Tajemnice, które nie powinny zostać odkryte – H. P. Lovecraft – „W górach szaleństwa” [recenzja]

Trudno obecnie, poruszając się w obrębie popkultury, nie kojarzyć nazwiska H. P. Lovecrafta lub choćby najbardziej kultowej postaci, którą powołał do życia w swoich utworach – wielkiego przedwiecznego Cthulhu. Cała jego mitologia i koncepcja ukrytego świata, który istnieje obok nas, pełnego straszliwych, mackowatych istot rodem z horrorów, niesamowicie dobrze wpasowuje się w przeróżne treści kultury, które biorą, wykorzystują, a często również rozwijają rozmaite mity i historie, które opisywał w swoich opowiadaniach samotnik z miasta Providence niemal sto lat temu. Ja zafascynowałem się światem mitów Cthulhu już dawno, przede wszystkim z racji licznych motywów szaleństwa i tracenia zmysłów, które często wiązały się z wiedzą o przedwiecznych. Po prawie dwóch latach grania w grę fabularną Zew Cthulhu opartą na świecie wykreowanym przez pisarza, postanowiłem sięgnąć również po książkowe pierwowzory. Po przeczytaniu kilku opowiadań zamówiłem zbiór Zgroza w Dunwich, pięknie wydany przez wydawnictwo Vesper, i dosłownie tydzień później otrzymałem informację, że wydają całkowicie nową książkę z opowiadaniami mistrza grozy – W górach szaleństwa. Nie pozostało mi więc nic innego, jak wyposażyć się i w tę pozycję i podzielić się na Głosie Kultury swoimi wrażeniami.

W zbiorze liczącym niespełna 300 stron znajdziemy cztery opowiadania, odpowiednio – dwa dłuższe i dwa krótsze. Tytułowy tekst, który otwiera tom, obejmuje objętością połowę książki i opowiada o arktycznej ekspedycji, której członkowie natrafiają na skamieliny pamiętające czasy prehistoryczne. Jest to jednak dopiero początek odkryć i straszliwych wydarzeń. Drugie, dłuższe opowiadanie, Cień spoza czasu, dotyczy akademickiego nauczyciela, który nagle stracił pamięć z kilku lat swojego życia. Przez studiowanie podobnych przypadków i analizowanie nawiedzających go snów zaczyna domyślać się powodów swojej amnezji, jednak kluczem do rozwiązania tej zagadki (a także poznania przeszłości i przyszłości świata) będzie zbadanie ruin miasta w Australii. Kolejne opowiadanie to Bezimienne miasto – tytułowe miejsce wśród piasków arabskiej pustyni odnajduje bezimienny badacz. Studiując ruiny miasta, odkrywa straszną prawdę o jego mieszkańcach. Ostatnia historia, Pod piramidami, to opowiadanie napisane na zlecenie słynnego Harry’ego Houdiniego, w którym on, jako narrator, opowiada o wydarzeniach z Egiptu, gdzie wbrew własnej woli zwiedził podziemia jednego z grobowców faraonów, będąc świadkiem przerażającej, sennej wizji. Zbiór zamyka bardzo ciekawe posłowie autorstwa Mikołaja Kołyszki. Dotyczy ono inspiracji Lovecrafta i wyjaśnia sporo nawiązań pojawiających się we wszystkich czterech opowiadaniach, a nawet rzuca inne światło na całą twórczość Cienia z Providence.

W założeniu dobór opowiadań do tego tomu wydaje się bardzo dobrze przemyślany. Z jednej strony wszystkie mają wyraźny punkt wspólny, jakim jest przeszukiwanie dawno zapomnianych lub nieodkrytych przez człowieka ruin, a z drugiej ich akcja toczy się w bardzo różnych zakątkach świata, bo mamy tutaj mroźne, skute lodem tereny Antarktyki, nieodkrytą archeologicznie Australię, zapomniane tereny arabskiej pustyni i wreszcie samo serce historycznego Egiptu, w którym Sfinks i piramidy grają kluczową rolę. Niestety w praktyce zbiór ten mocno uwypukla przede wszystkim powtarzalność opowiadań Lovecrafta. Mimo odmiennych miejsc, w których toczy się akcja, kulminacyjne części tych historii są mocno zbliżone do siebie, a wrażenie to potęguje również fakt, że wszyscy bohaterowie w obliczu nieznanych odkryć i potencjalnego zagrożenia zachowują się praktycznie identycznie, przez co wydają się do siebie podobni.

Trzeba otwarcie powiedzieć, że lektura opowiadań Lovecrafta nie należy do najłatwiejszych. Autor w dość specyficzny sposób tworzył swoje historie, przez co nie posiadają one na przykład w ogóle dialogów, które zazwyczaj przyśpieszają i nadają dynamiki wydarzeniom. W zbiorze W górach szaleństwa historie opowiadane są jako wspomnienia osób, które w nich uczestniczyły. Najbardziej męczyłem się właśnie z pierwszym, najdłuższym opowiadaniem. Mimo naprawdę klimatycznego wprowadzenia, które oczywiście z miejsca skojarzyło mi się z Terrorem Simmonsa (oba wulkany, które zostały nazwane na cześć statków – Erebus i Terror – są zresztą w tekście wspomniane), Lovecraft zbyt drobiazgowo i szczegółowo podszedł do opisu badań, jakie ekspedycja głównego bohatera poczyniła na Antarktydzie. Mimo podziwu dla wiedzy, jaką musiał posiąść, aby tak dokładnie orientować się w występowaniu konkretnych warstw skalnych lub roślin w danych okresach historii Ziemi, dla kogoś niebędącego miłośnikiem geologii, nagromadzenie tych informacji jest zbyt duże. W połowie opowiadania zaczyna jednak robić się o wiele ciekawiej, bo tutaj Lovecraft raczy nas już nie geologią, a historią rasy, która przed eonami zamieszkiwała tytułowe góry. Dużo ciekawsze jest drugie opowiadanie, Cień spoza czasu, bo od początku do końca czuć w nim tajemnicę i grozę, ponownie pojawia się sporo informacji na temat dawno wymarłych (czy aby na pewno?) ras, ale mamy też motyw sennych wizji, w których Lovecraft czuje się doskonale. Dwa ostatnie opowiadania są dużo mniej rozbudowane, ale o ile Bezimienne miasto niczym się nie wyróżnia, o tyle Pod piramidami czytało mi się najlepiej ze wszystkich, połączenie egipskich mitów z przedwiecznymi i klimatyczna końcówka tworzą naprawdę świetny tekst.

To, co najważniejsze u Lovecrafta, to tajemnica. To przez nią buduje on klimat grozy, która bardzo szybko udziela się wszystkim jego bohaterom. Każde opowiadanie skonstruowanie jest tak, abyśmy nie do końca byli pewni, czy wydarzenia, o których przed chwilą przeczytaliśmy, miały miejsce naprawdę, czy były jedynie omamem, snem lub szaleńczą wizją powstałą ze strachu. Często sami bohaterowie próbują zapewnić nas w swoich relacjach, że ich wspomnienia najpewniej są tylko snem lub majakiem. Wiele jest tutaj niedopowiedzeń i domysłów, a groza wynika właśnie z niepewności i strachu przed nieznanym. Chociaż nie ma co udawać, że opowiadania Lovecrafta z tego tomu potrafią naprawdę wystraszyć, to jednak nie można odmówić im budowania mrocznej i klimatycznej atmosfery. Dzieje się to głównie za sprawą plastycznych i bogatych opisów; język Lovecrafta potrafi naprawdę pobudzić wyobraźnię (choć znowu – przez liczne podobieństwa w umiejscowieniu akcji kolejnych opowiadań natrafimy na podobne sformułowania i porównania, co psuje nieco efekt).

W górach szaleństwa to bardzo specyficzny zbiór opowiadań. Na pewno nie poleciłbym go wszystkim, szczególnie mam tu na myśli tych, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z twórczością H. P. Lovecrafta (tutaj zdecydowanie lepszym wyborem będzie zbiór Zew Cthulhu lub nieco grubsza Zgroza w Dunwich, gdzie również znajdziemy opowiadanie W górach szaleństwa). Jeśli jednak przeczytaliście już wszystkie opowiadania Cienia z Providence, które ukazały się w Polsce, możecie śmiało sięgnąć po najnowszą, jak zwykle pięknie wydaną pozycję wydawnictwa Vesper. Myślę, że opowiadania te przypadną do gustu szczególnie tym, których interesuje historia innych ras zamieszkujących świat przed powstaniem ludzi. Ostrzegam jednak, że podczas lektury trudno będzie nie zwrócić uwagi na pewną powtarzalność motywów i opisów.

Fot.: Wydawnictwo Vesper


 

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *