Panda zmienia swój świat – James Gould-Bourn – „Mój tata panda” [recenzja]

Czy tańcząca Panda może zmienić świat? Swój najbliższy – z pewnością. Najważniejsze, by odzyskać relację z synem, który od czasu wypadku samochodowego i wybudzenia ze śpiączki przestał zupełnie się odzywać. Nie rozmawia z kolegami w szkole, z nauczycielami, z tatą. Z nikim. Danny miał wrażenie, że powoli stracił wszystkich: rodziców, żonę, teściów (choć nigdy nie miał z nimi dobrego kontaktu, a teraz wyjechali), a dodatkowo, z każdym dniem tracił także syna. Pediatrzy, psychologowie, psychiatrzy i logopedzi wymieniali różne przyczyny takiego stanu rzeczy. Od urazu głowy, który mógł osłabić zdolność budowania spójnych zdań po decyzję o milczeniu, będącej wynikiem traumy pourazowej. Czy Panda (będąca w rzeczywistości Dannym), broniąc Wila przed grupką dokuczających chłopców, zaskarbi sobie jego zaufanie?  Czy to spotkanie ma szansę zmienić życie ich obu? 

Każdy z nas stracił kogoś bliskiego. Każdy z nas inaczej też przechodził żałobę. Jedni wspominają wspólne chwile, inni płaczą, jeszcze inni rozpamiętują, co mogli powiedzieć, ale nie zdążyli. Życie Danny’ego i jego jedenastoletniego syna Wila zmienia się diametralnie w momencie, gdy dochodzi do wypadku samochodowego, w którym ginie Liz (mama i żona). Czas wówczas jakby się zatrzymał. Obaj mocno przeżywają stratę. Obu mocno brakuje obecności Liz. Jednak nikt z nich nie chce się do tego przyznać. Danny przytula zdjęcie żony i płacze w poduszkę – najciszej jak potrafi. Wil zamyka się we własnym świecie i milczy. Danny nie wie, co ma zrobić, by syn zaczął się z nim komunikować jak dawniej. Na ogół nawet na niego nie patrzy. Nie wie, czy syn go kocha, czy nienawidzi. Ciągle jednak ma nadzieję, że Wil z tego wyrośnie, choć im dłużej to trwa, tym bardziej traci nadzieję na poprawę. Na domiar złego piętrzą się niezapłacone rachunki i nęka ich właściciel mieszkania. Czy może być gorzej? Oczywiście, że może. Danny traci pracę. Z dnia na dzień przestaje być budowlańcem i staje się bezrobotnym.

Codziennie udaje jednak przed synem, że rusza do pracy. Pewnego dnia jego wzrok przykuwają uliczni artyści, którzy do swych kapeluszy zbierają pokaźną sumę pieniędzy od przechodniów. W przypływie impulsu decyduje się kupić przebranie, by tak jak oni zacząć żyć z codziennych występów. W sklepie resztę swych pieniędzy przeznacza na zakup stroju. Panda Wielka – od teraz tak będzie wyglądał. Początki były trudne. Jednak dzień, który najbardziej zapamięta, to ten, gdy zobaczył swojego syna gnębionego przez grupę chłopców. Niewiele myśląc, ruszył mu na ratunek. Ni stąd, ni zowąd słyszy słowo: „Dziękuję”. I jest to pierwsze słowo, które usłyszał po roku milczenia od Wila. Zamarł. Ale właśnie w taki sposób zaczęły się rozmowy Danny’ego (ukrytego pod postacią pandy) z synem. Will opowiadał mu o tym, że tęskni za mamą, która znała go jak nikt inny i była jego prawdziwym przyjacielem. Mówi mu o tym, jak to mieli wyremontować jego pokój. I jakie pyszne placki robiła mama. Żali się także, że tata w ogóle go nie zna, a co najgorsze w ogóle nie mówi o mamie. Panda nie chcąc zdradzić się poprzez głos, pisała swoje przemyślenia na kartce. Will nie wie bowiem, że Panda Wielka tańcząca w parku to tata. Czy straci zaufanie do pandy, gdy dowie się, że to ojciec? Czy uda im się nawiązać prawdziwą relację? Czy Danny spłaci długi i wraz z synem będzie mógł zacząć nowy etap w życiu?  

James Gould-Bourn swoją pierwszą powieść osadził w Londynie i opisał relacje między ojcem i synem. Nie należą one do najłatwiejszych, zwłaszcza że obaj próbują radzić sobie z czasem żałoby samotnie. Budowanie relacji na nowo zaczyna się, gdy panda ratuje Wila z opresji. Mimo trudnego tematu przewodniego autor prowadzi narrację z brytyjskim humorem i niebywałą lekkością. Od pierwszej chwili czytelnik kibicuje ojcu, który walczy o relację z synem. Wzruszenie niejednokrotnie miesza się tutaj z uśmiechem. To powieść o wartości miłości, rodziny i kruchości ludzkiego życia. A co ważniejsze – dające nadzieję, że nawet trudne i skomplikowane relacje można naprawić, jeśli się tylko chce. Jestem pewna, że ta historia zapadnie każdemu głęboko w sercu i pamięci. 

Fot.: Wydawnictwo Marginesy

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *