Październik przyniósł ze sobą chłodne wieczory, mgłę snującą się nisko nad ziemią i to przyjemne, dobrze znane uczucie lekkiego niepokoju — idealny moment na literaturę, która bawi się cienką granicą między rzeczywistością a tym, co niewidoczne, a jednak obecne. W tym miesiącu sięgaliśmy po książki, które rozgrywają się w miejscach pełnych tajemnic, duchów (prawdziwych lub metaforycznych) i historii, które nie chcą zostać zapomniane.
Nawiedzone domy, przeklęte przestrzenie, budynki przesiąknięte traumą i pamięcią dawnych wydarzeń — październik pokazał nam, że czasem największym bohaterem (lub antagonistą) powieści może być… samo miejsce.
🎯 Co nas zaskoczyło?
To, jak różnorodnie można podchodzić do motywu nawiedzenia. Groza wcale nie zawsze musi mieć kły i białe prześcieradło — czasem bywa śmieszna, czasem melancholijna, a czasem przerażająco bliska rzeczywistości. Październik udowodnił nam, że „nawiedzone miejsce” to temat, w którym mieści się cała gama emocji — od czarnego humoru, przez subtelny smutek, aż po czyste, pulsujące napięcie.
📢 A Wy?
Jakie nawiedzone przestrzenie odwiedziliście w październiku? 🏚️
Które mury skrywały duchy, a które jedynie przeszłość, której bohaterowie nie potrafili zostawić za sobą?
Podzielcie się swoimi lekturami w komentarzach — chętnie zobaczymy, jakie miejsca nawiedziła Wasza wyobraźnia 👇✨
Duch z Canterville Oscar Wilde
Całą tę halloween’ową aurę postanowiłam spędzić w towarzystwie Oscara Wilde i pewnej amerykańskiej rodziny, która postanowiła zakupić dość pokaźną rezydencję, a do tego z duchem w pakiecie. Moi drodzy przyjaciele angliści i miłośnicy literatury wywodzącej się ze Zjednoczonego Królestwa pewnie już swoim noskiem czują o czym będzie mowa, czyli o opowiadaniu Duch z Canterville. Motyw nawiedzenia, który wybraliśmy dla naszego październikowego wyzwania, przeważnie kojarzy się z opuszczonymi szpitalami czy filmami o małżeństwie Warrenów, jednak Oscar Wilde wziął ten nieco oklepany już schemat, przekształcając go w historię grozy, przy której bardziej się pośmiejemy niż wystraszymy.
Rodzina Otis postanawia opuścić ukochaną Amerykę, aby osiedlić się w klimatycznym Canterville, gdzie zakupują dom nawiedzany przez niespokojnego ducha. Simon Canterville (duch, o którym mowa) próbuje zrobić wszystko, aby tylko uprzykrzyć życie nowym lokatorom, jednak okazuje się, że to on sam pada ofiarą, czy to psotnych bliźniaków, czy swojej własnej nieudolności.
Uzasadnienie wyboru:
Wybierając nowelę Wilde’a chciałam przede wszystkim postawić na niekonwencjonalne potraktowanie motywu nawiedzenia. Nie chciałam czytać kolejnego Amityville Horror (który osobiście polecam!) czy kolejnej biografii Warrenów, gdyż są to wybory dla mnie zbyt oczywiste w przypadku tego wyzwania. A ponieważ darzę szczególną sympatią literaturę wywodzącą się z wysp brytyjskich to ten wybór był dla mnie oczywisty. Duch z Canterville to krótkie opowiadanie, które idealnie miesza ze sobą gotycki horror i poczucie humoru, skutkując dość zabawną kreacją ducha, który nie potrafi pozbyć się ze swojego domu (nieproszonych) gości. Tajemniczy byt mający wzbudzać grozę stał się tutaj źródłem komedii i pewnej dozy politowania, patrząc na jego kolejne “duchowe” niepowodzenia.

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury – Tołstoja, Steinbecka czy Remarque’a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.
Lśnienie Stephen King
Trzecia w kolejności książka Stephena Kinga, którą podpisał własnym nazwiskiem, była pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy na październikowe wyzwanie. Jest to w mojej opinii najlepszy okres w dorobku mistrza grozy, a wspólnie z Miasteczkiem Salem oraz Carrie stanowi kwintesencję horroru w czystej postaci, idealną na zbliżające święto zmarłych lub, jak kto woli – Haloween. Dodatkowym plusem jest możliwość przeczytania książek i porównania ich z fenomenalnymi filmami, które powstały na ich podstawie.
Jeśli jeszcze ktoś nie zna tła powieści: Jack Torrance to nauczyciel z problemem alkoholowym, który trwa w abstynencji od kilku miesięcy. W skutek niefortunnych wydarzeń zostaje zwolniony i obejmuje posadę zimowego dozorcy hotelu Panorama. Towarzyszy mu żona Wendy, oraz syn Danny, który przejawia zdolności parapsychiczne zwane właśnie lśnieniem. Muszą spędzić kilka miesięcy w odizolowanym od świata miejscu, aby nie popadło w ruinę. W najśmielszych snach nie podejrzewają jednak, jak straszne wydarzenia czyhają na nich w zakamarkach złowieszczego gmachu.
Uzasadnienie wyboru:
Wybrałem Lśnienie ze względu na mistrzostwo Kinga w budowaniu tła psychologicznego postaci. Sam autor, po alkoholowych przejściach, idealnie portretuje widmo człowieka uwiązanego kajdanami uzależnienia. W Jacku widzę odbicie Stephena i targające nim demony, które niekiedy są o wiele bardziej przerażające, niż paranormalne zjawiska dziejących się na kolejnych stronach. W pewnym momencie zastanawiałem się, czy wydarzenia w Lśnieniu nie przedstawiają alkoholowych wizji Jacka. Wtedy jednak ta książka byłaby zbyt przerażająca, dlatego dla rozluźnienia atmosfery dostajemy rzeki krwi, duchy byłych mieszkańców hotelu i chodzące żywopłoty – które moim skromnym zdaniem są jednym z lepszych straszaków w całej powieści. Jeśli lubicie się bać, nadchodzący weekend jest najlepszym terminem, aby zmierzyć się z tajemnicami, które skrywa hotel Panorama.








