My mamy swój plan na starość! – wywiad z zespołem Oczi Cziorne

Oczi Cziorne powróciły i mam nadzieje, że tym razem na dłużej. Żywa legenda trójmiejskiej alternatywy, zespół oryginalny, jak mało który na polskiej scenie muzycznej wydał po długiej przerwie album zatytułowany aoeiux. O przeszłości, nowej muzyce, inspiracjach na płycie i najbliższej przyszłości z Jowitą Cieślikiewicz i Anną Miądowicz rozmawiał Jakub Pożarowszczyk.

Zaskoczyłyście tym powrotem. Dlaczego aż długich 12 lat czekaliśmy na powrót i nową muzykę Oczi Cziorne?

Jowita Cieślikiewicz: Zaskoczyłyśmy? – to cudownie, bardzo się z tego cieszę, aż chce mi się powiedzieć, że właśnie o to nam chodziło! No ale tak nie było, oczywiście tego nie planowałyśmy…

Ostatnio mówiąc w wywiadzie o trudnościach, z jakimi się borykałyśmy w czasie po wydaniu pierwszej płyty, złapałam się na tym, że strasznie narzekam. Ale faktycznie nie było łatwo, przeżywałyśmy nasze osobiste trudne momenty, a do tego zabawa w zespół przestała być lekka, łatwa i przyjemna. Sprawy organizacyjne nas przerastały, załatwienie koncertu i zebranie składu, zmiennego w tamtym momencie, było mega wyczynem. Wspomnę tutaj słowa dziennikarki z Trójki Anity Bartosik, która w audycji „Historia Pewnej Płyty“ powiedziała, że głównym powodem przerw i niezaistnienia zespołu Oczi Cziorne był niewątpliwie brak menagera!

Mimo wielkiej chęci do grania i częstych rozmów z Anią na ten temat, zwlekałyśmy z tym, mając świadomość, z czym ten powrót się wiąże, miałyśmy dużo wątpliwości i obaw. No i jak sie okazało trochę potrzebowałyśmy impulsu  i wsparcia z zewnątrz. Czasem łatwiej jest zrobić coś całkiem nowego, nieznanego niż wrócić do starego.

Nazywa się Was „pierwszym polskim girls bandem”. Ciekawy jestem jak odnosicie się do takiego określenia waszego zespołu?

J.C.: Uważam, i chyba cały zespół tak sądzi, że mimo żeńskiego składu Oczi Cziorne nie były girls bandem. Czy wszystkie zespoły z męskim składem to boys bandy? To są zazwyczaj produkcyjne twory, do których angażuje się chłopców bądź dziewczynki. A my kreujemy same.

Ale fakt, że Wasze nagrania są bardzo kobiece. To istna manifestacja, że tak ujmę, dojrzałej kobiecości. Ba! Można Was nazwać zespołem feministycznym. Moje tropy są dobre? Czy to jest jednak zbyt pochopne zaszufladkowanie?

J.C.: To zależy, jak się definiuje pojęcie feminizmu, bo potocznie różna może być interpretacja takiej etykietki. Trochę jesteśmy, trochę nie jesteśmy zespołem feministycznym, każda z nas inaczej to czuje, a odbiorcy mogą mieć swoją wizję. Ja generalnie nie lubię szufladkowania! Ale jeśli – to kobiecość bardziej pasuje do określenia charakteru zespołu i muzyki…

Jeszcze jedno pytanie odnośnie przeszłości. Dwanaście lat temu Wasz debiut zrobił trochę zamieszania, czego apogeum była nominacja do Fryderyka. Co się stało, że jednak zakończyłyście wówczas karierę wkrótce po premierze krążka?

J.C.: Faktycznie mogło tak wyglądać, jakbyśmy wkrótce po wydaniu tej wymarzonej przez nas płyty zniknęły ze sceny. Może nasze działania promocyjne nie były wystarczająco spektakularne. Jednak przez kolejne 2-3 lata grałyśmy koncerty, w zespole pojawiali się goście, wydaliśmy singla z piosenkami Nr1 i Miód Malina, zagraliśmy koncert w radiowej Trójce (z udziałem Marcina Świetlickiego i Antoniego Ziuta Gralaka), wystąpiliśmy na niemieckim festiwalu Kultur Europy w koncercie zatytułowanym „Ladies in jazz“ – to takie ważniejsze wspomnienia.

Tak czy inaczej zapał się skończył, zabrakło nam wytrwałości i sił na dalszą „walkę“. Może był to również wynik rozczarowania tym, że wydana płyta nie otworzyła przed nami „bram do kariery“?

Skupmy się na tekstach z aoeiux, bo to one są dla mnie najważniejsze i powiem szczerze, bardzo mi się podobały, mimo, że jestem przedstawicielem chromosomu Y. Utwór tytułowy opowiada o innych perspektywach dla kobiet, które mogą się ujawnić po okresie przekwitania. Nie boicie się oskarżeń o deprawację dojrzałych matron?

Anna Miądowicz: Pozwolę sobie odpowiedzieć na pytania o teksty, jako główny Oczowy  „pisarczyk”. To miłe, że nasze teksty podobają się również męskiej części odbiorców. Deprawacja starszych pań? Dla tych, którzy nie mają poczucia humoru faktycznie może to tak zabrzmieć, ale my miałyśmy doskonałą zabawę przy okazji powstawania tej piosenki. Zaczęło się od pomysłu, który przyniosła Jowita przeczytawszy artykuł w jednym z babskich pism na temat ćwiczeń mięśni twarzy aoeiux, które powstrzymują powstawanie zmarszczek. Zaczęłyśmy improwizować tekst na jednej z prób, zwrotek powstało dużo, a na płytę trafiły tylko te najłagodniejsze fragmenty, bardziej pikantne czekają na specjalną okazję koncertową. Starość nie kojarzy się dobrze, taki jest stereotyp, więc dlaczego nie próbować go złamać? My mamy swój plan na starość!

W Babim dole dostaje się nam, mężczyznom, którzy wolą iść w tan niż spędzać czas ze swoją kobietą. A może w tym kawałku jest drugie, głębsze dno, a mianowicie teza, że z kondycją współczesnych mężczyzn jest bardzo źle?

A. M.: Absolutnie nie było moim zamysłem komentowanie kondycji współczesnego mężczyzny, kiedy pisałam ten tekst. Jest to raczej apoteoza męskości powstała w wyniku wielu obserwacji kobiecego świata. Mimo, że często narzekamy na mężczyzn swoich i cudzych, to w momencie, kiedy następuje tak zwany brak – „łamie nas w pół”. To jest bardzo proste (śmiech).

Bardzo podoba mi się Wasze brutalne podejście do miłości w utworze Chemia miłości, którą sprowadzacie do reakcji chemicznych. Skąd ten dekadentyzm w odniesieniu do tego uczucia?

A.M.: Chemia jest moją ulubioną piosenką z tej płyty i nie będę ukrywać, że tekst jest bardzo osobisty. Zakochanie jest cudownym euforycznym stanem, który jest podobny do narkotycznej ekstazy. Zmienia się wtedy chemia mózgu i nie ma w tym żadnej dekadencji, tylko wydziela się fenyloetyloamina, substancja która jest odpowiedzialna za nasze miłosne uniesienia –  tak mówią naukowcy. Może to i brutalne podejście do sprawy tak ważnej jak miłość, ale zainspirowało mnie i widzę, że porusza także odbiorców, a to chyba najważniejsze.

O jakie myśli chodzi w Natręctwach?

A.M.: To takie nasze kobiece natręctwa dotyczące diety, wyglądu, który się zmienia z upływem czasu, czasami obsesyjnej wręcz troski o zdrowie i kondycję fizyczną. Fakt, że o to pytasz utwierdza mnie w przekonaniu, że mężczyźni nie do końca rozumieją nasze dylematy (śmiech).

Kim jest Zła Pantera?

A.M.: Zła pantera powstała dawno temu, kiedy to jeszcze śpiewała z nami Marta Handschke, i to jej pomysł. Nigdy nie dowiedziałyśmy się, kogo Marta miała na myśli…  Po latach, przygotowując materiał na aktualną płytę, wróciłyśmy do tej niedokończonej piosenki. Dopisałam do teksu Marty jeszcze dwie zwrotki i tak powstała całość. Moja pantera to taka femme fatale, która kradnie serca, a jednocześnie tęskni za tą jedyną miłością.

Zapytam się jeszcze o teksty jako całość. Jak należy je interpretować? Może wyjdzie na wierzch moja męska szorstkość i brak zmysłu interpretacyjnego, ale wskażcie drogę potencjalnemu słuchaczowi. Czy liryki traktować z przymrużeniem oka, szczególnie, że one w połączeniu z muzyką mają coś z muzyki kabaretowej, czy jednak traktować je całkiem na poważnie?

A.M.: W zasadzie nie ma jednej reguły – w większości naszych piosenek puszczamy do potencjalnego słuchacza przysłowiowe Oczko, ale też są takie bardziej refleksyjne, z kropelką melancholii. Z wiekiem coraz bardziej potrafimy się śmiać ze spraw, które kiedyś były dla nas śmiertelnie poważne. Teraz nabrałyśmy większego dystansu i do siebie i do naszej rzeczywistości.

"AOEIUX" OCZI CZIORNE

Jakie macie plany na przyszłość? Koncerty? A może plany kolejnego krążka? Czy będziemy czekać ładnych parę lat na nowe nagrania Oczi Cziorne?

J.C.: Prawdę mówiąc nie mamy konkretnych planów na przyszłość poza dosłownie kilkoma koncertami w najbliższych miesiącach. Od momentu wydania płyty spotkaliśmy się przy okazji występów, ale nie było okazji na spokojne rozmowy i snucie planów na przyszłość. Czy będzie kolejna płyta – na razie trudno powiedzieć. Osobiście mam już wielką ochotę na zajęcie się nowymi piosenkami i powolutku, po cichutku „klecę“ jakieś pomysły. Ale chciałabym, aby nowy materiał powstawał inaczej niż poprzednio, trochę może absurdalnie powiem: z większą swobodą czasu. Poprzednia płyta, mimo że powstawała 3 lata, to jednak pod dosyć dużą presją, szczególnie w pierwszej fazie pracy – tworzenia programu. W związku z tym, patrząc na to, co było i na to co jest  teraz, można założyć, że kolejnego albumu w tym roku nie będzie! No może mała EP-ka… Czas pokaże, ciągle się przekonujemy, że życie jest pełne niespodzianek!

Wiem, że bardzo rzadko występujecie na żywo, ale też wiem, że te koncerty, które się odbyły zebrały pochwały. Nie kusi ruszyć z trasą po kraju z tym materiałem?

J.C.: To fakt, rzadko występujemy na żywo. Ale to nie dlatego, że nam się nie chce. Wręcz przeciwnie, cały zespół zgodnie marzy o tym, żeby grać więcej koncertów. To lubimy najbardziej! Bardzo chcemy pojechać w trasę lub choćby małą traskę, ale na razie samodzielnie zajmujemy się organizacją koncertów i nie przychodzi nam to z łatwością. Trochę liczymy i czekamy aż pojawi sie „książę z bajki“ (nie musi być na białym rumaku) i powie: „Chcę być Waszym menagerem i sprawić, że cały świat stanie przed Wami otworem, zorganizuję wszystko, o czym marzycie!“

A wtedy my rozwiniemy skrzydła twórczości.

Dziękuję za rozmowę!

Fot.: cantaramusic.pl.

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *