W naszym salonie czas płynie inaczej – rozmowa z Magdą Kośmider i Kasią Siewruk, założycielkami warszawskiego salonu optycznego mag.nifier [część 1]

Okulary to niezbędny element codzienności wielu z nas. Korekcyjne, będąc wyrobem medycznym, umożliwiają poprawne widzenia świata, a przeciwsłoneczne chronią przed promieniowaniem UV i ułatwiają widzenie w pełnym słońcu. Wpływają na to, jak postrzegają nas inni, ale i na to, jak my sami postrzegamy siebie. Zdarza się, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nosić je powinniśmy. Wybierając oprawki, możemy nie mieć pojęcia, od czego zacząć, a okazuje się, że jest to temat dość rozległy. Specjalistkami w tej dziedzinie, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie, są Magda Kośmider i Kasia Siewruk, założycielki warszawskiego salonu optycznego mag.nifier. To nietypowe miejsce, wyglądające jak galeria sztuki, zdążyło już zagrać w jednym z polskich seriali, a w swoich szufladach kryje okulary z teledysku Beyoncé czy Sary Connor z Terminatora 2. Odwiedzając mag.nifier i mierząc zarówno subtelne, jak i szalone okulary, możecie stanąć przed lustrem z Zachętą w tle i zupełnie stracić poczucie czasu.

Z Magdą i Kasią rozmawiamy o designie, okularach z bawolego rogu, inspiracjach popkulturą i tym, jak ważne jest świadome dbanie o wzrok, właściwa diagnostyka okulistyczna i odpowiedni dobór okularów. Czytając naszą rozmowę, odkryjecie, jaka firma wyprodukowała okulary sposobem Christo – artysty, który opakował materiałem berliński Reichstag –  i jak na podstawie doświadczeń pilotów opracowano kształt awiatorów. Odkryjecie, które oprawki oferują funkcję grzebienia do włosów i jaki kolor okularowych szkieł najlepiej sprawdzi się na nartach, a jaki nad morzem. Dowiecie się też, czemu Jack Nicholson nosi kolorowe szkła i który aktor z Sukcesji zachwycił się wnętrzem mag.nifier.

Gosia Kilijanek: Znajdujemy się w Waszym salonie optycznym przy placu Stanisława Małachowskiego, w którym trudno oderwać wzrok od oryginalnych oprawek i szkieł okularowych. Jak zainteresowanie okularami pojawiło się w Waszym życiu?

Magda Kośmider: U mnie była to przypadkowa wypadkowa sytuacji. Nie planowałam być optykiem. Kiedy skończyłam szkołę podstawową, to nie wiedziałam, co chcę w życiu robić. W tym momencie w życiu chyba mało kto to wie. Mama wymyśliła dla mnie wtedy szkołę optyczną – liceum opto-elektroniczne i kierunek optyk-mechanik w szkole policealnej. Pod wieloma względami okazało się to całkiem ciekawe. Odkryłam, że bardzo lubię ten rodzaj wiedzy, obcowanie z optyką, obcowanie z ludźmi. Same okulary też. Odbywałam praktyki w Polskich Zakładach Optycznych, podczas których wielu moim rówieśnikom praca ta wydawała się nudna i katorżnicza. Mnie się podobała. Mało kto przykładał się do tych praktyk, można było zostać wypuszczonym wcześniej, a ja zawsze zostawałam. Później trafiłam pod skrzydła pana Zdzisława Robaka i to u niego zdobyłam największe doświadczenie. W latach 90. w Polsce następowało wiele zmian, również w świecie optycznym. Można było bezproblemowo sprowadzać produkty z zagranicy, a pan Robak miał największy asortyment, był mężem zaufania w Cechu Optyków i współpracował ze szpitalami.

Jak doszło do tego, że montowałaś wtedy peryskopy do czołgów?

Magda: Polskie Zakłady Optyczne miały kontrakt ze zbrojeniami, dlatego w ramach praktyk czyściliśmy, kleiliśmy i montowaliśmy peryskopy.

To nietypowa pozycja w CV optyka…

Magda: Nietypowa, to prawda. Zdarzało nam się również montowanie mikroskopów i listków do przysłon obiektywów. Wszystko było bardzo ciekawe.

W pewnym momencie zawęziłaś swoje działania do pracy z okularami w zakładach optycznych?

Magda: To wszystko działo się etapami. Na początku praktyki odbywały się w miejscu wyposażonym w narzędzia, takie jak szlifierki, tokarki, frezarki, przy których wykorzystaniu własnoręcznie wytaczaliśmy trzonek do młotka, frezowaliśmy go i szlifowaliśmy. Ciekawe było też gwintowanie śrub. Następnym etapem stały się Polskie Zakłady Optyczne, a później praktyki indywidualne u optyków. Kiedy odbywałam je u wspomnianego pana Robaka, do Polski wchodziła firma Bausch + Lomb i kontaktologia. Dziesiątki tysięcy osób zaczęło się więc zaopatrywać w szkła kontaktowe. Brałam udział w promowaniu tych produktów, uczyłam, jak zakładać i zdejmować soczewki, tłumaczyłam, jak je pielęgnować. Niesamowite doświadczenie. Przeszkoliłam tysiące osób, z każdą z nich rozmawiałam i myślę, że dzięki temu zyskałam łatwość w nawiązywaniu kontaktów oraz rozpoznawaniu potrzeb klientów.

Kasia Siewruk: W okresie pracy w zakładach optycznych Magda zaczęła też zajmować się reklamacjami.

Magda: To prawda. W tamtym czasie wielu producentów szkieł optycznych, takich jak Zeiss czy Essilor, otwierało swoje siedziby w Polsce. Postanowiłam więc spróbować swoich sił u nich i odpocząć trochę od pracy z ludźmi (śmiech). Miałam okazję pracować w fabryce firmy Essilor Polonia, która obecnie jako EssilorLuxottica jest jednym z liderów na rynku szkieł okularowych. Zajmowałam się reklamacjami, choć mało brakowało, a wylądowałabym na produkcji… Kiedy przyszłam na rozmowę o pracę to, zamiast trafić do właściwego biura obsługi klientów – optyków, weszłam nie w te drzwi, ale do fabryki. Odbyłam tam rozmowę kwalifikacyjną, podczas której bardzo mi się podobało. Zadzwonił do mnie w tym czasie telefon, z pytaniem: Magda, gdzie ty jesteś? Odpowiedziałam, że jestem po rozmowie, na co usłyszałam: Jak to? Przecież ona się zaraz zaczyna! Przeprosiłam wszystkich, informując, że ja nie do tej pracy (śmiech). Na szczęście w biurze obsługi klienta miałam przyjemne obowiązki i będąc panią od reklamacji schodziłam do fabryki, gdzie mogłam sprawdzać, jak przebiega cały proces produkcji soczewek. Od sprawdzania półfabrykatu, przez robienie prasówek, po kontrolę tego, czy wyprodukowane soczewki mają jakieś błędy. 

Kasia: Teraz Magda bierze szkła do ręki, patrzy na nie, dotyka i od razu jest w stanie wyczytać z nich wszystko.

Magda: Całkiem przypadkiem zdobyłam doświadczenie na każdym etapie produkcji. Stało się to dla mnie fajną historią.

Ta historia w pewnym momencie doprowadziła Cię do założenia z Kasią salonu optycznego. Kasiu, jak poznałaś Magdę i jak to jest korzystać z jej profesjonalnej wiedzy?

Kasia: Magdę poznałam w zasadzie z polecenia. Nasze drogi skrzyżowały się po raz pierwszy w 2015 roku. W jednej z rozmów ze znajomą zwróciłam uwagę na to, jak świetnie można mieć dobrane okulary i od słowa do słowa dowiedziałam się, że jest w centrum Warszawy pewna Magda, która się tym zajmuje. Chwilę później okazało się, że słyszała o niej inna moja znajoma, zaraz potem mama mojego narzeczonego. Na pierwszą wizytę u Magdy zabrałam też swoją mamę i obie byłyśmy wtedy pod wielkim wrażeniem jej umiejętności. Zawsze uważałam się za osobę, która dobrze radzi sobie z dobieraniem rzeczy, ale okazało się, ze w tym przypadku był to inny poziom, wyjście ze strefy pewnych przyzwyczajeń. Nagle dostaje się do ręki okulary i myśli: Chryste, to nie ja, to mi nie pasuje, a potem się je zakłada na nos i reaguje: Wow, w żadnych okularach nie byłam bardziej sobą. Po pierwszym spotkaniu z Magdą obie z mamą wiedziałyśmy, że już nie będziemy kupować okularów nigdzie indziej. Tak samo mój narzeczony, Jędrek. Okazało się, że jeśli przyjdzie się raz do Magdy, to nie ma się zamiaru już nigdzie indziej szukać.

Przez parę lat byłam klientką Magdy, a po pewnym czasie droga Magdy z tamtejszym miejscem pracy się rozeszła. Bardzo nad tym ubolewaliśmy, a Jędrek, chcąc kupić nowe oprawki, przez rok dopytywał: kiedy pani Magda się gdzieś pojawi? Potrzebuję okularów. Zaczęliśmy szukać i okazało się, że może fajnym pomysłem byłoby połączenie naszych sił – Magda już wcześniej planowała otworzyć własny salon, w pewien sposób mogłyśmy się uzupełnić. Na początku grudnia 2022 roku odbyłyśmy pierwszą rozmowę telefoniczną, a potem wszystko potoczyło się szybko. Uznałyśmy: dobra, odpalamy wszystko!

Fot. W_SRODKU Fotografia

W jakich okolicznościach w takim razie trafiłyście na miejsce przy placu Małachowskiego, na skos od Zachęty?

Magda: Miejsce było upatrzone, wypatrzone, wychodzone. Podpowiedziała mi je cudowna osoba, moja klientka zresztą, a obecnie przyjaciółka naszego domu.

Kasia: To Dorotka Roesler, która właśnie w tym budynku pracuje.

Magda: Pracuje w DWF i zajmuje się sztuką, bardzo wrażliwa osoba. Przez kilka miesięcy spacerowałam po centrum Warszawy, szukając miejsca, w którym dobrze bym się czuła, a ona opowiedziała mi o lokalu przy placu Małachowskiego. Wcześniej wiele razy zachwycałam się tym budynkiem, kiedyś bardzo zaniedbanym i mieszczącym w sobie pocztę, a obecnie pięknie odnowionym z zachowaniem stylu dawnych witryn i cudownym świetlikiem. Kiedy po raz pierwszy przyszłam pod wskazany adres pomyślałam, że to nie może być prawda, że przecież jest idealne.

Jak powstał projekt salonu, kiedy znalazłaś już lokal?

Magda: Projekt powstał w wyniku wielu rozmów. Z założenia bardzo chciałam, żeby to miejsce było nieoczywiste. Nie chciałam, aby na pierwszy rzut oka było wiadomo, że jest tu optyk. Bardzo cenię rozmowę i interakcję z drugim człowiekiem, więc marzyłam o tym, żeby przestrzeń była wyjściem do rozmowy. Bardzo inspirujący jest dla mnie świat popkultury, scena i film, a wśród grona moich klientów znalazł się Wiktor Gago i Kasia Borkowska. Kasia jest scenografką i wielokrotnie opowiadała mi o swoich projektach, które wydawały mi się szalone. Potrafi z niczego zrobić coś niesamowitego. Wiktor to architekt, ale znałam go też jako akwarelistę – byłam na kilku jego wystawach, mam nawet kilka jego prac. Pomyślałam, że chciałabym, aby to te dwie otwarte głowy stworzyły projekt zupełnie inny niż wszystkie. Oni w ogóle się nie znali, a ja nawet nie pomyślałam wtedy o zapytaniu ich, czy zechcieliby ze sobą współpracować…

Kasia: Magda po prostu posadziła ich obok siebie i przedstawiła im tę wizję.

Magda: Spotkaliśmy się we trójkę i… tak powstało to wnętrze. Konsultowaliśmy je wspólnie, ale też parami. Kocham Wenecję i jej mocne połączenia kolorystyczne, często bogate i żywe, ale też minimalizm. Inspiracji było bardzo dużo, ale zależało mi szczególnie na tym, żeby w lustrze odbijała się Zachęta. Chciałam, żeby znakiem rozpoznawczym dla tego miejsca była odbijająca się w lustrze Zachęta, a nie napis optyk.

Udało się idealnie. Zachęta gromadzi sztukę, a Wasz salon również można uznać za wystawę sztuki, doświadczając estetycznych wrażeń nie tylko dzięki pięknym oprawkom, ale też designowi.

Kasia: Identyfikujemy się w mag.nifier z artystyczną okolicą. Wnętrze w dużej mierze zostało wykonane przez artystów. To meble czy rzeźby na zamówienie, autorstwa Piotra Sobiesiaka, od którego kupuje je również Muzeum Narodowe na swoje wystawy.

Magda: Piotr uczy też rzeźby w szkole na Smoczej, to bardzo fajny gość.

Popiersia rzeźbione przez niego też noszą okulary i znajdują się w obitych lustrzaną stalą szafach. Obok nich widzimy piękne szuflady pokryte welurem, mieszczące oryginalne oprawki okularów. Wnętrze szaf jest intensywnie… kobaltowe czy ultramarynowe?

Kasia: Określam je kobaltowym, ale niektórzy uważają, że jest to indygo. To z pewnością mocny kolor.

Magda: Co ciekawe, kobalt w palecie farb używanych kiedyś przez artystów był najdroższym kolorem, jaki można było kupić. Przez to też dosyć rzadko go używano.

Kasia: Meble i szafy były robione na zamówienie przez artystów, bo wiele osób nie chciało się tego podjąć. Chociażby zrobienia sufitu…

Z czego jest wykonany?

Kasia: To szlagmetal. Szlagmetalem zdobi się ramy obrazów i pisze ikony. Zachętę, która odbija się w lustrze, i okulary, które robione są ręcznie…

Magda: …traktujemy jak dzieła sztuki.

Kasia: Przyglądając się detalom i technikom wykonania poszczególnych elementów, trudno traktować je inaczej niż sztukę użytkową.

Magda: Wszystko się przenika i ze sobą koresponduje.

Fot. W_SRODKU Fotografia

Skąd nazwa mag.nifier i co oznacza?

Magda: Bardzo długo nie miałam pomysłu na nazwę, a chciałam połączyć to z lupą, i w końcu tak powstało angielskie powiększenie przecięte kropką. Nazwa nastręcza nam trochę trudności, bo nie jest łatwa.

Powinnyśmy czytać ją po polsku czy po angielsku?

Kasia: Jak kto woli. Na początku wymawiałam to słówko po angielsku, ale potem je spolszczyłam, bo zauważyłam, że jest dla innych łatwiejsze w zapisywaniu. Niektórzy skracają nazwę do MAG. Istnieje tu pełna dowolność.

Magda: To też odniesienie do nazwy wspaniałego filmu – Powiększenia w reżyserii Michelangelo Antonioniego.

Ta nieprzeciętna nazwa dla salonu optycznego również wpasowuje się w ideę tego, żeby na pierwszy rzut oka nie było oczywiste, co można tu znaleźć. Ale wystarczy spojrzeć na wystawione modele okularów, żeby się zorientować.

Magda: W zasadzie wszystko tu mamy w powiększeniu, chociażby ladę, czyli nasz kontuar zwany tapas barem, wielkie szafy. Maksymalizm połączyłyśmy z minimalizmem.

Kasia: Bardzo lubię to, że nasze wnętrze zachowuje balans. Rude, miedziane elementy są wielkie – to zasłony na ścianie, kanapy i dywan – i je zauważa się jako pierwsze, spoglądając do środka przez witrynę. Mają podobną intensywność do kobaltowego wnętrza szaf, które je jednak ukrywają, kiedy są zamknięte. W zestawieniu z minimalistyczną podłogą i srebrnym sufitem wszystko się równoważy. Nie ma tutaj nadmiernego przesycenia ani ciepłem, ani zimnem.

Fot. W_SRODKU Fotografia

Otwarte w czerwcu 2023 roku wnętrze stało się już dwukrotnie scenerią dla seriali. Możecie zdradzić, jakie tytuły u Was gościły?

Magda: Możemy powiedzieć, że jeden z nich to Klara z Izą Kuną, który jest już dostępny do obejrzenia.

Kasia: I dostaje podobno dobre recenzje. 

Magda: Nasz salon stał się w nim sklepem obuwniczym, sprzedającym również ręcznej roboty buty.

Kasia: Drugi serial jeszcze się nie ukazał, czekamy na potwierdzenie daty premiery.

Magda: Wiele razy zaglądały do nas też inne ekipy filmowe, twierdząc, że mamy piękne wnętrze i chętnie by je wykorzystały.

Kasia: Ale nie tylko nasz salon znalazł się w ekranizacji, bo nasze okulary grają w filmach na nosach aktorów.

Magda: W okularach marki Lindberg wystąpił na ekranie na przykład Leszek Lichota czy Andrzej Zieliński.

W opisie w mediach społecznościowych zawarłyście zdanie: Pasjonują nas okulary. Od lat wybieramy tylko te wyjątkowe – czym jest dla was wyjątkowość w kwestii okularów?

Kasia: To z pewnością odczucie subiektywne, jednak dla nas wyjątkowość wiąże się z opowiadaniem historii. Tego podejścia nauczyłam się od Magdy, bo kiedyś okulary były dla mnie po prostu rzeczą. Lubimy, kiedy za okularami, które mamy, stoi jakaś historia, myśl, inspiracja…

Magda: …i ludzie. Przykładem jest, chociażby Massada – nasza fantastyczna polska marka, będąca na rynku już jakieś piętnaście lat. Jej założycielami są Kasia Łupińska po wrocławskim ASP i Krzysztof Mastalerz po Harvardzie. Wymyślili sobie taki koncept i w tym momencie podbijają nim świat. Kasia niesamowicie inspiruje się sztuką i zawsze w każdej oprawce Massady zawarty jest jakiś element sztuki, na przykład nawiązania do rzeźb w wykończeniu zauszników. Oprawa Massady ułożona u nas na poduszeczce przy witrynie nawiązuje do projektów Christo, który olbrzymie budowle i mniejsze instalacje owijał materiałem i obwiązywał sznurkiem. Tak właśnie produkowane były te okulary – w bardzo czasochłonnym procesie obwiązywania ich sznurkiem na wzór obrazu Action Painting Jacksona Pollocka powstało jedynie siedemdziesiąt par. Firma Mazzucchelli dostarczająca najlepszej jakości acetat do najlepszych producentów i manufaktura produkująca te oprawki powiedziały, że już nigdy więcej ich nie stworzą. Było to tak trudne do wykonania, że nie podejmą się tego ponownie. To bardzo unikatowy model. Takich wyjątkowych okularów mamy mnóstwo.

Kasia: Massada jest stosunkowo młodą firmą, na przykład w porównaniu z marką, która liczy sto lat i której okulary były wystrzelone w kosmos. Z mojej perspektywy ta wyjątkowość oznacza, że wybieramy okulary, które według nas mogą zaproponować coś unikalnego. To może być jakaś inspiracja bezpośrednio sztuką – skoro artysta opakowuje budynki, to opakujmy też okulary, a może być wyjątkowa funkcjonalność, czyli okulary dla osób wykonujących zawody wymagające ogromnej precyzji. Kiedy jednocześnie muszą mieć okulary na nosie, bo potrzebują odpowiedniej korekcji, ale chcieliby zapomnieć o ich istnieniu. Możemy wtedy przyjść z pomocą, proponując okulary, które ważą prawie tyle, co nic. Z wiedzą Magdy możemy też pocienić soczewki tak, aby wprawić klientów w zdziwienie. Zdarzyło się to już wielokrotnie. Ktoś inny może zwrócić uwagę na piękne okulary w absurdalnej cenie, a my wiemy, że są inne młode marki, które mają masę pomysłów, ale przez to, że są młode, jeszcze nie narzucają takiej marży jak te, które zdążyły wypracować sobie rozpoznawalność. Biorąc pod uwagę te młodsze, mamy bardzo podobny produkt, tylko bardziej przystępny cenowo.

Przychodząc do Waszego salonu, można usłyszeć, że mierzy się okulary, w których w teledysku wystąpiła Beyoncé czy takie, które nosiła Agnieszka Holland. W jaki sposób czerpiecie tę imponującą wiedzę na takie tematy? Czy w jakiś sposób szukacie ciekawostek, czy trafiacie na nie naturalnie?

Kasia: Trafiamy naturalnie, to się właśnie nazywa pasja (śmiech).

Magda: Dzieje się to automatycznie, myślę, że mamy w sobie radar na takie historie. Często bardzo się cieszę, że wiem, co za okulary pojawiają się na znanych osobach, ale wiele razy też nie wiem, więc szukam, aby dowiedzieć się, co to jest…

Kasia: …częściej wiesz! (śmiech).

Magda: To często intryguje i inspiruje…

Kasia: …i wchodzi w krew. Kiedy prace nad salonem jeszcze trwały, a ja oglądałam serial Biały Lotos, to niesamowicie zachwyciło mnie jak wyglądała Aubrey Plaza w brązowych okularach. Pomyślałam, że nie ma innej opcji, musimy je u siebie mieć. Bardzo spodobały się naszym klientkom, już kilka razy model ten od nas wyszedł i świetnie się nosi. 

Jakie modele z kategorii najbardziej znanych, poza tymi Aubrey, macie w swoim salonie i można je u Was przymierzyć?

Kasia: Mamy ich bardzo dużo. Jako pierwszy przychodzi mi na myśl kultowy model marki Matsuda, który grał na nosie Sary Connor w Terminatorze 2. To okulary, które nawet bez roli w filmie są ikoniczne. Matsuda jako pierwszy zdecydował się na wprowadzenie do świata mody nakładek bocznych do okularów, które wcześniej używane były jedynie przez nomadów na pustyni. Pełniły one funkcje ochrony przed piaskiem, a stały się elementem panujących trendów. Obecnie wiele marek ten element kopiuje, ale to Matsuda wykorzystał go jako pierwszy.

Magda: Matsuda inspirował się postmodernizmem i wiele jego projektów zainspirowanych zostało budowlami, takimi jak choćby wieża Eiffla. Wracając jeszcze do wyjątkowości okularów, to myślę, że wspólnym mianownikiem wszystkich obecnych w naszym salonie jest to, że pochodzą one z niezależnych, małych manufaktur. Każda partia jest niewielka. Za każdą oprawką stoi historia, inspiracja, unikatowość.

To też wiążę się z oryginalnością. Jeśli ktoś ma ochotę na noszenie modelu, który dostępny jest w zaledwie kilkudziesięciu egzemplarzach na całym świecie, może poczuć się wyjątkowo.

Magda: Tak samo jak przy noszeniu pięknych butów, torebki czy kapeluszy. Działa to na podobnej zasadzie – posiadania małego dzieła sztuki.

Kasia: To zupełnie zmienia spojrzenie na dany obiekt. Kiedy wiemy, że jakiś element oprawy nie przybrał danej formy, bo ktoś zależnie od humoru postawił na kartce krzywo kreskę, tylko sam zainspirował się czymś czy uznał, że stworzy zupełnie nowy opatentowany mechanizm. Dzięki czemu na przykład nie używa śrubek w żadnej oprawie…

Masz na myśli markę Mykita?

Kasia: W tym przypadku tak, ale jest też Lindberg, również nieposiadający śrubek. Te pomysły, rozwiązania, inspiracje bardzo wiele zmieniają w postrzeganiu funkcjonalności.

Fot. W_SRODKU Fotografia

Wracając jeszcze do funkcjonalności Mykity, zaskoczyło mnie to, jak niezniszczalne i zarazem lekkie wydają się te okulary. Trafiłam kiedyś na wpis Karoliny Korwin-Piotrowskiej, która ze swojej bogatej kolekcji okularów model właśnie tej marki wystawiła w ramach aukcji charytatywnej. Co to za marka?

Kasia: Dla opisu tej niemieckiej marki mam bardzo obrazową historię z życia wziętą. Pierwszą oprawką, którą moja mama kupiła u Magdy, był model Mykity. Swoją drogą ja również, ale to moja mama mogłaby być beta-testerką Mykity (śmiech). Ona nie traktuje ulgowo rzeczy, które są narzędziami pracy, a umówmy się: nimi są właśnie okulary. Okulary mojej mamy przeszły bardzo wiele, ale za każdym razem wystarczyło wymienić szkła, zmienić gumeczkę na końcu zausznika i były jak nowe. Po odświeżeniu taka oprawka może służyć kolejne dziesięć lat. Miesiąc temu klientka przyniosła nam okulary tej firmy, na których usiadła, w wyniku czego były powyginane pod takimi kątami, że można się było zastanawiać nad tym, jak trzeba usiąść, żeby coś takiego się wydarzyło. Magda wzięła je do ręki, tu przycisnęła, tam coś odgięła i po incydencie nie było śladu.

Magda: Muszę podkreślić, że okulary dobrej jakości cechuje to, że są to okulary wielorazowego użytku. Służą latami, można wymieniać w nich szkła wielokrotnie, pięknie je odświeżać, regulować. Jeżeli są ukochanymi okularami, to zostają z nami na wiele, wiele lat.

Kasia: Dokładnie tak jest. W pierwszych okularach, które kupiłam sobie u Ciebie jakieś dziewięć lat temu, wymieniłam szkła. Poprzednie były porysowane, bo często bywałam w nich na plaży, a teraz znów są jak nowe.

Magda: Kiedy w latach 90. do Polski wchodził wspomniany już Bausch + Lomb to za zasługi dostałam od tej firmy swoje pierwsze Ray-Bany. Cieszyłam się strasznie, wybrałam kosmiczne, szare z ochronkami, alienowate osy – ulubione okulary mojej mamy. Nie do zniszczenia, z wytrawionym chemicznie znakiem firmowym Bausch + Lomb. Obecnie Luxottica produkuje Ray-Bany ze zwykłym, namalowanym logo.

Ray-Bany, wciąż kultowe, stały się ogólnodostępne. Czy ich jakość jest wciąż taka sama?

Magda: Zauważalna jest zdecydowana różnica, niestety na niekorzyść. W dobie obecnej masowej produkcji okulary te dostępne są nawet na stacjach benzynowych. Choć cały czas kultowe, produkowane są z innych materiałów. Same wzory, które powstały w latach 50. czy 60., są wciąż odtwarzane.

Kasia: Warto tutaj wspomnieć o American Optical, marce powstałej w 1833 roku, która stworzyła jako pierwsza kształt awiatorów, najbardziej kojarzący się z Ray-Banem.

Magda: Kształt awiatorów nie jest przypadkowy, nikt go nie narysował ot tak. Wynikł on z badań przeprowadzonych na pilotach – pierwsze okulary American Optical miały przeznaczenie lotnicze. Podczas dopracowywania tego modelu oglądano pole widzenia pilotów i ich zachowania wzrokowe. Charakterystyczny kształt łezki idealnie wypełnia cały oczodół, niezależnie od tego, jaki mamy kształt twarzy. Zapewnia najlepsze pole widzenia przy takim kształcie i jest to udowodnione naukowo.

Czy awiatorami szczyci się szczególnie któraś z manufaktur?

Magda: Większość marek ma je w swojej ofercie. Ten kształt okazał się tak dobry, że wiele firm się nim zainspirowało. Można go umieścić obok kultowych kółek, owali czy prostokątów. Pierwsze na rynku okulary zresztą były okrągłe, prostokątne oprawki pojawiły się później.

Czy kształt oprawek ma wpływ na pole widzenia i to, jak czujemy się, patrząc przez nie?

Magda: Tak naprawdę nie ma. Jeśli ktoś potrzebuje korekcji, to wystarczy mu niewielka powierzchnia szkieł i centralne widzenie, aby obraz powstawał na siatkówce prawidłowo. Jeżeli korekcja jest odpowiednio dobrana, to wielkość okularów nie ma dużego znaczenia dla jakości widzenia. Im większa powierzchnia szkieł, tym jednak lepiej, bo osłania też większą powierzchnię skóry. Oko przyzwyczaja się do elementów stałych – nie widzimy własnego nosa, dopóki nie postaramy się go zauważyć. Jeśli okulary są dobrze dopasowane i nie zjeżdżają z nosa, to ich nie zauważamy, w niczym nie przeszkadzają. Mają jednak działać, tworzyć prawidłowo obraz na siatkówce. Wiele osób może cenić sobie większe okulary, choć może to też wynikać z faktu złego wyregulowania.

Pożegnaliśmy w tym roku ikonę mody Iris Apfel, której oversize’owe okulary były nieodłącznym elementem stylizacji. Pierwsze wielkie oprawki znalazła na pchlim targu, bo wydały jej się szykowne i nosiła je bez soczewek korekcyjnych, a gdy ich potrzebowała – wprawiła w te oprawki szkła. Na pytania ludzi, czemu takie wielkie, odpowiadała półżartem: żeby cię lepiej widzieć. Które postacie noszące okulary uważacie za ikoniczne? Które jako pierwsze przychodzą Wam na myśl?

Kasia: Mnie na pewno John Lennon.

Magda: Mnie też. Co więcej, kiedyś na okrągłe okulary mówiło się przecież lennonki, a obecnie kojarzone są z Harrym Potterem. Na myśl przychodzi mi też Elvis Presley.

Kasia: Jeszcze Robert De Niro w Taksówkarzu, którego model oprawek American Optical mamy u siebie.

Magda: Kolejny to Le Corbusier z bardzo charakterystycznymi oprawkami czy Picasso. Z pewnością wybór takich postaci opiera się na tym, kto dla kogo jest ciekawy i inspirujący. Myśląc o Jackie Kennedy, też widzimy ogromne okulary. Kadry z filmu Polowanie na muchy Andrzeja Wajdy przywołują obraz Zbyszka Cybulskiego. Jest też Marylin Monroe…

Kasia: …i Audrey Hepburn ze Śniadania u Tiffany’ego. Te oprawki też można u nas znaleźć.

Czy często przychodzą do Was klientki i pytają właśnie o ten konkretny model, Manhattan Oliviera Goldsmitha?

Kasia: Zdarza się to często, ale równie dużym zainteresowaniem cieszą się okulary Yves Saint Laurent.

Magda: Wiele osób też nie zdaje sobie z tego sprawy, mówi: o, fajne okulary. A za modelem kryje się historia. To jest chyba najbardziej istotne w dobrych projektach okularów, że są absolutnie ponadczasowe.

Jakie są w takim razie reakcje osób mierzących okulary na takie niespodziewane historie? Czy mają jakiś wpływ na podejmowanie ostatecznych decyzji?

Magda: Chyba aż tak wielkiego wpływu na decyzje wyboru konkretnej pary nie mają, ale na pewno okazują się interesujące.

Kasia: Okulary Matsudy z Terminatora 2 powędrowały ostatnio w ręce pana, którego bardzo zachwyciła ich historia. Oglądał ten film jako dziecko i stał się on jego ulubionym. Uznał, że trudno wyjść bez tych okularów i kolejnego dnia po nie wrócił. Zdecydował się na nie właśnie przez ich historię, pomijając oczywiście fakt, że wyglądał w nich świetnie.

Magda: Zaletą najlepszych projektów, nawet najbardziej wyszukanych czy odjechanych i kosmicznych, jest to, że one bardzo dobrze wyglądają na każdym nosie. To największa wartość dobrze zaprojektowanych okularów. Od nas zależy, czy mamy na tyle odwagi, żeby chcieć być widocznym.

Kasia: To też rodzaj biżuterii. Tak jak jednego dnia możemy mieć ochotę założyć wielkie, masywne kolczyki, bo mamy taki humor i chcemy być widoczne, a innego być sauté, nie wyróżniać się.

Fot. W_SRODKU Fotografia

Jest w czym wybierać, czasy kilku dostępnych na rynku modeli już dawno minęły. Tak samo jak te, w których okulary były karą i jedyną możliwością odbierania świata w odpowiedniej ostrości?

Kasia: Bardzo staramy się odczarować tę kwestię, ale nadal zdarza się nam spotykać osoby, które okulary uważają za ostateczność. To bardzo silnie zakorzenione przekonania, stereotypy. Sama na własnej skórze nigdy nie doświadczyłam tego, że noszenie okularów uznawane może być za jakąś wadę człowieka. Kiedy byłam mała i moja koleżanka zaczęła nosić okulary korekcyjne, to też chciałam. Jeśli spotykamy się z kimś, kto sceptycznie podchodzi do noszenia okularów, ale musi jakieś wybrać, stajemy na głowie, żeby je odczarować. Wydaje mi się, że idzie nam to całkiem nieźle.

Słowa okularnica czy okularnik w języku polskim wciąż mają wydźwięk pejoratywny, ale możemy je redefiniować i traktować okulary jako wspomnianą ozdobę.

Kasia: Możemy używać tego pojęcia biżuterii również dosłownie, ponieważ w salonie mamy okulary ze złota.

Prawdziwego złota? Co to za okulary?

Kasia: Tak, to Lindberg i linia Precious – oprawki wykonane z osiemnastokaratowego złota. Nawet podnoski mają złote.

Miałyście też model okularów o funkcji grzebienia…

Kasia: Już wyszedł! To okulary marki Emmanuelle Khanh.

Magda: Projekt fantastycznej francuskiej projektantki, w zasadzie jedyny z tych, które posiadamy z widocznym logo. To taki rodzaj francuskiej nonszalancji – są trochę bezczelne, a jednocześnie bardzo ciekawe, smaczne kolorystycznie.

Ilekroć widziałam jak je komuś pokazywałyście, to robiły ogromne wrażenie.

Magda: Tak, na ich widok uśmiech pojawia się na twarzy sam z siebie. Co do innych narzędzi odczarowujących okularową karę z pomocą przychodzą nam technologie, czyli zaawansowana już produkcja szkieł. Obecnie algorytmy przeliczają każdą powierzchnię soczewki okularowej, którą umieszcza się w oprawce.

Jakie unowocześnienia oprawek są obecnie stosowane i wpływają istotnie na komfort użytkowania okularów?

Magda: Myślę, że najistotniejsza jest tutaj waga, czyli lekkość oprawek. Poza tym ergonomia, czyli to, że dobrze leżą na nosie i uszach.

Kasia: Ważne jest też dopasowanie okularów do twarzy. Sama, zanim poznałam Magdę, miałam z tym problem. Wydawało mi się, że źle toleruję cięższe acetatowe okulary i kończyło się to tym, że po dwudziestu minutach ich noszenia zaczynała boleć mnie głowa. Okazało się, że odpowiednie ich dopasowanie zmieniło wszystko.

 

Przeczytaj drugą część wywiadu.

Dowiesz się z niej:

  • czym kierować się przy wyborze oprawek,
  • jaki kolor szkieł powinni nosić kierowcy, a jaki narciarze,
  • który aktor z Sukcesji zawitał do salonu mag.nifier,
  • jakie marki produkują okulary z bawolego rogu,
  • ile par okularów mają w swoich kolekcjach prywatnych Kasia i Magda.

W naszym salonie czas płynie inaczej – rozmowa z Magdą Kośmider i Kasią Siewruk, założycielkami warszawskiego salonu optycznego mag.nifier [część 2]

 

mag.nifier

plac Stanisława Małachowskiego 2, Warszawa

Fot.: W_SRODKU Fotografia

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *