Każdy z nas musiał przejść przez okres dojrzewania – ale czy każdy z nas pamięta, co czuł w tamtym czasie? Jak burzyły się w nas hormony, jak nagle życie zaczęło nabierać zupełnie nowych, niezauważalnych wcześniej kolorów (tak, tak, drogie panie, wiem – my, mężczyźni, do dzisiaj niektórych barw nie widzimy)? Ten moment, w którym koledzy zamiast ciągnąć dziewczynki za warkoczyki i zarzekać się, że dziewczyny są głupie, interesują się ich fizjonomią, a im samym rośnie grdyka, pączkuje nieokrzesany jeszcze zarost – ten moment uruchamia niemy wyścig szczurów, kto szybciej zaadaptuje się do dorosłego (lecz jeszcze nie dojrzałego!) życia. Po trzykroć przytaczany ten moment jest chwilą, gdy Aharon Klajnfeld, główny bohater Księgi gramatyki intymnej Dawida Grosmana, traci grunt pod nogami.
Jednak sporo słów upłynie, zanim rzeczonemu Aharonowi przybędzie powodów do plucia na ten brutalny świat. Izraelski pisarz z anielską cierpliwością wtłacza czytelnika w umysł młodego, żydowskiego chłopca i pomimo że poznajemy Aharona jako zwykłego jedenastolatka, który przede wszystkim chce się bawić, bujać w obłokach i urządzać przedstawienia a’la Houdini, Dawid Grosman nieustannie podsuwa nam sugestie, że dzieciak przeczuwa zmiany, które wywrócą jego życie. Już wtedy państwo Klajnfeld przygotowują się do bar micwy swego syna, co świadczyć będzie o jego pełnoletności – ten jednak za nic ma sobie dorosłe życie, bowiem zamiast zestawu do golenia i książeczki oszczędnościowej Aharon wolałby dostać z tej okazji gitarę. Chłopak nie pojmuje również, dlaczego niektórzy z jego kolegów spoważnieli oraz mówią i zachowują się jak dorośli – przecież to głupie! Kolejne wątki, będące preludium do sedna nieszczęść głównego bohatera, pozwalają ocenić, jakie zmiany zaszły w innych, a których to zmian sam Aharon nie do końca pojmuje.
Tragizm postaci Aronczika, jak to go pieszczotliwie przezywa rodzina, gnieździ się w nie do końca zależnej od niego „odporności” na proces dojrzewania. Chłopiec dostrzega, że kolegom z klasy zaczynają rosnąć włosy pod pachami, na twarzy pojawia się zarost, a głos przestaje być dziecinny. Stale, maniakalnie wręcz, doszukuje się u swych rówieśników oznak dorastania – żeby jednak było sprawiedliwie, potrzebne są aż trzy niezbite dowody. Sam wąs więc nie jest powodem, aby przejmować się czyjąś dojrzałością. Jego rodzice oczywiście załamują ręce, że Aharon „nie chce” rosnąć i nie zachowuje się jak na młodzieńca przystało – zaniepokojona jest zwłaszcza jego matka, która zdaje się mieć rozpisany przepis na życie swoich dzieci, a każde odstępstwo od skrupulatnie skonstruowanego planu przyjmuje jako gorzką pigułkę porażki. Trudno w istocie nie współczuć głównemu bohaterowi – jest on bowiem sympatyczny, chociaż żyje w swoim własnym świecie, który coraz bardziej odsuwa go od swych rówieśników. Jego z początku komiczna rodzina tak naprawdę działa na chłopca niczym toksyczne opary, które paraliżują zmysły, nie pozwalając na zdrowe funkcjonowanie, czego efektem staje się rosnąca aspołeczność chłopca.
Szybko poczułem sympatię do Aharona, dlatego też serce samo rosło mi z radości, gdy w bohaterze narodziło się uczucie miłości – miłości, której wcześniej nie znał, a która z dnia na dzień się pojawiła w jego życiu. Dawid Grosman w piękny sposób zilustrował słowami potęgę, z jaką po raz pierwszy ludzkie serce przeszywa strzała Amora, gdy wcześniej nieznana siła sprawia, że na widok codziennie zauważanej dziewczyny nagle odczuwamy motylki w brzuchu. W gratisie jakby Aharon dostrzega, że jego przyjaciel z dzieciństwa, Gideon, ponownie zapałał do niego szczerym uczuciem przyjaźni, a powodem tego stała się niema nić porozumienia: wrażenie, że Aharon jednak zmężniał. Główny bohater Księgi gramatyki intymnej w końcu czuje się szczęśliwy i szanowany jak za dawnych lat. Jego świat znów jednak rozpada się na kawałki, gdy orientuje się, że przegapił coś ważnego, a w nim samym widnieje luka, której nie da się naprędce zasklepić. Gdy Aharon próbuje rozmawiać ze swoimi bliskimi, zauważa, że nie umie mówić jak oni – podczas gdy oni potrafią debatować o moralności, o polityce, o tym, co w życiu naprawdę ważne, Aharon wciąż nie jest w stanie przemawiać jak dorosły:
Co rusz przełykał ślinę, poruszał ustami, ale nic nie wychodziło. Jak mówić. Od czego zacząć. Wygląda na to, że słowa, które nosił w sobie, w swojej samotności, stały się w ostatnim czasie tak bardzo intymne, podległe tak osobistej i zawiłej gramatyce, że nie wiadomo, czy w ogóle da się je wydobyć na zewnątrz, na światło dzienne.
Aharon w istocie zamknął się w sobie na tyle, że nauczył się tłumaczyć sobie wszystko na swój sposób – fascynacja angielskim czasem present continuous zainspirowała go do tego, aby stworzyć swój własny zestaw słów, które będą odpowiadały jego funkcjonowaniu. Chłopiec uprawia więc obłoking – gdy marzy o niebieskich migdałach, znikaning – gdy pragnie być nieosiągalny dla innych, a szczytowym osiągnięciem jego gramatyki i zarazem jego jestestwa jest Aharoning. Zachowując się coraz dziwaczniej – czyli właśnie Aharoningując; bohater powieści w końcu przestaje panować nad sobą, czując, że przegrywa. Czytelnikowi zaś przychodzi z coraz większym przerażeniem obserwować, jak ten miły, aczkolwiek zagubiony chłopiec staje się kłębkiem nieszczęść, dla którego czas dojrzewania (który dla jego najbliższych jest czasem rozczarowania Aharonem) jawi się jako piekło na ziemi. Niejasne, aczkolwiek sugerujące dramatyczne wydarzenia zakończenie tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Księga gramatyki intymnej to książka, która fabularnie nie chwyta czytelnika za ręce i nie ciągnie go za sobą od razu w tango – to raczej leniwie snuta opowieść, która lubi szybko urywać się w niedopowiedzeniu, aby przeskoczyć w czasie i pokazać kolejny aspekt życia Aharona, który koniec końców złoży się na jego osobistą tragedię. I choć na ten moment nie czuję, że miałem do czynienia z dziełem wybitnym, to przewiduję, że powieść Grosmana wciąż będzie kołatała mi się w głowie, a z czasem będę musiał do niej wrócić – autor bowiem subtelnością sprawia, że niektóre furtki otwierają się ze zgrzytem dopiero po pewnym czasie.
Jest za to jedna rzecz, którą Dawid Grosman przekonał mnie od razu – zachwycił mnie swoim stylem. Księga gramatyki intymnej jest napisana żywiołowym językiem, a narracja skupiona głównie na Aharonie lubi nagle, w połowie zdania, zmienić wątek, wtrącić przy okazji przypomnianą sobie dygresję. Grosman pisze tak, jakby każde zdanie miałoby być jego ostatnim. Poziom kunsztu i dopracowania warstwy językowej budzi podziw, więc Księga gramatyki intymnej to z pewnością świetna propozycja dla czytelników, którzy preferują gęstą od zawiłości narrację, gdzie należy delektować się słowami. Arytmiczna narracja, którą dobrze kojarzą fani Larsa Saabye Christensena, świetnie sprawdza się przy przekazywaniu burzliwych emocji, gdy słowa same cisną się na usta, czego efektem są zdania wielokrotnie złożone na długość całej strony. Uważna lektura jest więc jak najbardziej zalecana.
Księga gramatyki intymnej to powieść o balansowaniu na krawędzi. Aharon znajduje się na ważnym rozdrożu w swoim życiu, gdzie zapadają pierwsze ważne decyzje, gdzie kształtuje się przyszłość młodego człowieka. Społeczeństwo oczekuje od głównego bohatera, że dorośnie; Aharon w swojej uroczej, dziecinnej jeszcze naiwności, oczekuje jednak, że życie nie będzie od niego wymagało bycia dorosłym. Podczas gdy jego najbliżsi koledzy starają się wejść w rolę dojrzałych mężczyzn i kobiet – umawiają się na randki i odkrywają pierwsze tajniki seksu, chcą iść do wojska, angażują się w życie polityczne – on sam już nie wie, czego chce. Natłok cudzych pragnień i oczekiwań, podanych w subtelny, nieoczywisty sposób przez Dawida Grosmana, daje wiele do myślenia o tym, jak łatwo jest złamać wrażliwą duszę w tak trudnym okresie.
Fot.: Wydawnictwo Świat Książki