Denali – Art Davidson – „Minus 100 stopni” [recenzja]

Denali – najwyższy szczyt Ameryki Północnej, należący do Korony Ziemi. W latach 1896-2015 zwany Mount McKinley (na cześć kongresmena z Ohio, który nigdy nie odwiedził Alaski). Bez względu jednak na nazwę, jest to bardzo wymagająca góra. Potwierdzają to ci, którzy próbowali ją zdobyć. Hudson Stuck po pierwszym wejściu w 1913 r. skomentował: Żadnej dumy z podboju. Art Davidson, wracając ze szczytu, wtórował mu: nikt nie triumfował, nikt nie mówił, że nam się poszczęściło. Sukces splótł się z bowiem tragedią. Pojawiły się wątpliwości. Czy kontynuować wspinaczkę, podczas gdy jeden z towarzyszy stracił życie? Dlaczego trzech uczestników pozostawiono na pewną śmierć? I w końcu: w jaki sposób przetrwali wbrew wszelkim prawdopodobieństwom?  

Góry fascynują ludzi od lat. Czarują i wabią swoją potęgą i nieprzewidywalnością. Dlaczego mimo ogromnego ryzyka wciąż znajdują się śmiałkowie gotowi, by się z nimi zmierzyć? Odpowiedź na to pytanie jest banalna: „Bo są”. Tak zwykle odpowiadają ci, którzy podejmują wyzwanie. Ale do tego można dodać jeszcze kilka powodów: by pokonać własne słabości i stać się lepszym człowiekiem, by nauczyć się doceniać chwile czy wreszcie: by po prostu eksplorować kolejne miejsce nietknięte ludzką stopą. Tak było także z Denali. Art pisze, że nie tylko duma kazała mu samotnie wejść na szczyt. Przede wszystkim traktował wspinaczkę jako kompensację słabości rodziców (oboje po próbach samobójczych, matka sparaliżowana, po udarze, a ojciec cierpiał na rozedmę płuc). Góry wzmacniały zatem jego wolę życia.

Art Davidosn z każdym rokiem coraz bardziej czuł, że Mount McKinley go wzywa. Im bliżej niej się człowiek znajduje, tym wyraźniej widzi potężny chaos skał i lodu. I tym bardziej wydaje się ona niedostępna. Według legendy Indian z Tena szaman za pomocą magii usypał potężną skalną zaporę, by zapewnić swym współplemieńcom ochronę przed złym czarownikiem. Powstałą w ten sposób górę nazwano Denali, co oznacza „Wysoka”. Góra stała się jeszcze bardziej interesująca, gdy dowiedział się, że nikt nie dotarł dotąd w zimowym półmroku na najwyższe granie Ameryki Południowej. Nikt nie widział, jak bardzo spadnie temperatura ani jak dotkliwie odczuwalne będzie zimno przy silnym wietrze. Żaden człowiek nie doświadczył zimowej burzy na Denali. Nikt też nie oglądał łagodnego światła omiatającego żleby, doliny i przełęcze. I co ważniejsze – nikt nie próbował dotrzeć zimą na sam szczyt. 

Czy bohaterowie wyprawy doznali mistycznych przeżyć podczas wejścia na szczyt Denali? Cóż, każda sekunda, każdy moment tej wyprawy był w pewnym sensie mistycznym przeżyciem – od widoku gwiazd, przez balansowanie między życiem i śmiercią, po narażenie własnego życia, by ratować współtowarzysza. To właśnie poczucie, że się żyje pełną piersią. To każdy wdech i wydech i każda chwila słabości. Każdy z uczestników przyciągany jakąś magnetyczną siłą, posuwał się zimą na szczyt Denali. I każdy z nich wrócił z tej wyprawy do dawnego świata odmieniony. Nikt nie wiedział, jak wysokogórskie doświadczenia wpłyną na dalsze życie. To zweryfikuje czas.

Art Davidson jest bardzo uczciwy wobec czytelnika i samego siebie. Spisywanie wspomnień zajęło mu rok. Chciał, by ta opowieść, mimo że trudna i przepełniona emocjami, była przedstawiona prosto, jasno i bez zbędnych upiększeń. Czyli zupełnie odwrotnie niż jej konspekt, który trafił prosto do śmietnika. Publikacja Minus 100 stopni stała się legendą wśród książek górskich. W pełni zasłużenie. Zamieszczone wewnątrz fragmenty dzienników alpinistów dają nam szansę poznania ich myśli i emocji podczas tej pełnej zmagań z mrozem, ciemnością i rozrzedzonym powietrzem wyprawy. 

Fot.: Wydawnictwo Czarne

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *