Mover, korzystając z wzorców hard rocka lat siedemdziesiątych. Kawałki takie jak Long Road, Shine czy Ear Worm to długaśne, zachowane w średnim tempie stoner/doom metalowe walce, w których muzycy stawiają na feeling, klasyczne riffowanie i pustynny klimat zamiast instrumentalnych fajerwerków. Końcówka płyty, czyli posiadający potężny, wbijający w fotel sound i chyba odrobinę nowocześniejszy pod względem stylistycznym Into The Sun (The Nova Cycle) tylko urozmaica program płyty.

Nova Cycle to płyta, którą – powiem szczerze – niełatwo jednoznacznie ocenić. Ja przy jej odsłuchu bawiłem się dobrze. Na płycie pomyłek wykonawczych i kompozytorskich nie ma wcale, ale obawiam się, że po tę płytę sięgną jedynie wielbiciele gatunku, a martwię się o to, że krążek zaginie wśród setek jemu podobnych. To płyta wręcz kanoniczna dla gatunku, nie skażona poważnymi, stylistycznymi wycieczkami w kierunku nowocześniejszych nurtów. Mam jednak wrażenie, że zabrakło trochę tej iskry szaleństwa, pewnej odwagi wykonawczej, bo pomimo wysokiej jakości całego albumu, trudno określić go innymi słowami niż jako dobra robota. Nic ponadto.

Fot.: Via Nocturna.

Nova Cycle

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *