literackie wyzwanie 2025

Literackie wyzwanie 2025: Styczeń

Nowy rok to świetna okazja, by w końcu sięgnąć po książki, które od dawna czekają na swoją kolej. Dlatego w ramach pierwszego miesiąca naszego literackiego wyzwania postanowiliśmy zmierzyć się z tytułami, które od lat zalegały na naszych półkach – z różnych powodów odkładane, ale nigdy nieporzucone. Pierwszą kategorię nazwaliśmy: Książka, która była na Twojej półce od lat, ale nigdy jej nie przeczytałeś/aś. Każdy z nas podszedł do tego zadania inaczej. Jedni kierowali się impulsami, inni pozwolili redakcyjnym kolegom zdecydować za siebie. Jedni sięgnęli po klasykę, inni po literaturę popularną. Efekt? Różnorodność gatunkowa i emocjonalna, która pokazuje, jak wiele może znaczyć jedno, pozornie proste wyzwanie.

Co nas zaskoczyło?
Niektóre książki pochłonęły nas szybciej, niż się spodziewaliśmy. Inne okazały się trudniejsze w odbiorze, ale równie satysfakcjonujące. Wszystkie jednak miały jedną wspólną cechę – przypomniały nam, że warto czasem spojrzeć na własne półki i dać drugą szansę książkom, które kiedyś nas zainteresowały.

A Wy?
Macie książki, które od dawna czekają na przeczytanie? Może już wzięliście udział w naszym wyzwaniu i udało Wam się odkurzyć jakąś perełkę? Podzielcie się swoimi wyborami w komentarzach – z chęcią dowiemy się, jakie historie odkryliście w styczniu!

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych „Wielogłos”. Prowadzący cykl „Aktualnie na słuchawkach”. Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.

 

Pieśń Krwi Greg Bear

Greg Bear to autor, który potrafi sprawić, że granice między literaturą popularną a intelektualnym wyzwaniem zacierają się w błyskawicznym tempie. Pieśń krwi to powieść, która na pierwszy rzut oka wydaje się klasycznym thrillerem biotechnologicznym – mamy naukowca idącego pod prąd, mamy eksperymenty, które wymykają się spod kontroli, mamy wreszcie pytania o etykę i konsekwencje ludzkiej ingerencji w naturę. Ale Bear nie byłby sobą, gdyby zatrzymał się na tej powierzchownej warstwie.

Vergil Ulam, główny bohater, to genialny, ale arogancki biolog, który – wbrew wszystkim ostrzeżeniom – wprowadza do własnego ciała nowatorskie komórki.. To, co zaczyna się jako próba ratowania własnego odkrycia, szybko przeistacza się w coś znacznie większego – w powolną, organiczną rewolucję, w której to nie człowiek ma kontrolę nad ewolucją, lecz ewolucja zaczyna pisać własne reguły gry. Bear podsuwa nam pytanie: co by było, gdyby człowiek przestał być koroną stworzenia, a zamiast tego stał się środkiem do celu dla innej, bardziej efektywnej formy życia?

Styl autora jest chłodny, precyzyjny, a jednocześnie hipnotyzujący. Bear nie epatuje emocjami, nie próbuje na siłę wzbudzać grozy – on ją podaje w najbardziej wyrafinowanej formie: przez powolne budowanie niepokoju, przez biologiczne detale, przez zmiany, które najpierw fascynują, potem przerażają, a w końcu skłaniają do refleksji. Pieśń krwi to książka, która pod względem atmosfery momentami przypomina literacki odpowiednik filmów Davida Cronenberga – cielesność nie jest tu jedynie tłem, ale jednym z głównych tematów.

To nie jest książka o człowieku zmieniającym świat – to opowieść o świecie, który zmienia człowieka. I właśnie to czyni Pieśń krwi pozycją wyjątkową – nie tylko w science fiction, ale w literaturze w ogóle.

Objaśnienie wyboru: 

Kompletnie nie wiedziałem, jaki klucz obrać na początku naszego redakcyjnego wyzwania. Postanowiłem oddać sprawy w ręce redakcji i spośród trzech książek, które wziąłem z półki, poprosiłem redaktorki i redaktorów o podjęcie decyzji za mnie, z jakim tytułem się zmierzę. Uważam, że podjęli bardzo dobrą decyzję, ponieważ to druga książka Grega Beara, którą przeczytałem, i autor ten zaczyna urastać w mojej głowie do rangi jednego z ulubionych.

Natalia Wesołowska-Basista

Z wykształcenia jestem romanistką. Mieszkam w Krakowie, a sercem w Zagrzebiu :) Pochłaniam książki i czekoladę, popijając kawą. Czytelniczo od kliku lat przechodzę fazę realizmu magicznego i nic nie zapowiada zmiany.

Opowiadania odeskie Izaak Babel

Opowiadania odeskie to zbiór, z którym wiąże się dla mnie poczucie żalu – żalu, że tak późno po niego sięgnęłam. Ta niewielka publikacja wydawnictwa Austeria kurzyła się na mojej półce już od dobrych kilku lat. Ostatecznie sięgnęłam po nią, ponieważ jest zbiorem krótkich opowiadań, które przez kilka dni towarzyszyły mi w tramwaju, w drodze do pracy.

Opowiadania odeskie przenoszą nas do Odessy z pierwszych dwudziestu lat XX w., a w ich centrum znajdują się członkowie społeczności odeskich Żydów.  Każde z opowiadań przedstawia historię jednego bohatera, ale w tle, na drugim planie przewijają postaci, które spotkamy w innych opowiadaniach. Od pierwszych stron zwróciłam uwagę na sposób, w jaki Izaak Babel pisze swoich protagonistów: uderzyła mnie wyrazistość oraz różnorodność charakterologiczna, jaką udaje się pisarzowi osiągnąć, w szczególności w tak niewielkim objętościowo tekście, jakim jest opowiadanie. Bohaterowie Babla to zwykli ludzie: rzemieślnicy, uliczni handlarze, subiekci, żebracy, gangsterzy, stręczyciele… Daleko im do epickich, etycznych maksymalistów, bliżej zaś do pikarejskich łazików, zahartowanych przez niełatwe warunki życia. To, co nadaje im „pazura” to fakt, że nie znajdziemy tam postaci miałkich, letnich. Są dzielni, zawzięci, krewcy, czasem bezwzględni – Babel maksymalnie podkręca ich usposobienie, wybiera skrajności, tworząc postaci zdolne do prawdziwej pasji, a przez to zapadające w pamięć. Babel wydobywa z pozornie biało-czarnej wizji odcienie szarości, ukazując ludzkie oblicze „marginesu” oraz mroczną stronę tych, których być może nigdy by o taką nie podejrzewano. Jednym słowem, daje czytelnikowi postaci „z krwi i kości”. Pod piórem Babla jego rodzinna Odessa nabiera niezwykłego, tajemniczego kolorytu. Jest to miasto skrajności, gdzie ostentacyjne bogactwo sąsiaduje z biedotą, leżące na szlaku, który przemierzają ludzie zmierzający ze Wschodu na Zachód i odwrotnie, ludzie różnych kultur, religii i poglądów politycznych. Miasto kurortowe oraz miasto ciemnych zaułków, gdzie równa się rachunki. 

Objaśnienie wyboru: 

Opowiadaniach odeskich Żydzi to zwykli ludzie, borykający się ze zwykłymi problemami, którzy kochają, mordują, walczą, cieszą się i płaczą. W tej lekturze odnajdą się miłośnicy Króla czy Towarzysza Nachmana – jednak nie ma w niej jeszcze złowieszczego napięcia, zwiastującego piekło II wojny światowej, choć tu i ówdzie pobrzmiewają echa lokalnych pogromów i piętnowana jest bezmyślna brutalność bolszewików. Żydzi jednak nie są tu wiktymizowani i, nawiązując do słów Jerzego Pomianowskiego, który jest autorem przedmowy do Opowiadań odeskich, nie są „zbiorowiskiem urodzonych ofiar, skazańców z natury, nadających się wyłącznie do tej roli”. Myślę, że właśnie to zdanie z wstępu, który wertowałam kilkukrotnie przed rozpoczęciem lektury, ostatecznie przyczyniło się do sięgnięcia po Opowiadania odeskie. Niech zatem ta recenzja zakończy się cytatem z tegoż właśnie wstępu:

„Otóż Babel patrzy na swoich Żydów jak na ludzi innych, zdolnych do takich samych grzechów, pasji, uniesień, żartów i szaleństw jak ich sąsiedzi. Tyle, że patrzy po swojemu — z uśmiechem, podziwem, którym chce zarazić czytelnika. Jest to podziw nie dla urody ich życia, tylko dla jego intensywnej pełni.”

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Wampirze Cesarstwo Jay Kristoff

Może Wampirze Cesarstwo nie leżało na mojej półce od lat, ale przynajmniej od roku, kiedy to skuszona zachwytami zaopatrzyłam się w tą jakże grubą książkę fantasy, w której pewien obdarzony niezwykłym dziedzictwem łowca wampirów opowiada swoją historię, niczym Luis de Point du Lac w Wywiadzie z Wampirem. Nazywa się Gabriel de Leon i jest jedną z najciekawszych literackich hybryd – wspomnianego Luisa, Geralta z Rivii, a nawet Van Helsinga. Nie ma co ukrywać, że inspiracje były tu widoczne, ale książka sama w sobie świetna, mimo lejącej się posoki, wynaturzeń i języka złożonego z setek przekleństw. Największa zaleta to dla mnie reinterpretacja katolicyzmu, gdzie mroczne stowarzyszenie świętych braci tatuujacych się srebrem,by walczyć z siłami zła w postaci krwiopijców, wiedzie prym. W Wampirzym Cesarstwie mamy też stylizację na XVI, może XVII wiek, a dodaje to pikanterii postaciom, które na stronicach książki spotykamy. A są naprawdę barwne i ciekawe i to nie tylko wampiry, a także postaci poboczne i te grające drugie skrzypce. Muszę przyznać, że ilość stron z początku mnie odstraszała, być może dlatego ta książka czekała na mojej półce wstydu, ale finalnie czytałam ją bardzo szybko i w kilka dni miałam już pierwszą część historii Gabriela za sobą. Gdzieś tam na półce czeka drugi tom, ale tym razem powód nie sięgnięcia po niego jest zgoła inny. Jeśli ją przeczytam, będę musiała czekać około roku na trzeci i ostatni tom, a to już po poznaniu ekscytujących wydarzeń stworzonych przez Kristoffa, będzie dla mnie za długo. 

Objaśnienie wyboru:

Powód dla którego wybrałam Wampirze Cesarstwo był tak naprawdę impulsywny i nie podlegał głębokiej analizie. W styczniu głównie czytam fantasy, więc sięgnięcie po jedną z najgrubszych książek z tego gatunku wydawało mi się ciekawym i szalonym pomysłem, ale na pewno mogę uznać, że nasze redakcyjne wyzwanie przymusiło mnie do tego i było pretekstem do poznania tej jakże wciągającej historii. 

Piszę, więc jestem.
I straszę w horrorach.
Bu.

Sztuka prostego życia Shunmyo Masuno

Każdy nowy rok rozpoczynam z zamiarem rozprawienia się z moją półką wstydu, jednak ta na przestrzeni lat, zamiast się kurczyć, konsekwentnie rośnie. Niemniej jednak nasze nowe wyzwanie pomoże mi w końcu zapoznać się z moimi książkowymi znaleziskami, podczas gdy najpewniej będę kupować kolejne lektury. Na pierwszy ogień poszła Sztuka prostego życia Shunmyo Masuno, gdyż czym innym zacząć nowy rok, jak nie książka krzycząca niemal „Nowy rok, nowa ja!”. Sztuka prostego życia zaliczyć można do kategorii lektur poradnikowych, gdyż autor zaprezentował nam sto konkretnych porad jak żyć spokojniej i (jak sugeruje sam tytuł) prościej. I wszystko to w zgodzie z filozofią zen.

Książka momentami wydawała się być zbyt… uduchowiona? Chociaż można się tego spodziewać po lekturze napisanej przez mnicha, jednak strona „duchowa” tych porad nie była tutaj żadnym problemem, a bardziej była to trudność w przełożeniu to na perspektywę wielkomiastową. Nie każdy posiada balkon, na którym mógłby założyć sobie malutki ogródek, jak również ciężko czerpać satysfakcję z pracy, której się po prostu nienawidzi. Niemniej jednak kilka rad od Shunmyo Masuno uważam za całkiem wartościowe, których wprowadzenie  z pewnością wprowadziłoby nieco harmonii i spokoju w tej chaotycznej codzienności. Porady skupiają się na różnych aspektach, od prawidłowego oddychania po skupianiu się na chwili obecnej czy sposobie układania butów. Łącznie mamy ich sto, lecz wątpię, aby było możliwe wprowadzenie każdej z nich. Jednak jeśli potraktujemy tę książkę jak koszyk z jabłkami, możemy wybrać z niej te najlepsze, które nieco uspokoją naszą głowę i pomogą nam nieco zwolnić w tym pędzącym świecie.

Objaśnienie wyboru:

Osobiście nie przepadam za książkami poradnikowymi, lecz uroczy kotek z okładki niemal krzyczał w moją stronę, abym po nią sięgnęła. Każda z porad nie zajmowała dłużej niż jedną stronę, dlatego też książkę czytało się ekstremalnie szybko, co również poniekąd pomogło mi rozkręcić się z moim czytaniem już na początku rok. No i od czego zacząć 2025, jak nie od kilku wskazówek na spokojniejsze życie!

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Okruchy dnia Kazuo Ishiguro

Stevens, główny bohater książki, to oddany i lojalny wobec chlebodawcy kamerdyner. Swe obowiązki pełnił przez lata w Darlington Hall, fikcyjnej rezydencji położonej nieopodal angielskiego Oxfordu. W 1956 roku bohater wyrusza w podróż, aby odwiedzić dawną gospodynię Darlington Hall, pannę Kenton, i opowiada o latach 20. i 30. XX wieku spędzonym w tym przybytku. Choć majątek nabyty ostatnio przez Amerykanina, pana Farradaya, utracił swą dawną sławę, Stevens we wspomnieniach przybliża czytelnikom czasy jego świetności. Służba dla Lorda Darlingtona była dla niego największym zaszczytem – to wtedy odpowiadał za przygotowywanie spotkań z ważnymi osobistościami z innych krajów, będąc przekonanym, że ich celem jest wzniosłe i szlachetne utrzymanie pokoju w Europie.

Narracja prowadzona w wyrafinowany sposób wydaje się pasująca do wzniosłości pełnionej przez Stevensa funkcji, a pełen opanowania ton spójny z definicjami cech idealnego kamerdynera. Za najszlachetniejszą z nich główny bohater uznaje godność. To refleksje nie tylko o kamerdynerskiej roli, ale o ludzkim życiu w szerszej perspektywie. Nie brak w nich rozważań o motywacjach i istocie życiowych wyborów, a także odmiennym postrzeganiu tych samych zjawisk przez pryzmat czasu oraz pozycji uczestniczących w nich osób. Wspaniały przekład przemyśleń angielskiego dżentelmena autorstwa Jana Rybickiego pozwala na językowe zachwyty. Wśród anegdot kryją się jednak smutki i nostalgia. – Nie jest więc bynajmniej moją winą, że całe życie i praca jego lordowskiej mości nie przyniosły nic dobrego – i byłoby zupełnie nielogiczne, gdybym miał z tego powodu odczuwać jakikolwiek wstyd czy wyrzuty sumienia – pisze narrator.

Okruchach dnia (w oryginale The Remains of the Day brzmiący trafniej niż polski odpowiednik) brytyjski pisarz japońskiego pochodzenia tworzy spójną, powolną, ale i emocjonującą historię. Zastanawia się nad obieraniem życiowych kierunków i kreśli dylematy, które w jakimś stopniu są ponadczasowe i zasługują na uważne do nich podejście. W subtelny sposób pod znakiem zapytania stawia również sensowność powracania do przeszłości.

Objaśnienie wyboru: 

Okruchy dnia sprezentowała mi przyjaciółka, a Ishiguro figurował na liście autorów, z którymi nie miałam okazji się wcześniej zapoznać. Sięgnęłam po tę książkę będąc przekonaną, że jest prezentem trafionym, co potwierdziło się w trakcie lektury. Powieść nagrodzona została Nagrodą Bookera, a ogromny rozgłos przyniosła jej wyróżniona ośmioma nominacjami do Oscarów ekranizacja, w której główne role odegrali Anthony Hopkins i Emma Thompson. Doceniając kunszt literacki noblisty zamierzam sięgnąć po jego kolejną powieść – Nie opuszczaj mnie.

Kino w każdej postaci, literatura rosyjska, reportaż, ale nie tylko. Magister od Netflixa, redaktor od wszystkiego. Właściwy człowiek we właściwym miejscu – chętnie zrelacjonuję zarówno wystawę, koncert, płytę, jak i sztukę teatralną.

O kobiecie/ O mężczyźnie Zbigniew Lew-Starowicz

Książka, która leżała w moich zbiorach od lat a dopiero dzięki wyzwaniu Głosu Kultury po nią sięgnęłam to O kobiecie / O mężczyźnie autorstwa znanego polskiego seksuologa profesora Zbigniewa Lwa- Starowicza. Swego czasu lektura cieszyła się dużą popularnością i biła rekordy czytelnicze w Polsce w swojej dziedzinie. Poruszone w niej tematy związane z relacyjnością oraz oczekiwaniami w stosunku do kobiet i mężczyzn z dzisiejszej perspektywy nieco się zestarzały, ale wciąż dobrze czyta się rady profesora w tym krótkim reportażu. Mocną stroną pozycji jest humor i przystępny język autora, nie stroni on również od ironii i lekkości dzięki czemu książkę czyta się jednym tchem. Przyznam, że ciekawie  obcowało się z pozycją z 2011 opowiadającą o relacjach kobiet i mężczyzn  i ich wzajemnych stosunkach, nie tylko w sferze seksualnej. Interesujące było również spojrzenie specjalistyczne na kobiety i mężczyzn w tamtym okresie oraz w perspektywie zmian, które dopiero miały nadejść. Czy jest to pozycja, która pozwoli nam lepiej zrozumieć siebie lub poznać perspektywę mężczyzn czy kobiet? Myślę, że w pewnym sensie na pewno i każdy, kto zdecyduje się nadrobić tą pozycję znajdzie tu coś dla siebie.

Objaśnienie wyboru:

Można odnieść wrażenie, że problemy z 2011 roku, są zupełnie odmienne od tych współczesnych. Wiele mówi się o wpływie aplikacji randkowych, pandemii, samoświadomości, co w roku 2011 nie było tak powszechne, a o Covid -19 nikt raczej nie myślał. Mimo wszystko myślę, że pewne kwestie poruszone w rozmowie profesora z Barbarą Kasprzycką są dość wizjonerskie i uniwersalne i doskonale sprawdzają się w naszych czasach. Przykładem tego jest choćby opisana siła i pozycja kobiet. Również w kwestii wzajemnych pragnień nie zmieniło się tak wiele, jak można by przypuszczać. W dobie wszechobecnych poradników z dziedziny miłości, psychologii relacji i  potrzeb w związkach,  zachęcam do  sięgnięcia po  „klasyki”. Myślę, że takimi pozycjami są książki Zbigniewa Lwa-Starowicza i warto się z nimi zapoznać by skonfrontować dawne i obecne czyli  kiedyś i dziś w sferze damsko-męskiej. 

literackie wyzwanie 2025

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Klaudia Rudzka

Kino w każdej postaci, literatura rosyjska, reportaż, ale nie tylko. Magister od Netflixa, redaktor od wszystkiego. Właściwy człowiek we właściwym miejscu – chętnie zrelacjonuję zarówno wystawę, koncert, płytę, jak i sztukę teatralną.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Natalia Trzeja

Piszę, więc jestem. I straszę w horrorach. Bu.

Natalia Wesołowska-Basista

Z wykształcenia jestem romanistką. Mieszkam w Krakowie, a sercem w Zagrzebiu :) Pochłaniam książki i czekoladę, popijając kawą. Czytelniczo od kliku lat przechodzę fazę realizmu magicznego i nic nie zapowiada zmiany.

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *