mrok w różu

Dać się olśnić – Tony Sandoval – „Mrok w różu” [recenzja]

Krajobraz aż wibruje od gorąca. Ostatnie dni upalnego lata doskwierają żarem, który jeszcze mocniej podrażnia i łaskocze buzujące w młodych, wkraczających w dorosłość ludziach hormony. Powietrze wprawiane jest w drgania od nieustającego napięcia, woda niesie obietnicę orzeźwienia, a orgazm, oprócz chwili uniesienia – obietnicę prawdy, odarcia z tajemnicy. Dodajmy do tego oniryczność graniczącą z fantastyką skonfrontowaną z przyziemnymi sprawami, takimi jak bzyczące nad uchem komary czy monumentalny pryszcz na środku nosa, a także delikatne, wspaniałe, eteryczne niemal ilustracje kontrastujące z momentami dość ostrymi scenami seksu, a otrzymamy kolejne dzieło Tony’ego Sandovala, twórcy takich dzieł jak Niewidzialne echa czy Wąż wodny, czyli komiks zatytułowany enigmatycznie i zachęcająco: Mrok w różu.

Pewnego upalnego dnia Gloria, piękna czarnowłosa młodziutka kobieta, wypoczywa nad wodą. Po napiciu się wody zapada w dziwaczny erotyczny sen. A może to tętniąca życiem fantazja na jawie? Tego nie wiemy. Wiemy jednak natomiast, że chwilę wcześniej jakaś tajemnicza różowa drobina wpadła do szklanki, z której Gloria się napiła. Szklanki, nad której brzegiem wcześniej gasiły pragnienie ni to owady, ni to mikroskopijne demoniczne stwory… Do Glorii w jej fantazji zbliża się białowłosy mężczyzna i niemal natychmiast zaczynają uprawiać seks, skąpani do połowy w płytkim, kamienistym strumieniu. W chwili osiągnięcia przez nią największego uniesienia ukazuje jej się owiany różem wąż, który wyjawia jej tajemnicę, jakoby jej ojciec, który zniknął dawno temu bez śladu, miał nadal żyć. Co więcej, gad informuję kobietę, że dopóki będzie żył, każdy orgazm będzie dla Glorii jednoznaczny z odkryciem jakieś tajemnicy lub znalezieniem czegoś zaginionego. Wkrótce kobieta odkrywa także, że po niespodziewanym i nie do końca realnym seksie z białowłosym mężczyzną pozostało jej coś jeszcze – dziwna, tajemnicza, niespodziewanie i intensywnie różowa narośl w kroczu.

Równocześnie z podążaniem za erotycznymi uniesieniami Glorii i jej pasją do muzyki, zostaje nam przedstawiony kolejny bohater – Virginio. Dwudziestolatek, który właśnie przyjechał z ojcem i młodszą siostrą na wakacje do domku letniskowego, który sąsiaduje z domem Glorii. Nietrudno się domyślić, że Virginio opanowany jest przez seksualne instynkty, a w stan podniecenia, który trudno mu ukryć, potrafią go wprawić najdrobniejsze sprawy, a co dopiero dwie piękne sąsiadki o pełnych piersiach i rozbujanych biodrach (Gloria gości bowiem przyjaciółkę, Angie). Być może Virginio byłby śmielszy w kontaktach z kobietami, gdyby w końcu wyrósł mu ten przeklęty zarost i zakrył trochę jego jeszcze mocniej przeklęty, ogromny nos, na którym – jak na złość – musiał pojawić się gigantyczny pryszcz. Autor nie zapomina bowiem, że dojrzewanie i szaleństwo hormonów to także te przyziemne i często zwyczajnie nieprzyjemne, cielesne sprawy.

Mrok w różu to trochę komiks zagadka, komiks, który jest swego rodzaju wyzwaniem, niedokończoną opowieścią, a raczej kilkoma opowieściami skąpanymi w upalnych drgnieniach żaru lejącego się z nieba, który sprawia, że każda podnieta i każda euforia zdają się jeszcze większe, jeszcze bardziej mokre, jeszcze bardziej śliskie, błyszczące i sterczące. Żaden z wątków nie znajduje swojego właściwego finału, finału, który by satysfakcjonował. Czy Sandoval tym samym pragnął nawiązać do zbliżenia, na którego końcu nie znajdujemy wyczekiwanego spełnienia? Ta opowieść jest trochę aluzją, a trochę iluzją, trochę metaforą, a trochę sennym, erotycznym majakiem. Wątek poszukiwania ojca w dodatku spleciony ciasno z uczuciem orgazmu wydaje się kontrowersyjny i nie na miejscu, ale jeśli symbolizuje szukanie prawdy samej w sobie, wcale nie musi być rozumiany jako, kolokwialnie mówiąc i cytując za jednym z tytułów rozdziałów – zboczony.

Jeśli już podejmować się próby interpretacji całego wątku z wyjawianiem przez różowego węża tajemnic za każdym razem, gdy Gloria przeżywa orgazm (choć oczywiście nie musi on mieć wcale konkretnego wyjaśnienia – przynajmniej w zamyśle samego Tony’ego Sandovala), to najprostsze i jednocześnie najbardziej sensowne i pasujące do całej historii wydaje się rozumowanie, że w chwili szczytowania jesteśmy po pierwsze całkowicie bezbronni (a prawda bywa czasem atakiem i jako taki ją nierzadko odbieramy, zwłaszcza gdy jest dla nas niewygodna), a po drugie przez ten krótki moment jesteśmy całkowicie ze sobą szczerzy – nikogo nie udajemy, nic nas nie obchodzi poza własną przyjemnością. Na ten jeden moment przestaje istnieć wszystko dookoła. A czy to nie idealny moment właśnie na otwarcie się na prawdę? Na przyjęcie jej? Już sama nagość koreluje w jakimś stopniu z prawdą – nie ma żadnych warstw, pod którymi można by coś ukryć, nic nas nie krępuje, nic nie ogranicza. Orgazm może tu być także współrozumiany z chwilą natchnienia, a natchnienie z olśnieniem. Często bowiem znamy prawdę, musimy jedynie znaleźć do niej odpowiednią drogę, dać się jej olśnić.

Mrok w różu to również, niezaprzeczalnie, na przemian urokliwa i erotyczna, subtelna i mocna opowieść o dojrzewaniu, o stawaniu się dorosłym człowiekiem, a co za tym idzie o szukaniu własnego ja – ale tego prawdziwego, nieskrytego pod żadnym fałszem. To opowieść o odkrywaniu cielesności i przyjemności, jaka z tego płynie. To utrzymana na granicy jawy i snu historia rodzących się pragnień i potrzeb, którymi czasami jesteśmy w stanie pokierować, a czasami to one rządzą nami, doprowadzając nas albo do szczytu, albo do wyczerpania, albo do euforii i radości, albo do wstydu i zażenowania. Tony Sandoval wykorzystuje do tego zresztą niby ograny, ale jednocześnie świetnie się tu sprawdzający motyw wakacyjnego zauroczenia, letniej miłości, która zawsze nosi jakieś znamiona magii, tajemnicy i niedopowiedzenia właśnie. Często bowiem rozmywa się w upływającym czasie, blaknąc we wspomnieniach i nie znajdując finału.

Graficznie Mrok w różu jest przepiękny. Ma w sobie wszystko to, za co czytelnicy pokochali dzieła meksykańskiego artysty, który tworzy wyjątkowe światy zarówno scenariuszowo, jak i od strony ilustracyjnej właśnie. Niestety nie było mi dane jeszcze zapoznać się z takim dziełami jak Doomboy czy Noc sztormów, ale nie jest tajemnicą, że styl Sandovala jest po pierwsze bardzo konsekwentny (choć oczywiście kolejne publikacje różnią się od siebie w mniejszym lub większym stopniu), po drugie na tyle unikatowy, że jedno zetknięcie się z twórczością tego artysty sprawi, że gdy następnym razem będziemy trzymać w rękach jego komiks, sama okładka, bez nazwiska, powie nam wszystko. Z moich skromnych doświadczeń z twórczością Sandovala mogę powiedzieć, że Mrokowi w różu wizualnie o wiele bliżej do Węża wodnego niż do Niewidzialnych ech (swoją drogą z całego serca mogę polecić oba te dzieła!). Kobiety mają tu duże okrągłe twarze i drobne, urocze noski, mężczyźni zaś (przynajmniej ci ważni dla fabuły) charakteryzują się olbrzymimi nosami, które skupiają na sobie całą uwagę widza i zasiewają w głowie jego pytanie, czy one również mają coś symbolizować.

Również kolory mają tu niebagatelne znaczenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że konkretna barwa występuje już w tytule. Róż i mrok przewijają się przez komiks, otulają go, a wręcz osnuwają, co jest słownictwem, które przychodzi mi do głowy kolejny raz, kiedy sięgam po dzieła Meksykanina. Całość skąpana jest w pastelowych, jasnych, niemal przejrzystych kolorach, co również potęguje efekt młodości i niewinności, świeżości, zapachu letniego poranka i dusznej nocy, podczas której wszystko wydaje się „bardziej”. Wąż, który pojawia się podczas pierwszej erotycznej sceny, jest różowy, podobnie jak dziwny organizm, który stanowi w pewnym stopniu wizualizację muzyki, granej przez Glorię. Są jednak również sceny, w których dominuje tytułowy mrok. Te dwie barwy wojują ze sobą, ale nie odpychają się – splatają się ze sobą, wiją, przenikają. Podobnie jest z tematem seksu we współczesnym i dawnym świecie. Na przemian jest on utożsamiany albo z rozkoszą, albo z grzechem. Grzech to zresztą słowo, które powinno paść już wcześniej, bo przecież nie bez powodu Sandoval wybrał właśnie to zwierzę, węża, aby ukazało się bohaterce podczas orgazmu, wyjawiając skrywane przed nią przez świat tajemnice. Oczywiście w grę wchodzi też jego kształt i to, że w pewnym stopniu przypomina męskiego członka, co zresztą zostaje dość dobitnie ukazane na kartach komiksu, jednak przede wszystkim wąż kojarzy się z grzechem pierworodnym, z kuszeniem, ze skalaniem czystości i świętości. Gloria może więc, wchodząc w dorosłość, poznając swoje ciało, ucząc się pożądania i rozkoszy, mieć nawet podświadomie, nie zdając sobie z tego sprawy, zakodowane od wieków i podtrzymywane wciąż przeświadczenie, że seks to coś brudnego, niegodziwego. Że wyzwala demony, że otwiera nas na jakąś ciemną stronę, która do tej pory nie miała do nas dostępu. Różowy symbolizuje więc i rozkosz, i ciało, i niewinność, czarny zaś, czy po prostu mrok, to ciągnący się za nami do dawien dawna cień, który każe wątpić w przyjemność, jaką obdarzają nas nasze własne ciała. Każe uważać ją za coś, czego powinniśmy się wstydzić.

Wydanie, jak już przyzwyczaił nas do tego Timof, jest piękne, a okładka od razu sprawia, że chcemy zatopić się w historii, którą skrywa. Matowa oprawa podkreśla pastelowość barw i podbija graficzną eteryczność komiksu.

Mrok w różu to ciekawy, pięknie narysowany i wbrew pozorom przebogaty znaczeniowo i naładowany symboliką komiks, który może stać się przyczynkiem do wielu analiz, rozważań i dyskusji. O czym właściwie jest ta historia? Co jest w niej jawą, a co snem? Co dzieje się naprawdę, a co stanowi wyłącznie fantazję erotyczną? Ile jest w nas demonów, a ile zwykłych dążeń do przyjemności? Czy prawda zawsze wyzwala? Czy w chwili największego uniesienia stajemy się najbardziej szczerą i najbardziej otwartą na doznania i wiedzę wersją siebie? Tony Sandoval zadaje trudne pytania, choć niektórych pewnie sam by się nie spodziewał, tworząc tę historię. Dla jednych będzie ona po prostu komiksem o zabarwieniu erotycznym, dla innych niezrozumiałymi majakami młodej kobiety, dla jeszcze innych intrygującą opowieścią, którą chce się zrozumieć. Jedno jest pewne – tej historii nie sposób opowiedzieć swoimi słowami, ona działa jedynie poprzez zachwycające ilustracje Sandovala i właśnie tak powinna do nas trafić.

Na koniec recenzji podkreślam, z przyzwoitości, że komiks kierowany jest wyłącznie do czytelników dorosłych.

Fot.: Timof

mrok w różu

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *