Magia – Hypothermia – „Svartkonst” [recenzja]

Svartkonst, kolejne dzieło Szwedów, niewątpliwie spowoduje, że tego lata na krótką chwilę zagości zima. Hypothermia na swoim krążku czaruje i hipnotyzuje, coraz dalej odchodząc od swoich black metalowych korzeni.

Inna sprawa, że mistyczna, szamanistyczna odmiana black metalu w wykonaniu Hypothermii już na samym początku ich scenicznej drogi nie była czystym blackowym łojeniem. Pełnoprawny debiut, czyli album Veins z 2006 roku, był raczej przygniatającym świadectwem tego, że Szwedzi nie zamierzają grać przystępnej, łatwej, miłej i przyjemnej w odbiorze muzyki, a raczej była to próba nagrania najbardziej depresyjnego materiału w historii metalu. Może wyolbrzymiam, ale tamta powolna, brudna, ciężka, smolista muzyka w połączeniu z przeszywającym, momentalnie totalnie odpychającym growlem Kima Carlssona, będącym niczym innym jak black metalowym skrzekiem połączonym z odgłosami najstraszliwszego ludzkiego cierpienia, może niekoniecznie robiła na słuchaczu totalne wrażenie, ale na pewno propozycja Hypothermii nie pozwalała obok niej przejść obojętnie.

Jednak z każdym albumem Carlsson z kolegami schodził z black metalowej ścieżki, bardziej ku dźwiękom, które najłatwiej jest określić mianem post-metalu tudzież post-rocka. Dobitnie słychać to na monumentalnym, ale charakteryzującym się wypruciem z emocji, chłodem i pustką krążku Skogens Hjärta z 2011 roku, ostatnim do tej pory w karierze Szwedów. Zespół przekornie zamieścił na tym LP jedną, sześćdziesięciopięciominutową kompozycję, do której, co trzeba przyznać, należało mieć mnóstwo cierpliwości, zanim odkryła swoje piękno.

I wydaje się, że Hypothermia kontynuuje drogę obraną na poprzednim albumie. Jednak są pewne zmiany. Wydaje się, że Svarkonst jest bardziej przystępny i przyjazny w osłuchu. Na pewno wpływa na to brzmienie: czystsze, pozbawione brudu, a zyskujące przestrzeń i oddech, powodując, że słuchacz nie czuje się przytłoczony nawałem dźwięków, jak na Veins chociażby. Już pierwszy Invokation pokazuje, że formacja uznała, że należy jednak złagodzić przekaz. Szczególnie, że w twórczości Hypothermii zaczynają się pojawiać zręby melodii, tudzież chwytliwych partii gitar powodujących, że ta muzyka zaczyna na dłużej gościć w odtwarzaczu, a tym bardziej w głowie słuchacza.

Zdecydowanie jednak trzeba dać jej czas, bowiem jest to krążek czysto instrumentalny i chyba Kim Carlsson uznał, że black metalowy skrzek nijak będzie pasował do takiej stylistyki, która, jak wspomniałem powyżej, krąży wokół post-rocka, zachowanego w średnim, niespiesznym tempie, nie przesadzającego ze zmianami klimatu. Ogólnie kompozycje mają zachowaną pewną dramaturgię, układ, który przeważnie kończy się mocnymi, gitarami, z ich frazowaniem będącym bardzo charakterystycznym dla post-rocka, jakie słyszymy chociażby w utworze tytułowym.

HYPOTHERMIA - Efterglöd

Minusem całości niewątpliwie jest to, że poszczególne kompozycje są do siebie bardzo podobne, bo kolejny po Svartkonst na trackliście, czyli Efterglöd, nie różni się niczym specjalnym od swojego poprzednika. Ba! To po prostu starszy brat. Na szczęście przejmująco smutny Regnvals zmienia klimat; szczególne wrażenie robią przeszywające dźwięki gitary elektrycznej. Ostatni na Svarkonst utwór, czyli Vy to chyba nic innego, jak połączenie smutku Regnvals z dźwiękami, które usłyszeliśmy na Efterglöd. Trochę zespół siebie autoplagiatuje i nie jestem pewny, czy jest to zamierzone, czy nie.

Svartkonst powoduje, że muzyka Hypothermii może być przystępna dla szerszego grona odbiorców. Nie jest to zarzut, absolutnie. Świadczy to o progresie i rozwoju formacji, mimo to jednak mam wątpliwości, czy ta trudna, momentami rażącą swoją monotonią muzyka znajdzie kolejnych amatorów. Mnie to przekonuje, bo ja osobiście uwielbiam wtapiać się w takie dźwiękowe krajobrazy, pełne nieludzkiego zimna i pustki. Ale jeśli ktoś szuka czegoś więcej, może być lekko rozczarowany i przygnieciony ciężarem gatunkowym tej muzyki.

PS „Svartkonst” w tłumaczeniu ze szwedzkiego na język polski, to po prostu „magia”.

Fot.: Agonia Records

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *