Naczelny jeszcze dobrze nie ochłonął z wrażenia po odsłuchu Five Songs From Lisbon Balcony, a Kuba Luka już zaprezentował swoim fanom kolejną partię muzyki, tym razem pod szyldem Another One. Powiem tak – jeśli ktoś polubił Five Songs… niekoniecznie musi polubić wcielenie artysty w postaci Another One. Z drugiej strony, jeśli ktoś ma otwarty umysł na brudną, nieposkromioną elektronikę i zabawę z dźwiękiem, z pewnością przypadnie mu do gustu płyta ZIIIIIING! Niezależnie od tego, jak będzie – miło nam pochwalić się, że objęliśmy patronatem medialnym omawianą płytę.
Warto przybliżyć genezę i dotychczasową historię Another One. Zespół swoje początki datuje na 2005 rok, gdy rozpoczął działalność jako solowa inicjatywa Maćka Szymczuka. Po nagraniu i wydaniu świetnie przyjętej przez krytykę debiutanckiej płyty zatytułowanej Possessed, do projektu dołączył Kuba Luka. W tym składzie w latach 2006-2011 zespół zagrał serię koncertów w całej Polsce – były to z jednej strony, jak wyczytujemy z zapowiedzi prasowych, szalone, hałaśliwe, dynamiczne i mocno zrytmizowane sety, a z drugiej strony tak złożone formy jak na przykład ilustracja dźwiękowa niemego filmu Czarownice w reżyserii Benjamina Christensena. W międzyczasie Another One przymierzał się do nagrania następcy Possessed. Z zapowiedzi prasowych dowiadujemy się dalej, że zespół to połączenie krautrocka, eksperymentalnej elektroniki i hip-hopu, a najważniejszym celem na ZIIIIIING! było oddanie koncertowej energii, którą duet generuje na scenie.
Czy to się udało? Naprawdę nie mam pojęcia, bo nigdy nie dane było mi uczestniczyć w koncercie Another One. Ale podejrzewam, że taki koncert musi być niezwykle silnym doświadczeniem dla duszy i bębenków usznych. Nie inaczej jest z płytą ZIIIIIING! Polecam ją nastawić z wysokim poziomem głośności. Wtedy ta muzyka wręcz przenika słuchacza, a sączące się z głośników beaty podrywają z krzesła. Chociaż z tymi beatami bywa różnie, bo czasami kawałek potrafi być oparty na basowym pulsie z towarzyszeniem skrajnie przesterowanej gitary i hałaśliwej perkusji, jak w otwierającym płytę _#@_&%!. W tym kawałku widać dobitnie, że Another One łączy w sobie również elementy rodem z post-punka czy noise’u. Podobnie rzecz ma się w kroczącym, przeszywającym dźwiękami gitar, bardzo kosmicznym Lord Matrix. Rzeczywiście, unosi się nad tym kawałkiem krautrockowy duch połączony ze space rockowymi odlotami.
Przyznam się szczerze, że momenty, gdzie Another One gra czystą elektronikę pozbawioną kosmicznych wycieczek czy brudnych jak diabli gitar, ewentualnie wiercącego głowę samplowania, są chyba najsłabsze. 125 może zadowolić słuchacza zabawami dynamiką i natężeniem dźwięków. Natomiast Dick przynosi tylko ciekawy motyw główny. Te kawałki są nie tyle do zapomnienia, co nie porywają, jak pozostałe kompozycje na ZIIIIIING! Ale nie ma tego złego, bowiem zaskakująco spodobał mi się doskonały, motoryczny, hipnotyzujący i niesamowicie bujający Telephone. Drum’n’bassowa jazda w Micromolecular też jest godna uwagi. Natomiast Noovka Tamboorka to majstersztyk. Ta dwuczęściowa kompozycja posiada z jednej strony przeszywający motyw klawiszy do hiphopowego beatu i skreczowania, a z drugiej strony jest to nieokiełznana, breakbeatowa jazda. Najlepiej smakuje w połączeniu z kapitalnym teledyskiem z fragmentami japońskiego filmu s-f z 1965 roku – Attack From Space.
I nagle koniec. Dość szybki i nieoczekiwany koniec, bo ZIIIIIING! trwa zaledwie 28 minut i po Noovce Tamboorce miałem ochotę na więcej. Nie będę ukrywał, że nowe dzieło Another One z tego tytułu pozostawiło w mojej osobie odrobinę niedosytu, szczególnie, że panowie Luka i Szymczuk stworzyli w studiu podobno wiele godzin materiału i podejrzewam, że z tej nawałnicy nagrań dałoby się zapewne jeszcze wykroić coś godnego do zaprezentowania szerokiej publiczności. Na szczęście ZIIIIIING! pozostawiło w mojej głowie odpowiedni poziom spustoszenia. I o to chodziło. Pół godziny szaleństwa, nieokiełznanej erupcji pomysłów i kilka fenomenalnych kompozycji. To właśnie znajdziecie na nowej płycie Another One.
Fot.: Another One