Muzycznie jest między nami chemia – wywiad z Wilczymi Jagodami

Wilcze Jagody to Ania Włodarczyk, Nela Gzowska i Zosia Hołubowska – łączy je zamiłowanie do synth popu, wschodnich brzmień lat 80. i alternatywnego rocka. Bliskie koleżanki, tworzące piosenki o złamanych sercach, zabierają słuchaczy w krainę pełną oniryzmu, okraszonego pobrzmiewającym shoegaze’em. Zespół powstawał na warszawskim Mokotowie jesienią 2015 roku, a pierwsze demo wypuścił w czerwcu 2016 roku. Jak głosi opis zespołu w broszurze informacyjnej OFF Festivalu: ich muzyka tętni energią dziewczyńskich queerowych kapel i wyraźnie nawiązuje do podejścia Do It Yourself. Dziewczyny po swoim występie na offfestivalowej scenie odpowiedziały mi na kilka pytań.

Małgorzata Kilijanek: Wystąpiłyście na OFF Festivalu w namiocie. Jak grało się na trójkowej scenie?

Ania Włodarczyk: Fantastycznie! Dla mnie to pierwsze tego typu doświadczenie – gra na tak dużej scenie, z tak profesjonalnym sprzętem. Wszyscy byli nam bardzo życzliwi i pomocni, przyjacielscy. Strasznie się przed występem przejmowałam, ale kiedy zaczęłyśmy grać, odczułam miły odzew z widowni, pełen pozytywnej energii. Wtedy się rozluźniłam i grało mi się bardzo przyjemnie.

Pod sceną zagościł też transparent…

Zosia Hołubowska: Tak, z napisem zrobionym chyba wilczymi jagodami (śmiech).

Stresowałyście się przed wyjściem na scenę?

Zosia: Stresowałam się jak nigdy, ponieważ nigdy nie występowałam na tak dużej scenie. Jednak wszyscy byli tak pomocni i serdeczni, że czułam się komfortowo, wychodząc grać i po prostu zanurzyłam się w dźwiękach. A kiedy zobaczyłam transparent i tyle uśmiechniętych twarzy, to już zupełnie się rozluźniłam i cieszyłam ze wspólnego grania.

Ania: Ja zawsze stresuję się przed wejściem, ale jak jestem na scenie, to ten stres gdzieś znika. W offestiwalowych okolicznościach czułam się wyśmienicie. Świetne nagłośnienie, dużo miejsca na scenie… Coś fantastycznego! Zwykle gramy w mniejszych klubach, sporo koncertów zagrałyśmy w Warszawie, a na Scenie Trójki mogłam nawet potańczyć.

Czy uczestniczyłyście w poprzednich edycjach OFF Festivalu?

Ania: Tak, tak…

Zosia: Ja nigdy nie miałam okazji.

Nela Gzowska: A ja wielokrotnie bywałam na OFF Festivalu, nawet jak organizowany był jeszcze w Mysłowicach. Co prawda nie jestem obecna na nim co roku, ale byłam wielokrotnie. Za każdym razem bardzo dobrze się bawiłam.

Jakiś koncert z tej lub jednej z poprzednich edycji zapadł Wam szczególnie w pamięć?

Nela: Z pierwszego dnia tegorocznej edycji zapadł mi w pamięć zespół BEAK>. Z poprzednich edycji, na których byłam, wyróżniłaby Jeremy’ego Jeya. Grał jeszcze w Mysłowicach, bardzo mi się podobał.

Ania: Gdy byłam kiedyś na OFF-ie to koncert Hope Sandoval zrobił na mnie duże wrażenie. Poza nią: Mazzy Star, Connan Mockasin, SAVAGES. Podczas tegorocznej edycji z pewnością moją uwagę przykuła Anna von Hausswolff, na którą bardzo czekałam. Wspaniała okazała się również FEIST.

Znacie się od dawna. Co było bezpośrednim impulsem do zdecydowania się na wspólną grę, założenia zespołu?

Zosia: Piosenka Ani Puste teraz. Po prostu Ania przyniosła piosenkę…

Ania: …która zaaranżowana była jako dark country (śmiech).

Nela: Na gitarę akustyczną…

Wcześniej, zapewne przed tą piosenką, grywałyście w Women’s Rock Campach, gdzie uczyłyście inne kobiety. Czy doświadczenie to było pomocne w chwili założenia zespołu?

Ania: Dla nas jako zespołu nie miało to większego znaczenia, choć wspieramy dziewczyny, współpracujemy z nimi.

Zaglądając do encyklopedii, można znaleźć informację, że pokrzyk wilczej jagody ma między innymi działanie śmiertelne, a w wielu przypadkach halucynogenne. Robicie w swoim projekcie sporo na przekór. Chciałybyście, żeby na Waszych koncertach ludzie wpadali w trans?

Zosia: Gdy wybierałyśmy nazwę zespołu, to chyba najbardziej spodobało nam się to, że miała formę żeńską, występuje w liczbie mnogiej i że to zioło jest magiczne. Nie tylko trujące czy halucynogenne (śmiech). Jest pewnym symbolem, ma pradawne wykorzystanie i znaczenie, a ponieważ lubujemy się w takich klimatach: onirycznych, tajemniczych, zielarskich, to jak trafiłyśmy na tę nazwę, bardzo przypadła nam do gustu.

Ania: Dokładnie tak. Jesteśmy teraz na etapie poszukiwań wilczych jagód, na terytorium Polski i nie tylko. Warto byłoby ich trochę zebrać…

Mówicie o oniryczno-tajemnicznych klimatach, jakiej więc muzyki słuchacie? Macie podobny gust, czy każda z Was słucha czegoś innego?

Ania: Każda z nas słucha czegoś innego i siłą tego zespołu jest to, że przynosimy z zewnątrz odmienne doświadczenia muzyczne i inspiracje. Mamy jednak sporo punktów wspólnych, bo czasem siedzimy i słuchamy razem płyt. Ekscytujemy się wtedy, omawiamy je – jaki tu bas, jaki tam klawisz słodki, pomysł na wokalizę. Muzycznie jest między nami chemia, szczególnie jeśli chodzi o odkrywanie starszych, polskich synthpopowych perełek.

Synth pop i zamiłowanie do lat 80. słychać w Waszej muzyce, ale same określacie swoją twórczość feminizmem w rytmie vintage. Na scenie wyglądacie na dość niezależne, a na OFF Festivalu wystąpiłyście w czarnych strojach.

Nela: Ten strój wyszedł przypadkowo. Raczej chodzi o to, że wszystko robimy samodzielnie: komponujemy, wydajemy kasety. Jesteśmy zwolenniczkami zupełnego DIY.

Czyli nie jesteście zagorzałymi feministkami?

Zosia: Ja jestem! Wydaje mi się, że istnieje stereotyp, aby nie mówić, że jest się zagorzałą feministką. Dla mnie feminizm jest czymś, co uratowało mi życie. Feminizm postrzegam jako możliwość ukończenia studiów, tworzenia muzyki. Wiem, że przekraczanie przeze mnie wyznaczonych granic nie jest okej, że moje ciało należy do mnie. Może dla niektórych to dość radykalne, ale dla mnie to powód do dumy.

Czym jest feminizm dla Ani i Neli?

Ania: Uważamy podobnie jak Zosia. Podoba mi się to, że mamy w nazwie feminizm w rytmie vintage i szczerze powiedziawszy nawet nie muszę tego objaśniać, bo świadczy o tym to, co robimy, że się dogadujemy, że mamy super energię. To jest dla mnie feminizm.

Mówisz, że dobrze się dogadujecie. Czy nie przydarzają się Wam jednak jakieś konflikty? Można czasem mieć siebie dość po spędzaniu zbyt dużej ilości czasu razem.

Zosia: Bardziej wspieramy solidarność niż konkurowanie.

Kiedy możemy spodziewać się większej ilości Waszego materiału? Na kanale na YouTube figurują u Was jedynie trzy utwory…

Nela: Niedawno wyszła nasza debiutancka EP-ka na kasecie, a wkrótce odbędzie się jej premiera internetowa, na bandcampie.

Zosia: Kończymy drugi wideoklip, ale ponieważ wszystko robimy własnym sumptem, a na głowie mamy jeszcze życie prywatne: doktoraty, etaty, sympatie, psy i koty, wszystko nie idzie zbyt szybko. Ale wkładamy w to serce, robiąc to z pasją i zaangażowaniem.

Ania: Teraz montujemy nasz najnowszy klip do piosenki Klucz i będzie to coś naprawdę wspaniałego.

Zostaje nam czekać…

Zosia: Czekać, wspierać i przychodzić na koncerty.

Fot.: fb Wilcze Jagody


Klip do piosenki Klucz ukazał się po naszej rozmowie, a można obejrzeć go poniżej.

Wilcze Jagody - Klucz (Official Video)

 

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *