Minigłos #1: Animus Mortis, Corpse Garden, Dalkhu

Żar leje się z nieba, upał niemiłosierny; człowiek zaczyna się czuć jak w piekle. No więc trzeba posłuchać odpowiednio piekielnej muzyki! Z pomocą w te wakacje pospieszył niezawodny polski label Godz ov War Productions/Third Eye Temple, wydając limitowane analogowe (kasety lub 12’’ LP) reedycje albumów hordów takich jak Animus Mortis, Corpse Garden, Dalkhu. Nikt ich nie zna? Spokojnie, ja też do niedawna nie kojarzyłem tych nazw, a trochę szkoda. Natomiast dorwałem się do wersji cyfrowych tych analogowych wydań i pozwoliłem sobie wtrącić własne, recenzenckie parę groszy, bo te trzy bandy wcale nie grają najgorzej. Rozpoczynamy tym samym kolejny cykl, zwany Minigłosem, w którym jeden bądź kilku naszych redaktorów króciutko omówi jego zdaniem warte uwagi płyty lub po prostu poszczególne utwory. Postaramy się również, by każdy taki Minigłos miał swój motyw przewodni, coś, co będzie spajało wszystkie trzy typy. Dziś przyświeca nam piekielne, gorące brzmienie, które odzwierciedlać ma panujące za oknem (i w domu) upały. Zapraszamy do lektury.


animus mortis

Animus Mortis – Testimonia

Kapele te pochodzą z całkiem egzotycznych państw, a pierwsza z recenzowanych – Animus Mortis działa w Chile. Ekipa pochodząca ze stolicy państwa, czyli Santiago, uprawia od 2004 roku soczysty, melodyjny black metal, a krążek Testimonia jest drugim w ich karierze i pierwotnie pojawił się on na rynku nakładem włoskiej wytwórni charakteryzującej się lekko przydługą nazwą, czyli Aeternitas Tenebrarum Musicae Fundamentum.

Dobrze, że Godz Ov War/Third Eye Temple wydając na  12″ winylu Testimonie, prezentuje polskim słuchaczom ten hord, bo muzyka zaproponowana przez Animus Mortis to czterdzieści minut solidnego, ciekawie zaaranżowanego black metalu z melodyjnym zacięciem. Podniosłe, gitarowe partie przeplatają się z chóralnymi zaśpiewami (REM Manifesto). Jest sporo nowoczesnego, bardziej post-metalowego łojenia (Seven Decress) czy zabaw z formą wokalną, jak w kończącym płytę Vibrations from the Immaterial. Materiał Chilijczyków przy dłuższym obcowaniu może trochę znużyć, jednak całość jest zdecydowanie przystępna i godna polecenia.


corpse garden

Corpse Garden – Entheogen

Drugim z omawianych przeze mnie zespołów (i ich krążków) jest kostarykańska death metalowa ekipa – Corpse Garden. Entheogen jest drugim LP w karierze zespołu. Panowie mają zacięcie do technicznego grania, co powoduje, że brakuje mi trochę w tym materiale oldschoolowego posmaku i nawet wysunięty na przód w miksie bas nie pomaga, szczególnie, że nie brzmi on wcale potężnie, a wręcz momentalnie niemiłosiernie rzęzi i po prostu pierdzi. Album jest całkiem długi jak na death metalowe standardy (ponad 60 minut) i z czasem płyta się po prostu wlecze, tym bardziej, że kompozycje – które są, jak sądzę, klimatycznymi niby ambientowymi przerywnikami od nieustannego łojenia – są takie sobie i zasadniczo przy kolejnych odsłuchaniach je omijałem, zanurzając się w brutalne dźwięki serwowane przez Corpse Garden.

Na szczęście na Entheogen są momenty. Na przykład Portal to the Oneiric z nowoczesnym, heavy metalowym wręcz riffem i doskonałą grą perkusisty na centrali. Mogą robić wrażenie strzały jak Suspended Over the Abyss, w którym idealnie są wyważone proporcje między szybkością, brutalnością a melodyjnością. Ponadto klasyczne solo gitarowe można usłyszeć w rozbudowanym, epatującym lekko mistycznym klimatem Evoking a Dead Sun.

Podsumowując, po wywaleniu nużących pseudoambientowych przerywników, które nic nie wnoszą, i po wyrzuceniu słabszych kawałków jak Red Pulvis Solaris, który jest niczym innym jak wtórnym death metalowym pędzeniem na przód, zrobiłby się krótki, aczkolwiek niezwykle konkretny materiał, a tak mamy cholernie nierówny krążek, który ma jedynie momenty. Za to duży plus za fajną okładkę.


dalkhu_cover

Dalkhu – Descend… into Ntohingness

Na koniec ekipa z naszego kręgu kulturowego, czyli słoweński Dalkhu. Ekipa black metalowców wydała w tym roku swój drugi LP, który niedługo pojawi się w Polsce na kasecie dzięki Godz Ov War/Third Eye Temple. Słoweńcy na Descend… into Nothingness proponują całkiem zgrabny black metal z silnym naciskiem na death metalowe akcenty. To urozmaicone granie z wieloma zmianami tempa, nastrojów, solidnym riffowaniem i mocnym, głębokim growlem wokalisty. I rzeczywiście, momentalne przyśpieszenia, potężne zwolnienia już w otwierającym LP Pitch Black Cave potrafią zrobić wrażenie.

I na taką modłę zrobione jest na albumie większość kompozycji, jednak są interesujące momenty, jak choćby In the Woods, który już od pierwszych dźwięków gitary jest bardzo… rzekłbym, psychodeliczny, doomowy i bardziej stonerowy aniżeli black/death metalowy. Spokojnie, z czasem kawałek przyspiesza i jest konkretną jatką bez trzymanki, jednak pomysł ciekawy. Sporo kombinowania z brzmieniem jest ponadto w Soulkeepers, gdzie momentami obok klasycznych, blackowych pasaży gitar, usłyszymy „rozmyte” brzmienia tego instrumentu, zbliżając tym samym Dalkhu do kapel z kręgów „post”. Natomiast wydaje się, że apogeum tego typu wycieczek następuje w kończącym płytę E.N.N.F.

Descend… into Nothingness to dowód, że w Słowenii potrafią grać i to na całkiem niezłym poziomie.

Fot.: Godz ov War/Third Eye Temple.

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *