Raz na jakiś czas czytelnik ma szansę zetknąć się z powieścią, której największym atutem jest sam jej autor oraz jego literacki kunszt. Wtedy fabuła schodzi gdzieś na drugi plan, a my możemy rozkoszować się pięknym stylem oraz niezwykle rzadką – w dobie dzisiejszych możliwości publikacyjnych – dbałością o to, żeby każde zdanie było przemyślanym i kunsztownie wykonanym dziełem. Tak jest właśnie z książką „Prawo do światła” Johna Banville’a i z całą pewnością ten autor pasuje idealnie do serii „Mistrzowie Prozy”.
Alexander Cleave – będący jednocześnie narratorem – jest zbliżającym się do wieku emerytalnego aktorem teatralnym, który nieoczekiwanie otrzymuje propozycję zagrania głównej roli w filmie fabularnym, będącym ekranizacją biografii ekscentrycznego artysty. Jednak wbrew temu, co sugeruje okładka, sztuka filmowa nie jest w tej powieści kluczowa. Odgrywa swoją rolę, przewija się przez całość, ale nie można powiedzieć, aby grała pierwsze skrzypce w „Prawie do światła”. Jest prędzej pretekstem do wspomnień głównego bohatera. A te są doprawdy obfite w przeżycia. Narrator cofa się do lat nastoletnich, z lubością i nutką emerytalnej lubieżności przypomina sobie smak pierwszego romansu, którzy przeobraził się w pierwszą – możliwe, iż jedyną prawdziwą – miłość. Jednak i to nie wszystko. Alexander Cleave co rusz wyławia ze swojego magazynu wspomnień nowe zdarzenia, przewija lata swojego życia jak kasetę w starym magnetofonie i przeplata opowiadane historie tak, że nie sposób opisać linię jego wspomnień w ciągłości od A do Z.
Najbardziej zajmujący w książce jest oczywiście wątek romansu niespełna 15-letniego Cleave’a z bodajże 35-letnią Panią Grey. Banville żongluje perypetiami tej dwójki, nie potępiając ani nie pochwalając żadnej ze stron. Pozwala czytelnikowi na własny osąd. Nie robi tego jednak w sposób oczywisty, ponieważ gdy tylko zdążymy wyrobić sobie odpowiednie zdanie o Pani Grey bądź o młodym Alexandrze, otrzymujemy nowy fakt, z którym nie do końca wiadomo, co zrobić. W ten sposób do samego końca trudno jednoznacznie ocenić zarówno zagmatwaną relację obojga jak i zachowania każdego z osobna. Natomiast sam finał bije nas po głowie, dość długo nie pozwalając o sobie zapomnieć. Bo chociaż takie rozwiązanie w pewnym momencie wpada do głowy, to i tak kiedy staje się faktem, trudno przejść obok niego obojętnie.
Nie sposób w pełni oddać tego, jakim doświadczeniem jest lektura tej powieści. To wymagająca, ale dająca nieskończenie wiele satysfakcji ksiązka, z historią może i nieco banalną, z romansem, który budzi pewne skojarzenia – coś podobnego było już przecież w „Lektorze” Bernarda Schlinka. Na szczęście (tak i dla Johna Banville’a jak i dla czytelnika) to nie historia jest tym, co przykleja do książki, ale niebywale plastyczny, barwny, bogaty w detale, poetycki wręcz język, który jednocześnie jest tak lekki i przystępny w odbiorze, że o lepsze połączenie naprawdę trudno. Były miejsca, w których bałem się, że autor może „popłynąć” i nie wyjść obronną ręką z tego, co sam stworzył, jednak w sytuacjach kontrowersyjnych jego język jest subtelny, delikatny i odpowiednio wyważony, by w sytuacjach na pozór banalnych przyprawić słowa w odpowiednio pikantny sposób. Najlepsza w prozie Banville’a jest jego celność obserwacji oraz trafianie w sedno sprawy. Już samo to powoduje, że czytamy z nieustającą ciekawością, jak kolejne sytuacje z książki opisze autor. Dlatego też uważam, ze John Banville zasługuje na miano Mistrza Prozy.
Jeśli jesteście znudzeni literaturą, która oferuje zbyt prosty, niewymagający, nieprzyjemny w odbiorze styl, a dodatkowo chcecie zapoznać się z interesującą, nieco kontrowersyjną, nostalgiczną i smutną historią – „Prawo do światła” jest idealnym wyborem. To proza przez duże „P” i pozostaje mieć nadzieję, że Świat Książki zdecyduje się na wydanie kolejnych książek Johna Banville’a.
Fot.: wydawnictwoswiatksiazki.pl
Podobne wpisy:
- Ale to już było - John Lutz - "Szał" [recenzja]
- Takie rzeczy tylko w Rosji – Dmitry Glukhovsky -…
- "Wojny szpiegów" Adama Brookesa niebawem w księgarniach!
- Za wszystko trzeba kiedyś zapłacić – Tony Parsons -…
- Walka o wszystko - Gustavo Majalovich - "Ogród z…
- Refleksja nad naturą zła - Jaume Cabré - "Kiedy…