dom stu szeptów

Zaklęci w teraźniejszości – Graham Masterton – „Dom stu szeptów” [recenzja]

Szepty – na pewno każdy z nas je kiedyś słyszał. Podczas zasypiania w nowym miejscu, na spacerze w lesie, za swoimi plecami w pracy, podczas zabawy w klubie. Czasem natarczywe, innym razem ledwo wyczuwalne. Jednak za każdym razem wprowadzające niepokój, wzbudzające uczucie wykluczenia, jasno określające brak przynależności do grupy. A co jeśli do tego doda się dom w stylu Tudorów? Powstaje z tego niezła czytelnicza uczta, którą serwuje nam Graham Masterton – dla mnie guru, jeżeli chodzi o straszne historie. Nie będę ukrywała, że Dom stu szeptów jest tak dobrym daniem, że nie zdążyłam się nim delektować, ponieważ połykałam je łapczywie, cały czas chcąc więcej. 

Allhallows Hall to dom, do którego w związku z testamentem Herberta Russela muszą przyjechać Rob, Grace, Martin. Nie jest to dla nich łatwa podróż, ponieważ jest niejako wycieczką w niekoniecznie miłe wspomnienia dla dwójki z nich. Rob i Grace, znienawidzone dzieci, oraz on – Martin – ulubieniec ojca. Każde z dzieci właściciela domu liczy na jak najszybsze dopełnienie formalności i powrót do własnych domostw. Sprawa jednak się komplikuje, kiedy znika jedyny spadkobierca – pięcioletni Timmy, syn Roba. Dziecko dosłownie rozpłynęło się w powietrzu. Poszukiwania w ogrodzie, w każdym pomieszczeniu, na poddaszu nie przynoszą upragnionego skutku. Chłopca nie ma.

Dorośli postanawiają zostać kilka nocy, aby kontynuować początkowo na własną rękę poszukiwania Timmy’ego. Spędzenie nocy w Allhallows Hall staje się nie lada wyczynem. Każda z osób w ciągu nocy słyszy szepty, wyczuwa „ich” trudną do zidentyfikowania obecność. Początkowo tymczasowi mieszkańcy nie chcą się przed sobą odkryć, jednak z czasem nasilenie obecności istot jest trudne do zatajenia. Rodzeństwo i ich partnerzy zdają sobie sprawę, że sami nie są w stanie poradzić sobie ani ze znalezieniem dziecka, ani z dodatkowymi lokatorami. W tym celu angażują miejscowe media, które potrafią kontaktować się ze zmarłymi.

Prawda okazuje się gorsza, niż pierwotnie zakładano. „Oni” to nie znękane dusze, demony czy nawet zmarli. Kim zatem są? Tutaj odsyłam do lektury książki. Pierwszy raz spotykam się z tak oryginalnie przedstawionymi postaciami, które nawiedzają dom. Co ciekawe, nie jest to jedyna siła, która postanowiła się rozgościć w Allhallows Hall. Mogę stwierdzić, że jest ona jeszcze gorsza niż wspomniani wcześniej „oni”.

Dom stu szeptów skrywa w sobie kilka tajemnic – dotyczących tego, co się wydarzyło w jego murach zarówno 400 lat wcześniej, jak i za życia ostatniego właściciela, Herberta. Nie zawsze wszystko uda się wyjaśnić w sposób logiczny, majestatycznie posługując się rozumem. Jednak nie można zapomnieć, że decyzje, które podejmujemy, i krzywdy, jakie wyrządzamy innym, czy tego chcemy, czy nie – wracają do nas z nawiązką.

Akcja powieści wciągnęła mnie od samego początku. Uwielbiam książki, które potrafią wytworzyć pewnego rodzaju aurę tajemniczości. Nie sposób się od niej oderwać. Zerwać tę wytworzoną więź między czytelnikiem a książką. Graham Masterton w umiejętny sposób prowadzi historię domu, jego mieszkańców, budząc po drodze grozę z dużą siłą. Emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania książki, to przede wszystkim ciekawość i napięcie. Z pewnością osoby, które czekały na kolejną świetną pozycję autora, nie będą czuły się zawiedzione. Może nie jest to najbardziej przerażające dzieło, biorąc pod uwagę często powtarzający się motyw nawiedzonego domu, ale bez wątpienia można wczuć się w ten pełen niepokoju stan. Dodatkowo autor serwuje pewną świeżość w spojrzeniu na istoty nawiedzające domu i ich mieszkańców. Styl mistrza jest stale niezmienny – zawsze na wysokim poziomie.

Co do samej okładki – jestem nią oczarowana. Połączenie czerwieni i czerni to doskonały wybór dla tego gatunku powieści. Książka od razu przykuła mój wzrok – jest mroczna i tajemnicza. Samotne drzewo może pokazywać każdego z nas. Jednostkę wśród zbiorowości, która czasem nie potrafi się dostosować, czasami pada ofiarą działań innych ludzi, a niekiedy zostaje wciągnięta w rzeczy, o których nie miała pojęcia.

Dom stu szeptów zostanie ze mną na dłużej. Historia Timmy’ego, Roba i „ich” może być przestrogą dla każdego z nas. Nie zawsze porządne zachowanie zostanie nagrodzone we właściwy sposób, wręcz przeciwnie – w większości przypadków okazuje się bezcelowe.

Fot.: Wydawnictwo Albatros


Przeczytaj także:

Recenzja książki Anioł Jessiki

dom stu szeptów

Write a Review

Opublikowane przez

Patrycja Słodownik

Uwielbia spędzać czas na czytaniu książek z gatunku: thriller, horror, kryminał. Kocha mocne wrażenia, intrygi, tajemnice oraz niejednoznaczne postaci. Nie pogardzi książkami o rozwoju osobistym, w myśl zasady, że człowiek uczy się o sobie przez całe życie. Wolny czas spędza także w kinie i teatrze. Nie lubi nudy, więc stara się wycisnąć życie jak cytrynę!

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *