Minigłos #3: Fear The Walking Dead (s01e01)

W dzisiejszym minigłosie odbiegamy od tematyki muzycznej. Dwójka naszych redaktorów postanowiła po krótce omówić odcinek pilotażowy najnowszej produkcji stacji AMC – Fear The Walking Dead. Nie jest żadną tajemnicą, że amerykańska marka wyczuła – niczym zombie zapach świeżego ciała – popyt na szwędające się tu i ówdzie zwłoki, w związku z czym kilka dni temu premierę miał pierwszy odcinek nowego serialu, opowiadającego historię od początków „epidemii szwędzaczy”. Postanowiliśmy sprawdzić, o co tyle zachodu i czy rzeczywiście serial ma szansę stanąć w równym szeregu ze swoim starszym bratem – The Walking Dead.  Ostrzegamy przed kilkoma spoilerami.

WRAŻENIA OGÓLNE, CZYLI O CZYM W OGÓLE MOWA

Mateusz Cyra: Mnie informacja o kolejnym serialu, dziejącym się w uniwersum The Walking Dead w żadnym momencie nie zelektryzowała. Wręcz przeciwnie. Stwierdziłem, że kolejny serial, w dodatku tej samej stacji, która zrobiła tyle zła samemu The Walking Dead jest tak potrzebny, jak kotu buty. Obejrzałem trailer i… zupełnie nic. Nawet drobnej emocji. Obawiałem się jedynie tego, że jeśli zwiastun jest tak nudny, to co będzie miał do zaoferowania niemal godzinny odcinek. Do tego, poza aktorką grającą jedną z głównych bohaterek – mam tu na myśli Kim Dickens odgrywającą Madison – nie uświadczyłem żadnej znajomej twarzy. Co tu dużo mówić – Fear the Walking Dead już na starcie miał u mnie pod górkę. Jak się okazało – słusznie.

Sylwia Sekret: The Walking Dead jest spoko – wybaczcie, ale pojawi się tu kilka kolokwializmów – choć nie powiem, że czasami boli mnie głowa, kiedy zaczynam się zastanawiać, do czego też twórcy zmierzają. Bo do czegoś zmierzają, prawda? Informacja o serialu, który dzieje się w tym samym uniwersum, opowiada o innych ludziach i, co najważniejsze, dzieje się wcześniej, kiedy epidemia zombie dopiero się rozpoczyna – wywołała u mnie lekkie uniesienie prawej brwi. Nic więcej. Podstępem zwabiona przed telewizor, obejrzałam sobie pierwszy odcinek i choć nie był tragiczny – na przyszłość, póki co, podziękuję.

fowd 1

RYS FABULARNY, CZYLI W CO CHCĄ NAS WPAKOWAĆ TWÓRCY

Mateusz: Pilotażowy odcinek przenosi nas w gorące rejony Stanów Zjednoczonych, mianowicie do Los Angeles. Po kilkuminutowym wstępie, w którym od razu pokazano nam jednego z głównych bohaterów oraz pierwszego (a raczej pierwszą) zombiaka, przechodzimy do akcji właściwej, czyli niezbyt śpiesznego wprowadzenia nas do rodziny, której losy zapewne dane będzie nam oglądać podczas pierwszego sezonu. I niestety tutaj pojawia się pierwszy minus produkcji. Zaserwowano nam rodzinny układ przepełniony dramatem i problemami, w którym sieć zależności zdaje się nie mieć końca, bo każdy na kogoś w różnych sytuacjach wpływa, niekoniecznie pozytywnie. Kłopot w tym, że z palety bohaterów ukazanych w pilocie, zainteresował mnie tylko Travis – nowy partner Madison. Cała reszta już zdążyła mnie do siebie zrazić, bądź zwyczajnie mnie nie interesuje. Biorę pod uwagę, że to pierwszy odcinek i po prostu nie zdążyłem zżyć się z bohaterami, ale na ten moment jeśli chodzi o ten aspekt – jest naprawdę słabo.

Sylwia: W co chcą nas wpakować twórcy? Już mówię. Mamy rodzinę z problemami, epidemię zombie, no i innych ludzi, którzy będą ważni i ważniejsi dla rodziny z Los Angeles. Poza miejscem akcji – jak widać same „nowości”. Ona jest nauczycielką, on jest nauczycielem, on ma dziecko z poprzedniego związku, ona ma dwójkę. No i jak na złość, kiedy próbują sobie jakoś to życie poukładać – BUM! Epidemia. Krew. Flaki. Chodziki, Szwendacze, Zombie. Szok i niedowierzanie. Nudy.

fowd 2

STOPNIOWANIE, CZYLI W JAKI SPOSÓB KOŃCZY SIĘ ŚWIAT

Mateusz: O ile dramat rodzinny przedstawiony został w dość sztampowy i nieciekawy sposób, o tyle już pojawiające się co jakiś czas mrugnięcia od twórców w stronę widzów wyszły naprawdę dobrze. My – oglądający serial The Walking Dead  – mamy ten komfort, że znamy mechanizmy rządzące światem opanowanym przez zombie oraz w mgnieniu oka potrafimy rozpoznać symptomy świadczące o zagrożeniu. Bohaterowie są postawieni przed sytuacją dla nich nową i niestety to również zostało fatalnie przedstawione. W końcowej – istotnej dla dalszych losów postaci oraz świata przedstawionego w serialu – scenie, dwójka bohaterów staje twarzą w twarz z nowym zagrożeniem, a sądząc po ich reakcjach, wydarzenia których właśnie doświadczyli, znaczą dla nich tyle, co zeszłoroczny śnieg. Albo nawala scenariusz, albo obsada, bo nie wyobrażam sobie tak beznamiętnych reakcji w takiej sytuacji. Plusem natomiast jest tak zwane „tło” opowiadanej historii oraz wydarzenia ogólne, dziejące się w mieście oraz w okolicach. Tutaj twórcom należą się brawa, bo ten element wzbudza emocje i intryguje. Tym bardziej, że my – widzowie- WIEMY.

Sylwia: No trudno żebyśmy nie wiedzieli. A, czekaj, chyba że przy pierwszym odicnku The Walking Dead mieliśmy nie wiedzieć, że chodzi o zombie? Błagam! Okej, może nie byliśmy wtedy tak wyczuleni na pewne dźwięki czy zachowania, ale bez przesady. W TWD ludzie również byli postawieni przed nowym i dziwnym dla nich zagrożeniem, w które też poniekąd nie mogli uwierzyć i nie wiedzieli, jak sobie z nim radzić. W FTWD mamy coś podobnego, tylko nieco inaczej. Odgrzewany kotlet tylko z dodatkiem innego gatunku mięsa? Może. Co do stopniowania… twórcy chyba ciut przesadzili. Nie wiem, jak potoczy się reszta sezonu, ale pilot był rozciągnięty do granic wytrzymałości widza, serio. Ileż można przerabiać dramat biednej matki, której jedno dziecko leży w szpitalu, a drugie ma same szóstki, kiedy dobrze wiemy, co się wyprawia za ich plecami? Żeby te dramaty były jeszcze jakieś nowe, jakieś łał, jakieś zdumiewające. Ale gdzie tam. Rozbita i poskładana na nowo z innych elementów rodzina, narkotyki, obawa, niepewność, matka, ojciec, ojczym…

ZDARZENIA, CZYLI CZYM TO SIĘ RÓŻNI OD THE WALKING DEAD

Mateusz: Fundamentalna różnica jest taka, że ten starszy serial o zombiakach od początku w zamyśle twórców miał być (mniej lub bardziej) luźną ekranizacją komiksu Roberta Kirkmana. Fear the Walking Dead to kompletnie inna historia, z komiksem mająca niewiele wspólnego. Nowy serial ukazuje same początki apokalipsy, przedstawia moment, w którym ludzkość stoi w rozkroku między normalnością a nowym, śmiertelnie niebezpiecznym problemem, z którym przyjdzie mu się zmierzyć.  Różnic – rzecz jasna – jest znacznie więcej, jednak nie chcę ich zdradzać.

Sylwia: A czemu nie? Ostrzeżenie przed spoilerami było? Było. Poza tym to dopiero pierwszy odcinek, więc nie czarujmy się, sami za dużo nie wiemy ;). A różnica jest taka, że w historii, w której Rick zapuszcza coraz dłuższą brodę, żeby później ją zgolić i wywołać szok u widzów – zombie już opanowały świat, a ludzie to nieliczni rozbitkowie, którzy próbują przeżyć. Historia nauczycieli z kolei pokazuje pierwsze doniesienia o dziwnych zdarzeniach, pierwsze fale społecznego niepokoju i… i w zasadzie tyle. Więcej różnic nie pamiętam, serdecznie żałuję.

fowd 3

PODSUMOWANIE, CZYLI O TYM, CZY WARTO W TO BRNĄĆ

Mateusz: Mnie pierwszy odcinek zapowiadanego na wielki hit końcówki lata serialu mocno wynudził. Był zdecydowanie zbyt długi (nieco ponad godzina), a obfitował w wydarzenia nie do końca angażujące widza. Poza pierwszym planem wszystko gra. Miasto jest wiarygodne, narastające napięcie udziela się widzowi, a nieliczne (na razie) ślady, stanowiące preludium do tego, co znamy z The Walking Dead to przyjemna rozrywka. Niestety pierwszy plan – czyli kilkuosobowa rodzina i jej dramat to dla mnie kompletna porażka. Dialogi są dość sztywne, gra aktorska w większości poniżej przeciętnej a sami bohaterowie intrygujący jak wyścig ślimaków. Dam serialowi szansę, jednak w szkolnej skali ocen pilot dostaje ode mnie trzy na szynach.

Sylwia: Ja póki co odpuszczę. Główni bohaterowie są szablonowi, sztywni i niczemu się nie dziwią, a ich mimika jest ruchliwa jak ja po uczcie złożonej z piwa i chipsów. Skoro w serialu o zombie, żeby zrobić coś nowego, trzeba koniecznie wpleść wątek strasznych narkotyków i innych tego typu sensacji, to ja się pytam, po co w ogóle robić kolejny taki serial? Oczywiście technicznie nie był zły (choć nudny), ale myślę, że twócy mogli nas zaskoczyć i pokazać nam początek epidemii na przykład w Rosji, Brazylii, Norwegii albo w Machu Picchu. No kurczę, chociaż jeden odcinek. Ale znów dostajemy wyzute już z emocji Stany, które po tych wszystkich filmach i serialach powinny być przygotowane na każdą apokalipsę. Jak mówiłam – ja sobie odpuszczę. Może niesłusznie, może zbyt pochopnie. Nikogo nie zamierzam też siłą trzymać z dala od Fear The Walking Dead. Jeśli kolejne odcinki będą bardziej żywiołowe, a bohaterowie bardziej – o ironio – żywi, może kiedyś powrócę do tej produkcji. Jeśli reszta odcinków utrzyma poziom pilota, powiem tak – dopiero teraz zaczyna się prawdziwe Talking Dead.

Fot: Justin Lubin/AMC

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *