Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity to największy festiwal filmów dokumentalnych w Polsce. Jego dziewiętnasta edycja miała miejsce w ośmiu polskich miastach: Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Poznaniu, Katowicach, Łodzi, Lublinie oraz Bydgoszczy i trwała od 13 do 22 maja. W tegorocznym programie znalazło się w ponad 180 filmów krótko- i pełnometrażowych, a wersja online festiwalu trwa od 24 maja do 5 czerwca.
Ostatnia edycja festiwalu odbywała się jeszcze w reżimie sanitarnym, jednak tegoroczna w związku ze zniesieniem obostrzeń wydała się bliższa przedpandemicznej rzeczywistości. Problem z wyborem, na które filmy się wybrać, a które odpuścić oraz jak najefektywniej zaplanować międzykinowe spacery, by zdążyć dopić kawę, okazał się niezmienny. W drugiej z trzech części relacji przybliżę kolejne obejrzane w kinach filmy: Krowa, Nothing Compares, Anamneza. Kim jest morderca oraz Po co nam architekci?
KROWA (Cow)
Reżyseria: Andrea Arnold
Film Andrei Arnold rozpoczyna się wraz z przyjściem na świat córki krowy Lumy na brytyjskiej fermie mlecznej. Nowo narodzone cielę spędza z matką blisko dobę, by – w czasie, w którym matka zmierza na codzienny udój – zostać zabrane przez pracowników fermy. Warto na wstępie przypomnieć, że dla uzyskania krowiego mleka (jak i pochodzącego od innych gatunków), krowa musi być w okresie laktacji, która występuje po porodzie i trwa około 305 dni. W czasie, w którym krowie wymię jest codziennie podpinane do robota dojącego w hali udojowej typu karuzela, krowie dziecko w izolacji przyjmuje preparat mlekozastępczy z wiaderka ze smoczkiem.
Na ekranie obserwujemy powtarzalną codzienność Lumy – dojenie, karmienie, korekcję racic (robiącą wrażenie poskromem, w którym krowa przyjmuje pozycję leżącą na boku), przebywanie wśród innych krów w oborze, badanie rektalne oraz – rzadsze w jej życiu – krycie. Poza muczeniem krów tło dźwiękowe stanowią: zgrzyt maszyn, szczęk metalowych bram i… radiowe hity, mogące wywoływać pewien dysonans. Sceny z życia krowy-matki przeplatają kadry losu jej dziecka – cielę zostaje po okresie izolacji przetransportowane do kojca z innymi cielakami, w którym podlega dekornizacji (wypalaniu zawiązków rogów) oraz przybiera na wadze, a później, jako jałówka, spędza czas na pastwisku. Nie jest jej dane spotkać się z matką, choć w przyszłości teoretycznie ma na to szanse – na karuzeli, podczas doju.
Kamera prowadzona przez Magdalenę Kowalczyk jest bardzo blisko głównej bohaterki, a wraz z rozwojem wydarzeń nieco się od niej oddala, obejmując kadrem również postacie ludzkie, wcześniej obecne w narracji jedynie poprzez wypowiedzi w tle. Kolejnym zabiegiem reżyserskim było rozpoczęcie od kadrów zamkniętych w oborze, a bliżej końca seansu – wyjście z kamerą na pastwisko. Zadziało się to jednak naturalnie, ponieważ – jak mówiła reżyserka podczas spotkania po seansie – film rozpoczęto kręcić zimą, a całość pracy z nagrywaniem krowiego życia zajęła ekipie filmowej cztery i pół roku. Początkowo Andrea Arnold zamierzała pokazać całkowity, dwunastoletni cykl życia krowy na farmie, jednak nierealne było znalezienie sponsora dla takiego projektu.
Reżyserka, znana z oddawania aktorom kontroli nad kreowaniem postaci, wraz z Robbiem Ryanem stworzyła swój własny język filmowy, ale w Krowie z polską operatorką wcale go diametralnie nie zmieniła. Magdalena Kowalczyk została wybrana spośród wielu innych osób w rekrutacji do filmu, a jej prace zachwyciły Andreę. Na planie oznajmiła jej: – Jest tu jedna główna zasada: bądź z Lumą, podążaj za nią, staraj się ją naprawdę poznać i pokaż rzeczy niewidzialne, pokaż jej duszę. Najważniejszym elementem na zbliżeniach Lumy okazały się oczy, które miały dać widzom możliwość wglądu w duszę bohaterki. – Nie planowałyśmy pokazania świata z perspektywy tej krowy, ale pokazanie „niewidzialnego piękna świata” – padło na spotkaniu. I trudno się z tym nie zgodzić, szczególnie przyglądając się apatii towarzyszącej matce po odebraniu jej dziecka oraz słowach pracowników fermy o tym, że z każdym kolejnym porodem, staje się coraz bardziej zaborcza, wiedząc, co ją czeka.
To wyważone ukazanie cyklu produkcji na fermie i pokazanie rzeczywistości takiej, jaka jest, bez sztucznego budowania napięcia i wyreżyserowanego dramatyzmu. Choć sama nie zobaczyłam na ekranie niczego, czego nie byłabym świadoma w związku z wiedzą i doświadczeniami weterynaryjnymi, jedna z zasiadających na widowni osób przyznała Andrei, że po projekcji zamierza z wegetarianizmu przejść na weganizm. Jak dodała sama reżyserka: w filmie chodzi o świadomość – początek z oczami otwartymi, koniec z zamkniętymi. Klamra kompozycyjna. Metafora ludzkiego życia. Ważniejsze w tej opowieści jest jednak to krowie oraz pytania, z którymi zostajemy po seansie.
NOTHING COMPARES
Reżyseria: Kathryn Ferguson
W Nothing Compares z bliska i z perspektywy 2022 roku przyglądamy się początkom Sinéad O’Connor (1987-1992). Osią narracji jest szczery wywiad z artystką oraz archiwalne nagrania dokumentujące jej poczynania. Opowieść o patologicznych sytuacjach w dublińskim domu, chorej matce i pobycie w zakładzie poprawczym Grianán Training Centre miały pewien punkt wspólny: kościół. Jak można usłyszeć z ust Sinéad – to religia przyczyniła się do największych cierpień w jej życiu. Śpiewała w zespole Ton Ton Macoute, poślubiła Johna Reynoldsa i urodziła syna Jake’a, jednocześnie pracując nad wydaniem płyty. Z wytwórnią musiała walczyć o niezależność i władzę nad własnym wizerunkiem, a w wieku 23 lat mogła być dumna z tego, że jej utwory trafiały na szczyty list przebojów. Sama musiała mierzyć się również z ogromnym ciężarem popularności, któremu nie sprzyjało niskie poczucie własnej wartości. Determinacja mieszała się na jej twarzy z wrażliwością i odwagą, a towarzyszyła temu duża świadomość czynów, jak i słów. Nie do pomylenia był i jest jednak jej głos – przejmujący i szybko przeskakujący o oktawy, silny i delikatny, smutny i przestrzenny.
Na ekranie usłyszeć możemy między innymi Nothing Compares 2 U i Mandinkę oraz obejrzeć fragmenty koncertu w Madison Square Garden w 1992 roku, ale też występ w Saturday Night Live, podczas którego O’Connor a capella zaśpiewała kultowy rastafariański utwór Boba Marleya, protestując przeciwko seksualnemu wykorzystywaniu dzieci w kościele katolickim. Wtedy też podarła na wizji fotografię Jana Pawła II, przez co zalały ją niewyobrażalne fale nienawiści.
Bardzo łatwo nazwać kobietę skandalistką, zrobić z niej ofiarę i szykanować, a poprzez społeczny lincz dość szybko doprowadzić do psychicznego wyczerpania, szczególnie u osoby z nieprzepracowaną traumą. Film Kathryn Ferguson przedstawia rzeczywistość tej, którą regularnie oczerniano, nie dając jej szans na podzielenie się własną perspektywą. W końcu możemy wysłuchać Sinéad O’Connor i wywnioskować, że to postać, która wyprzedziła swoje czasy. Ikona feminizmu, która angażowała się w kwestie społeczne, pojawiała na protestach, mówiła o potrzebie powszechnego dostępu do antykoncepcji i przetarła szlaki wszystkim kobietom XXI wieku. Walczyła o dobro innych i pozostawała wierna swoim zasadom, mimo związanego z tym wykluczenia i braku zrozumienia.
Nothing Compares otrzymało również (co bardzo mnie cieszy) festiwalową Nagrodę Nos Chopina dla najlepszego filmu o muzyce i sztuce – za historię, która sprawia, że pojmujemy, jak bardzo potrzebny jest nam performatywny gest pożegnania z systemem, którego nie da się już dłużej znosić.
ANAMNEZA. KIM JEST MORDERCA (Anamnesis)
Reżyseria: Stefan Kolbe, Chris Wright
Anamneza przedstawia widzom osadzonego w niemieckim więzieniu Stefana, którego losom w czterech ostatnich latach pobytu za kratkami przyglądają się reżyserzy. Bohater kończy ostatni etap terapii psychologicznej dla morderców – powodem jego skazania było zamordowanie kobiety, z którą pracował w fabryce. Widzowie nie mają okazji poznać jego twarzy (odmawia na to zgody) – Stefan odwrócony jest tyłem do kamery, a w opowiadaniu jego historii przy pomocy lalki mówiącej jego głosem uczestniczą twórczynie teatru lalkowego i psycholog. Więzień ma być anonimowy i to oglądający mają samodzielnie tworzyć w głowie jego obraz, a ze wsparciem reżyserów prowadzić własną psychologiczną analizę postaci. To niełatwy film, w którym postać spokojnego człowieka zderza się z obliczem wyrachowanego zabójcy. Narracja prowadzi do zastanowienia się nad rolą kary w życiu skazanego, wyobrażeniami na temat innych osadzonych czy też możliwości dualizmu ludzkiej postaci. Zadaje pytania, czym jest wolność i wolna wola, a także czy można czuć się bezpieczną i bezpiecznym w otoczeniu ludzi, których sylwetek psychologicznych nie znamy. I najważniejsze: czy morderca poddany terapii przestaje być mordercą?
PO CO NAM ARCHITEKCI? (The Importance Of Being An Architect)
Reżyseria: Giorgio Ferrero
Czy wiecie, po co nam architekci? A może chcecie się dowiedzieć? Uprzedzam więc: Wasza świadomość dotycząca tego zawodu po seansie filmu Giorgio Ferrero raczej nie wzrośnie. Reżyser zaprasza widzów do studia Antonio Citteriego, znanego włoskiego projektanta i Patricii Viel, współzałożycielki pracowni architektonicznej ACPV w Mediolanie. Na ekranie wypowiadają się również Francesco Bonami, Anna Zegna, Massimo De Carlo, Deyan Sudjic i Rolf Fehlbaum, a pomiędzy ujęciami z osobistościami świata sztuki, mody i designu pojawiają się wizualizacje oraz efekty projektów ACPV. Niewiele z nich jednak wynika – to impresje, niepoprzedzone wyjaśnieniami, które mogłyby nieść jakąkolwiek wartość.
W filmie pada stwierdzenie o potrzebie separacji architektury od designu i uwaga o tym, że człowieka nie uszczęśliwia natura, a inni ludzie, dlatego miasta powinny być odpowiednio zaprojektowane – nie wiem, na ile miałoby to być odkrywcze, nawet dla osób nieinteresujących się architektonicznymi zagadnieniami. Są wzmianki o kryzysie klimatycznym i potrzebie stosowania odpowiednich technologii, a także o tym, że urbanizacja nie powinna wypierać natury. Niedorzecznością wydały mi się sceny muzyczne, rozgrywające się w Mediolanie, L’Aquili, Hamburgu, Taichung czy Miami – niby miały podkreślać ukrytą energię dzieł architektonicznych (czymże by ona nie była), a uwypukliły raczej brak konkretów oraz przedłużanie na siłę dokumentu. Bez tych zbędnych wstawek można byłoby wcześniej wyjść z kina i zdążyć na coś wartego większej uwagi. Po co nam architekci? Na pewno nie po to, żeby spełniać się poprzez występy w filmach dokumentalnych – tyle wywnioskowałam z dzieła Ferrero. Innej odpowiedzi w nim nie odnalazłam, a szkoda.
Fot.: Millennium Docs Against Gravity
Pozostałe części relacji MILLENNIUM DOCS AGAINST GRAVITY 2022:
Podobne wpisy:
- Millennium Docs Against Gravity 2022: moc…
- Zbliża się 16. edycja Millennium Docs Against Gravity
- Millennium Docs Against Gravity 2022: walka o…
- Paweł Pawlikowski przewodniczącym jury Konkursu…
- Znamy tytuły Konkursu Głównego 16. Millennium Docs…
- Kolorowy piątek: 11. LGBT Film Festival startuje 18 września