giganci

Początek przygody – Lylian, Drouin, Lorien – „Giganci – 1 – Erin ”

Wydaje mi się, że obecnie twórcy wszelkich popkulturalnych nowości muszą się naprawdę postarać, aby zadowolić nastoletniego czytelnika. Aby zainteresować go, przykuć na dłużej do lektury, skupić jego uwagę i zaskarbić sobie sympatię. Wydawnictwo Egmont nie ustaje w wydawaniu kolejnych komiksowych serii o i dla młodzieży. I osobiście bardzo się z tego cieszę, bo choć komiks wciąż w dużej mierze kojarzy się z czytadłem dla dzieciaków, to wbrew temu skojarzeniu, to właśnie komiksów dla dorosłych (i nie mam tu na myśli erotycznych, choć te również powstają) jest przeważająca ilość. Skupiających się na poważnej problematyce, poruszających istotne dla obecnego świata problemy, choć również te czysto rozrywkowe albo będące mieszanką tego wszystkiego. Młodszy czytelnik ma zatem, mimo wszystko, z czego wybierać, ale czy w wieku, kiedy jesteśmy wybredni i rękami i nogami bronimy się przed banałem i kiczem (nawet jeśli coś nim nie jest), łatwo jest go zadowolić? Oczywiście, że nie, jednak im większy wybór, tym większe prawdopodobieństwo, że w końcu się uda. Czy nowa komiksowa seria Giganci poruszy wyobraźnię nastoletniego czytelnika? 

Tytuł pierwszego tomu, a także zapowiedź kolejnego, sugerują, że każda część będzie wprowadzała nowego bohatera i to na nim się skupiała. Tak też jest w rzeczywistości, a pierwszą postacią pierwszoplanową w tym uniwersum jest oczywiście Erin. Rudowłosą dziewczynę poznajemy, kiedy pakuje swoje rzeczy, by przeprowadzić się z wujostwem do ich domu. Dlaczego? Odpowiedzią na to pytanie jest sen bohaterki, od którego zaczynamy przygodę z nią. Sen, w którym powracają do niej koszmary z tego, co naprawdę się wydarzyło. 

Przejdźmy jeszcze na chwilę do samego początku komiksu. Musimy zatem opuścić malowniczą Szkocję i przenieść się do jaśniejącej bielą Grenlandii, gdzie grupa poszukiwaczy, prowadzona przez przejętego chłopca, odnajduje coś, co budzi zarówno ich fascynację, jak i niepokój. Coś, co kształtem przypomina olbrzymie stworzenie nie z tej ziemi…

Teraz wróćmy do Szkocji, do Erin. Kiedy dziewczyna, poszukując samotności, udaje się do swojej leśnej kryjówki, natyka się na grupę wrednych dzieciaków, które nie tylko stanowią zagrożenie samo w sobie, ale także nie potrafią uszanować jej żałoby, czyniąc z niej powód do kolejnych żartów. I kiedy wydawałoby się, że dziewczyna nie ma dokąd uciec, nagle otrzymuje nieoczekiwaną pomoc. Pomoc w postaci niespotykanego zielonego giganta. Dziewczyna w mig porozumiewa się ze stworzeniem i odkrywa, że łączy ich specyficzna więź. Kim jest gigant o imieniu Yrso mierzący 15 metrów i ważący 10 ton? Skąd zna Erin? I dlaczego nagle w pobliżu ich domu zaczęły krążyć helikoptery i kręcić się podejrzani ludzie? Na to wszystko rudowłosa bohaterka będzie poszukiwała odpowiedzi. Niektóre z nich rozsiane są po pierwszym tomie, na inne przyjdzie i jej, i czytelnikom trochę poczekać.

Pierwszy tom serii Giganci to niedługa historia, która – mam wrażenie – jest jedynie prologiem do całej opowieści. O samych gigantach nie dowiadujemy się wiele, nasza wiedza opiera się w zasadzie na wiedzy Erin. Szybko jednak staje się jasne, że nie obejdzie się bez odwiecznej walki dobra ze złem, a także zachłannych ludzi, którzy uważają się za panów wszystkiego, z naturą i nienazwalnym, którego nie rozumieją, a chcą usidlić. Samą Erin od razu łatwo polubić, aczkolwiek nie jestem tu obiektywna, ponieważ jej zamiłowanie, szacunek i znajomość roślin od razu wzbudziły moją sympatię. Strata, jakiej doznała, czyni z niej bohaterkę niemal idealną, bo nie tylko jest silnie związana z przyrodą, ale także straciwszy rodziców, ma o wiele mniej do stracenia, w konfrontacji z nienazwanym złem i czymś zupełnie nowym niż inni ludzie, niż inne dzieciaki w jej wieku. Żałoba mogła też uczynić ją albo wrażliwszą, albo silniejszą, ale o tym zapewne dopiero przyjdzie nam się dowiedzieć.

Akcja w Gigantach nie ma czasu na przerwy, stron jest niewiele, a czuć, że twórcy tylko czekają, aby móc rozkręcić stworzoną przez nich historię. Na pewno z ciekawością będę wypatrywać kolejnych bohaterów, ale przede wszystkim – kolejnych gigantów, ich roli na naszej planecie, zdolności, wyglądu, mocy, a także sojuszu i wrogów. W zasadzie nic nie zostało powiedziane o tym, co sprawia, że każdy z nich ma swoją, chciałoby się powiedzieć: bratnią duszę wśród młodszych przedstawicieli gatunku ludzkiego. Ciekawa więc jestem tych relacji i tego, jak zostaną one wyjaśnione. A także kim lub czym jest złowroga istota z Grenlandii, która wzbudza postrach, nawet będąc w stanie uśpienia.

Graficznie Giganci nie wyróżniają się wybitnie na tle innych podobnych sobie komiksów. Choć trzeba przyznać, że Yrso, opiekun roślin, robi bardzo dobre wrażenie – jest na tyle dokładnie narysowany, że widzimy, wizualizujemy sobie jego postać, ale na tyle niedosłowny, by pozostawić coś wyobraźni. Dzięki temu stworzenie nie jest kiczowate, o co zapewne było nietrudno. Tom pierwszy, Erin, utrzymany jest przez większość opowieści w ciepłych barwach i nie będzie zaskoczeniem, że przeważają tu zielenie i kolory ziemi. Kadrowanie jest zazwyczaj spokojne, tylko raz przejmując na swoje barki ciężar emocji samej opowieści. Oprawa powinna natomiast zachęcić nastoletniego czytelnika do sięgnięcia po komiks. Grafika na okładce przykuwa wzrok, podobnie jak zielone tło i śliska, błyszcząca obwoluta ze skrzydełkami. Co ciekawe, o specyfice i szczegółach Giganta z tomu pierwszego nie dowiadujemy się z treści komiksu, a właśnie z osobnej informacji zawartej na skrzydełku.

Giganci – 1 – Erin to początek przygody, która może być całkiem ciekawa. Problemem może okazać się jedynie ilość stron poświęcona na kolejne tomy, bo 56 stron tomu pierwszego udowodniło, że cała historia wybrzmiewa nieco chaotycznie i za szybko, na jednym wydechu. Jakby chciano pokazać nam i wytłumaczyć za dużo. Być może jednak jest to jedynie specyfika pierwszej, wprowadzającej do uniwersum części. Trudno tez powiedzieć coś więcej o problematyce, jakiej podejmuje się cała seria, ale na pewno warto zwrócić uwagę na próbę poradzenia sobie z niewyobrażalną stratą, siłę niezwykłej przyjaźni i szacunek do przyrody. Pozostaje czekać na kolejne części i dowiedzieć się, co mają do zaoferowania.

Fot.: Egmont


Przeczytaj także:

Recenzja komiksu Czarolina

giganci

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *