Five Songs From The Lisbon Balcony

Multum emocji – Kuba Luka – „Five Songs From The Lisbon Balcony” [recenzja]

Kuba Luka to artysta raczej nieznany szerszej publiczności. Nieliczni mogą kojarzyć go z udziału przy takich projektach jak Another One, Morf, San Obrigado czy Night Out. Nie jest muzycznym debiutantem, bowiem udziela się już od wielu lat zarówno jako producent wspierający przedsięwzięcia muzyczne innych artystów oraz jako twórca tych własnych. Współpracował także przy kilku filmach oraz kilkunastu (jeśli nie kilkudziesięciu) reklamach telewizyjnych. Niedawno przeprowadził się do stolicy Portugalii, Lizbony, i tak zainspirował się tym miejscem, że niedługo potem skomponował pięć piosenek, które składają się na album Five Songs From The Lisbon Balcony. Głos Kultury objął patronatem medialnym omawianą tu płytę.  I już na starcie mamy ogłoszenie: Nie znajdziecie w niniejszej recenzji ani fachowego muzycznego języka, ani wypunktowanych instrumentów bądź użytych przez Kubę Lukę technik. Skupiłem się na tym, na czym zależy odbiorcy oraz chyba samemu twórcy – na emocjach, które płyną z obcowania z niniejszą płytą. A uwierzcie mi – jest ich naprawdę sporo! Przejdźmy zatem do konkretów…  

Otwierający płytę utwór Sun kojarzy mi się z ciepłym, leniwym, letnim porankiem, kiedy to – jeszcze nie do końca przebudzeni – otwieramy oczy, przeciągamy się i wyglądamy za okno w poszukiwaniu pierwszych bodźców, które – prawdopodobnie – nadadzą tempa reszcie dnia. Sun nasuwa mi myśli o porannej kawie, parującej z ulubionego kubka, a dźwięki piosenki narzucają w mojej głowie filmowy kadr wielkiego, wypełnionego roślinami, utrzymanego w piaskowej kolorystyce balkonu, w którym po wczorajszej kolacji zagubił się w pozostawionym na stole kieliszku jakiś owad. To kojąca kompozycja, której nieśpieszne nuty pozwalają wprowadzić się w odpowiedni nastrój i chociaż pozostałe utwory trzymają poziom Sun, nie dziwi mnie, że to właśnie pierwsza piosenka z płyty Five Songs From The Lisbon Balcony jest obecnie najpopularniejsza. Od siebie dodam jeszcze, że piosenka ta bardzo kojarzy mi się z utworami z płyty Golden Marsena Julesa, której lubię stosunkowo często słuchać.

Kuba Luka "SUN" (Audio)

Oean zaś przenosi słuchacza w zupełnie odmienny stan. Początkowa sekwencja to dość mroczna mieszanina dźwięków, w której dominują instrumenty klawiszowe. Kuba Luka naprawdę się postarał, aby za sprawą jego piosenek słuchacze mogli w prosty sposób coś sobie zwizualizować, gdyż dźwięki płynące z odtwarzacza nie wiedzieć kiedy nabierają w naszych umysłach barw i kształtów oraz w oka mgnieniu stają się niezwykle plastyczne. To, co słuchacz widzi, to rzecz jasna indywidualna sprawa, ale myślę, że kluczową rolę odegrać tu może nasza wewnętrzna wrażliwość. Wracając jednak do drugiego utworu z płyty Five Songs From The Lisbon Balcony – jak już wspomniałem, początek jest nieco niepokojący, przywodzi na myśl raczej ciemne barwy, niespokojne wody, wszechobecny mrok, wszystko to kojarzące się z koszmarnymi wizjami Williama Turnera z obrazu Rybacy na morzu. Niepokój po pewnym czasie przechodzi w melancholię za sprawą dodania uspokajającego motywu dźwiękowego, który chwilę później zamiera wraz z całą muzyką, by oddać cześć temu, co jest kwintesencją w tej piosence, czyli szumowi oceanu. Po kilkunastosekundowym przerywniku słyszymy zupełnie nowy utwór. Zajrzałem jednak w odtwarzacz i okazało się, że to wciąż ta sama piosenka; Kuba Luka zastosował dźwiękową zmienność, co odbieram jako kolejny hołd nieokiełznanemu cudowi natury oraz jego zmienności. Intrygujący utwór, do którego lubię chyba najczęściej powracać.

Numer trzy to Katarina, piosenka, którą z kolei lubię najmniej. Nie dlatego, że jest gorsza od pozostałych. Nie trafia do mnie jednak jej motyw przewodni, który najwyrażniej zaakcentowany jest w końcowej fazie piosenki. Nie wiem też, czy to tylko moje skojarzenia, ale Katarina kojarzy mi się… ze śmiercią. Gdzieś w tej kompozycji jest jakiś podskórny ból, smutek i skojarzenie z trumną niesioną przez żałobników po ubitej ścieżce pełnej martwych, kolorowych liści. Podoba mi się niewymuszone, przeciągnięte muzyczne zawodzenie, które jakby podkreśla żałobny ton tej piosenki, po czym wszystko psuje finałowa melodia, która może w innym wypadku wpadłaby w uszy i była czymś dobrym. Tutaj jednak gryzie mi się to z resztą. Nie wiem, może źle rozumiem ten utwór, może musi otrzymać ode mnie więcej szans. W tym momencie jednak nie do końca rozumiem jej konotacje z Lizboną bądź widokiem zza okna Kuby Luki.

Przedostatni, nieco ponad dwuminutowy kawałek to – jak wskazuje sama nazwa – odejście od klimatów marinistycznych i wycieczka w miejskie rejony, jednak co ciekawe – niekoniecznie Lizbony, ale – bazując na wiedzy z Wikipedii – Porto oraz corocznego festiwalu  São João, które Portugalczycy uznają za jedno z najważniejszych świąt. Utwór kojarzy mi się z nocną eskapadą do serca miasta, jej wydźwięk jest jak najbardziej pozytywny i poprzez narastające tempo widzę w głowie obraz tańców, spaceru głównymi arteriami miasta, wieczoru wypełnionego rozrywką,  alkoholem oraz świetną zabawą, aż wreszcie szybkim finiszem, przyłożeniem głowy do poduszki i natychmiastowym zapadnięciem w sen. Gdzieś też odnoszę wrażenie, że utwór Night at São João świetnie nadawałby się do reklamy, z prostej przyczyny – piosenka dobrze się kojarzy, wywołuje dobre skojarzenia.

Zamykający płytę Opulence znowu daje wiele możliwośc interpretacji i pokazuje, jak wiele Kuba Luka wie na temat swojej roboty. W niespełna trzyminutowej piosence przewija się sporo różnorodnych melodii, które kojarzyć się mogą z plażą czy ładnym krajobrazem. Może nie jest to kawałek tak udany jak Sun, ale gdy słuchałem Opulence (tak się akurat składało, że najczęściej podczas jazdy autobusem), moja wyobaźnia mogła sobie poszaleć, co badzo cenię. Wiem! Wiem, co jeszcze! Może zabrzmi to dziwnie, ale to jest idealny podkład do czołówki jakiegoś serialu! Pewnie tylko ja tak mam, ale słuchając tej piosenki mam w głowie pojawiające się na ekranie zmienne sekwencje oraz imiona i nazwiska aktorów występujących w jakiejś amerykańskiej produkcji. Motyw przewodni jest zaiste wpadający w uszy.

Five Songs From The Lisbon Balcony to intrygujący album. Nie pada w nim nawet jedno słowo, ponieważ to taki rodzaj muzyki, któremu nie potrzeba słów, aby przekazać słuchaczowi multum emocji. To – jak już wspomniałem wcześniej – niezwykle plastyczne dźwięki, które w odniesieniu na grunt literacki porównałbym do poezji. Kuba Luka nagrał ten album w zaledwie kilka tygodni. Strach pomyśleć, co powstałoby, gdyby popracował nad swoim albumem kilka miesięcy. Niniejszy krążek pokazuje spory potencjał, który fajnie byłoby dalej wykorzystywać. Ja na przykład już czekam na kolejną płytę w tym stylu. Nie siedzę co prawda na co dzień w takiej stylistyce, ale nie jest mi ona obca i przygoda z Five Songs From The Lisbon Balcony była naprawdę udana.

Fot.: Kuba Luka 

Five Songs From The Lisbon Balcony

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *