Mariusz Wawrzyńczyk

Nie poddawać się i walczyć o swoje – rozmowa z Mariuszem Wawrzyńczykiem

Wokalista Mariusz Wawrzyńczyk wydał w tym roku swój debiutancki album Zawsze pod wiatr. O krętych drogach jego powstawania porozmawiałem z artystą. Zapraszam do lektury.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Opowiedz o swoich artystycznych początkach.

Od początku, odkąd zacząłem śpiewać, a było to w 1998 r., wiedziałem, że muzyka będzie moją pasją, ale również pracą. Mimo tego że posiadam dwa tytuły magistra, to również mam zawód muzyczny tj. aktor scen muzycznych specjalizacja: piosenkarz. Moja artystyczna droga rozwijała się tak, jak trzeba. Najpierw przez wiele lat śpiewałem równocześnie w dwóch domach kultury: Centrum Kultury „Zamek” w Kożuchowie (instruktor: Jan Sompoliński) oraz w Nowosolskim Domu Kultury (u Roberta Kajdanowicza). Występowałem na różnych koncertach: dożynkach, świętach państwowych, na wsiach, ale także na ogólnopolskich i międzynarodowych festiwalach piosenkarskich. Szkoliłem swój warsztat u boku Elżbiety Zapendowskiej, Krystyny Prońko czy Lory Szafran, biorąc udział w warsztatach wokalnych.

Jak to jest w trzymać w ręku swój debiutancki album? Jakie emocje wtedy czujesz?

Czuję się świetnie, jestem niezmiernie dumny, iż w końcu po wielu latach „walki” o ten album ukazał się on i każdy może go nabyć. Czuję ulgę, że nareszcie… w końcu!!! Ale muszę Wam powiedzieć, że nawet na chwilkę nie wątpiłem w to, co robię, choć wielokrotnie zamykano mi drzwi, a ja wchodziłem oknem, jak nie jednym to drugim, i taką też mam radę dla innych artystów: „Nie poddawajcie się i walczcie o swoje!”.

Praca w studiu dla debiutanta nie jest najłatwiejszą rzeczą. Były problemy, chwile zwątpienia podczas pracy nad krążkiem Zawsze pod wiatr?

Zacznę od tego, że nie jestem „debiutantem” i bardzo nie lubię tego określenia. Debiutantem jest osoba, która dopiero stawia swoje pierwsze kroki na rynku muzycznym, a ja śpiewam 20 lat, a od mojego pierwszego profesjonalnego nagrania w studio muzycznym mija ponad 15 lat.

W 2013 roku w wytwórni MyMusic wydałeś swoje pierwsze single. Album pojawił się dopiero w tym roku. Dlaczego wydanie pełnego LP zajęło Ci aż tyle czasu?

Myślę, że te wszystkie doświadczenia doprowadziły mnie do tego momentu, w którym obecnie się znajduję. Nie jestem zwolennikiem szybkiej kariery takiej jak dziś tj: wrzucenie do Internetu jakiegoś coveru i od razu rusza cała machina. W większości takie osoby nie mają doświadczenia. Najpierw powinny przede wszystkich szkolić swój warsztat, a nie od razu kreować siebie na „gwiazdę”, bo do tego jeszcze długa i ciężka droga, niestety nie usłana różami.  Rozstałem się z wytwórnią MyMusic, ponieważ nie angażowała się w prace nad sukcesem moich twórczości, w niczym mi nie pomogła, nie miałem w nich wsparcia ani żadnych nadziei na dalszy rozwój. Na szczęście poznałem Łukasza z Soul Records, który przede wszystkim szanuje mnie jako człowieka, jest wobec mnie szczery i pomaga mi.

Płyta oficjalnie na rynku pojawiła się 29 czerwca. Czytałem, że pojawiły się spore problemy dystrybucyjne. Na czym one polegały?

Nie wdając się zbytnio w szczegóły: ja, wytwórnia, dystrybutor wywiązaliśmy się ze wszystkich terminów, lecz sieć, która sprzedaje płyty, popełniła kilka błędów, a co za tym idzie nadszarpnęła moje zdanie o niej. Cóż, tak się zdarza, widocznie tak miało być. Nie ja pierwszy i nie ostatni. Tak działa korporacja. Ja ze swojej strony mogę jeszcze raz tylko przeprosić za zaistniałą sytuację i podkreślić, że stało się tak nie z mojej winy.

W odmętach Internetu znalazłem informację, że niegdyś grałeś muzykę rockową. Na Zawsze pod wiatr dominują brzmienia popowe, taneczne. Skąd u Ciebie stylistyczna ewolucja w kierunku popu?

Zawsze byłem artystą popowym, lecz drzemią we mnie pokłady mocnej energii. Nie lubię się zamykać w ramach. Mam takie szczęście, że posiadam bardzo dużą rozpiętość głosową. Mam cztery oktawy, tj. mogę śpiewać nisko i wysoko. Mogę śpiewać delikatnie, ale także ostro, drapieżnie. Łączenie różnych stylów muzycznych, tj. elektroniki, popu i rocka, to jest to, co lubię.

Tytuł brzmi nieco pesymistycznie, chociaż z albumu tryska dobra energia. Skąd tak pesymistyczny w sumie tytuł?

Jestem człowiekiem, który jest tak naprawdę jedną wielką sprzecznością, nie lubię być szufladkowany. Płyta powstawała przez wiele lat. Jestem autorem tekstów prawie wszystkich piosenek na albumie. Pisałem je na różnych etapach swoje życia, niekiedy źle się u mnie działo – wtedy powstawały teksty nostalgiczne. Od kilku lat staram się pozytywnie patrzeć na życie, dlatego też druga połowa tekstów raczej ma pobudzać do zmian, by podążać w dobrą, jasną stronę i nie przejmować się niepowodzeniami.

Słuchając piosenek i analizując teksty, zrozumiałem, że jednym z Twoim celów na tej płycie jest podniesienie na duchu słuchacza oraz dodanie mu otuchy i wiary w siebie. Nie boisz się poglądu odbiorców i krytyków, że teksty mogą wydawać się trochę „coachingowe”?

Bardzo dobrze, niech będą „coachingowe”, jeżeli choć jedna osoba dzięki moim piosenkom zmieni swoje nastawienie do życia, to będzie to dla mnie ogromny sukces. Wiem, już że tak się dzieje, dlatego też czuje się dowartościowany, że moja twórczość pozwala przetrwać ludziom trudny czas i dodaje im wiary we własne możliwości.

Płytę kończy świetny cover Białej Armii Bajmu. Tekst tej piosenki chyba nieprzypadkowo łączy się z warstwą liryczną całego albumu, prawda? :).

O, popatrz! Nawet ja na to nie wpadłem, ale rzeczywiście! Bardzo trafne spostrzeżenie!

 Jesteś zwycięzcą 52. KFPP w Opolu, co stawia się Cię obok sław polskiej muzyki rozrywkowej. Jak się z tym czujesz?

Zwycięstwo na festiwalu polskiej piosenki, było spełnieniem moich marzeń. Odkąd pojawiłem się na świecie, zawsze w moim domu oglądało się to muzyczne wydarzenie. Na scenie amfiteatru wystąpiła plejada polskich artystów, których podziwiałem i ceniłem. W końcu ja dostąpiłem tego zaszczytu i to z tak znakomitym utworem zespołu Skaldowie Nie widzę Ciebie w swych marzeniach. Rok później zostałem ponownie zaproszony. Tym razem do zaśpiewania utworu Świecie nasz z repertuaru Marka Grechuty. Mam wielką nadzieję, że w najbliższych latach będę mógł zaprezentować na opolskiej scenie jedną ze swoich piosenek. Tego możecie mi życzyć :).

Mariusz Wawrzyńczyk - To tylko chwila

Uczestniczyłeś w programie bitwa na głosy. Co dał Tobie i Twojej karierze udział w tym programie? Jak układała się współpraca z Urszulą Dudziak?

Każdy z elementów mojej drogi artystycznej był dla mnie ważny i rozwijał mnie jako piosenkarza i artystę. Zawsze czegoś nowego się uczyłem – obycia z kamerą, zachowania, co należy mówić, a czego nie (hmm… chociaż nie do końca – zawsze miałem i mam niewyparzony język i to mi pozostanie na zawsze (śmiech), ale może to i dobrze?). Przede wszystkich zawsze wierzyłem w siebie, ponieważ pracuję na swój sukces i ciągle wzbogacam swoje umiejętności jako piosenkarz i jako autor tekstów.  Z Urszulą Dudziak utrzymuję nieustannie kontakty. Spotykamy się. Piszemy SMS-y, wspieramy się. Zawsze mogę liczyć na Ulę. Uwielbiam i niezwykle cenię Ulunię zarówno jako artystkę, jak i człowieka.

Jestem ciekaw Twojego brzmienia na żywo. Planujesz koncerty? A jeśli tak, to słuchacze mogą się spodziewać zmienionych aranżacji w porównaniu do tych studyjnych?

Na jesieni planuje wyruszyć w klubową, raczej akustyczną trasę koncertową promująca album Zawsze pod wiatr. Bardzo lubię akustyczne brzmienia gitary i fortepianu. Piosenki w takiej formie brzmią inaczej, ale również ciekawie. Oprócz tego dodam troszkę ognia do pieca (śmiech) i zaśpiewam kilka koncertów z całym zespołem. Gdy występuję z całym bandem, piosenki nabierają innego charakteru, bardziej rockowego. Niewykluczone jest, że może usłyszycie moją twórczość z orkiestrą rozrywkową… wszystko się okaże, lubię Was zaskakiwać, siebie także! 😊.

W Internecie znalazłem informację, że studiowałeś historię. Jako absolwent tych szlachetnych studiów muszę zadać pytanie o ulubioną epokę historyczną i uzasadnienie tego wyboru ;).

Oj tak… studiowałem na wydziałach historycznych Uniwersytetu Zielonogórskiego i Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Była to specjalizacja zarządzanie dokumentacją i informacją, potocznie zwaną archiwistyką. Natomiast w Warszawie ukończyłem dziedzictwo kulturowe. Poza tym ukończyłem Policealne Studium Piosenkarskie im. Czesława Niemena w Poznaniu, dzięki czemu mam tytuł zawodowy: aktor scen muzycznych ze specjalizacją: piosenkarz. Gdy zacząłem swoją edukację, zawsze chciałem być nauczycielem, lecz po pierwszym semestrze odwidziało mi się. Jeżeli chodzi o okres historyczny, który najbardziej mnie fascynuje, jest to starożytność. Pasjonują mnie początki cywilizacji oraz to, iż starożytny Egipt, Grecja, Rzym były kolebką naszego świata, z którego do tej pory czerpiemy wiele. W tym roku miałem wielką przyjemność zwiedzania Aten i wiecznego miasta, które zrobiły na mnie piorunujące wrażenie.

Dziękuję za rozmowę.

Fot.: G. Mikrut

Mariusz Wawrzyńczyk

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *