anna

Odgrzewany kotlet mielony – Luc Besson – „Anna” [recenzja]

Okres największej świetności Luc Besson – mag francuskiego kina gatunkowego – ma już dawno za sobą. Obrazy takie jak Nikita, Wielki błękit, Leon zawodowiecPięć elementów powstały 20, 30 lat temu, a później było już tylko odcinanie kuponów od dawnej sławy. Gargantuiczna produkcja pod tytułem Valerian i miasto tysiąca planet z 2017 roku, będąca bodaj najdroższą produkcją europejską w historii, miała być powrotem Bessona na szerokie wody światowej kinematografii, a tymczasem skończyło się na finansowej i artystycznej klapie mimo udziału topmodelki Cary Delevingne. Po twórcy tej rangi można oczekiwać przynajmniej poprawnego, trzymającego w napięciu akcyjniaka, podczas gdy serwowane polskim widzom u progu lata najnowsze danie kultowego reżysera – Anna – zaliczanego onegdaj do nurtu francuskiego neobaroku jest co najwyżej letnim odgrzewanym kotletem i zapychaczem kinowych repertuarów.

Anna to w prostej linii repetycja wspomnianego już wyżej pierwszego międzynarodowego hitu Bessona, tj. Nikity, i jest to powtórka dosyć ordynarna, nie tylko ze względu na parafeministyczny wydźwięk, który wyraża się już choćby w użyciu kobiecego imienia w samym tytule, ile z uwagi na samą fabułę i umiejscowienie akcji w momencie, w którym powstała rzeczona Nikita, a zatem na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Najntisowy klimat – który jest, jak mniemam, efektem odpowiedniego fokusowania grupy docelowych widzów sentymentalnie powracających do lat swojej młodości – jest tutaj sygnalizowany zresztą nachalnymi wtrętami w rodzaju na przykład eurodance’owego przeboju zespołu Technotronic. Poza tym nie bardzo wiadomo, po co twórcy zdecydowali się ulokować akcję, bądź co bądź silnie politycznego filmu, w tym newralgicznym momencie historycznym, w którym Związek Radziecki chylił się ku upadkowi, co musiało też mieć wpływ na zmianę formuły działania KGB. Reżyser w ogóle nam tego nie wyjaśnia, a co więcej popełnia przy tym szereg rozlicznych gaf rzeczowych, co uwidacznia się chyba najbardziej w sekwencjach, w których bohaterowie używają nowoczesnej technologii, jak na przykład tytułowa bohaterka żyjąca w 1987 roku w zapyziałym Związku Radzieckim i posługująca się tamże laptopem. W ogóle portret określonych nacji i środowisk jest tutaj krzywdząco stereotypowy. Paryski świat mody to głównie opryskliwi fotografowie, zaś Rosjanie stanowią szarą masę zapijaczonych brutali.

Zapewne całość jest próbą zdyskontowania popularności takich obrazów jak Atomic BlondeCzerwona jaskółka, ale debiutująca w głównej roli rosyjska topmodelka Sashy Luss nie ma ani charyzmy Charlize Theron ani uwodzicielskiego uroku Jennifer Lawrence. Tamte filmy (przy czym znacznie wyżej cenię sobie ten pierwszy) były intrygującymi próbami poszukiwania nowych form dla wybitnie spetryfikowanego gatunku, jakim jest niewątpliwie film szpiegowski, a to w odniesieniu do komiksowego przegięcia (Atomic Blonde), a to w kierunku kina eksploatacji (Czerwona jaskółka).

W tym konkretnym przypadku pozostaje tylko bałamutny feminizm kreślący silną i niezależną kobietę, posługujący się jednak banalnymi i zużytymi kliszami. W gruncie rzeczy i tak chodzi o fetyszyzowanie pięknego młodego ciała, a biseksualna orientacja bohaterki oraz lesbijski związek stają się tylko zasłoną dymną. Besson nie omieszkał posłużyć się w tym portrecie – tak protagonistki, jak i, skądinąd wyjściowo całkiem frapującej, szpiegowskiej intrygi – łopatologicznymi metaforami, jakimi są baba matrioszka ilustrująca skomplikowaną naturę kobiety i partia szachów definiująca grę służb specjalnych. Anna jest zatem niczym więcej, jak nieudaną próbą wylansowania kolejnej sezonowej gwiazdki, przy czym szkoda na to pozostałej świetnej obsady (Helen Mirren, Cillian Murphy, Luke Evans).

Fot.: Monolith Films


Film obejrzeliśmy dzięki Cinema City

słońce też jest gwiazdą

anna

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *