meller gołyźniak duda

Nowe oblicza – Meller Gołyźniak Duda – „Breaking Habits” [recenzja]

Nie lubię określenia supergrupa. Co więcej, w ogóle nie lubię składów w takim stylu, że kilku muzyków uznanych kapel łączy siły i zakłada zespół. Różne tego typu formacje, jak Asia, GTR czy z nowszych czasów Black Country Communion, nie przypadły mi do gustu i szczerze mówiąc, przestałem śledzić tego typu historie, bowiem pomny doświadczeń, nie chciałem kolejny raz się rozczarować. Podobnie miałem, gdy ogłoszono debiut formacji Meller Gołyźniak Duda. Faktem jest, że niesamowicie cenię ich jako muzyków oraz ich macierzyste formacje, jednak wiadomość, że zagrali wspólnie na płycie Breaking Habits zupełnie mną nie wzruszyła, ba, nawet nie byłem zaintrygowany. Pomyślałem sobie: „kolejny superskład, który nagra kolejną nieciekawą płytę”. A wtedy posłuchałem singla Feet On The Desk. Zaskoczyło. Tego się nie spodziewałem. Zaciekawiony sięgnąłem po całą płytę i przyznaję, bijąc się w piersi, że trio nagrało znakomity album.

Panów: Macieja Mellera i Mariusza Dudy przedstawiać nie muszę. Pierwszy to wieloletni, niestety już eksgitarzysta Quidam, drugi to głos i basista Riverside. Macieja Gołyźniaka przeciętni zjadacze dźwięków mogą kojarzyć z Sorry Boys. Jeszcze przed przesłuchaniem Feet On The Desk spodziewałem się jakichś progresywnych wodotrysków, albumu zbierającego w jedną całość to, co najlepsze z twórczości Quidam i Riverside. Nic z tych rzeczy. Panowie poszli w kompletnie innym kierunku. Żadnych rockowych suit, przydługich pasaży i niekończących się solówek instrumentów.

Cóż więc znajdziemy na płycie Breaking Habits? Czysto rockowe kawałki, z nutką klasycznego hard rocka i psychodelii przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Co najważniejsze – brzmiąca szorstko i brudno całość została nagrana w trzy dni i ta muzyka nie ma producenckiego szlifu. Jest mięcho, jest radość z grania, jest wspaniałe, organiczne brzmienie, które cieszy uszy. Z głośników wręcz iskrzy podczas słuchania płyty.

Mamy też kapitalne kompozycje. Singlowy, ciężki, bujający blues w postaci Feet on the Desk był zaledwie przedsmakiem. Moimi faworytami są: kończący płytę Into The Wild – pięknie galopujący, idealnie odzwierciadlający chemię, jak wytworzyła się między Dudą a Gołyźniakiem, a cały kawałek nieco przypomina mi Led Zeppelin z czasów Houses of the Holy; drugi mój ulubiony strzał, to gęsty, zadziorny, idealnie wyważony między czadowym graniem a subtelnymi zwolnieniami – Birds of Prey. Ale tak naprawdę pozostałe kompozycje wcale nie odbiegają poziomem od wyżej wymienionych. Meller Gołyźniak Duda potrafią zagrać lekko, nieco przebojowo (Shapeshifter), ale nie unikają rozbudowanych form, jak chyba w najbardziej zbliżonym stylistycznie do Riverside utworze Floating Over. Ale z macierzystą grupą Dudy kojarzyć może się jedynie pierwsza część tej kompozycji, druga jej odsłona to ostre dźwięki, dalekie od tego, co robi Riverside, a bliższe psychodelii i hard rocka przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

Panowie Meller, Gołyźniak, Duda przywrócili mi wiarę i sens w istnienie supergrup. Wspaniała płyta.

SHAPESHIFTER - Meller, Gołyźniak, Duda

Fot.: Rock-Serwis

meller gołyźniak duda

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *