Na imię mu liść… – Walfad – „An Unsung Hero, Salty Rains & Him” [recenzja]

Muzycy z Walfad, w komentarzu zamieszczonym w książęce do płyty An Unsung Hero, Salty Rains & Him, wyrażają nadzieje, że po latach będą z przyjemnością wracać do tego wydawnictwa, a ono samo, stanie się perłą w ich dyskografii. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że tak będzie.

Nazwę Walfad nawet przeciętny słuchacz progresywnych dźwięków mógł jeszcze do tej pory nie zarejestrować. Grupa powstała kilka lat temu w Wodzisławiu Śląskim, a już w 2013 roku doczekała się swojego debiutanckiego krążka Ab Ovo, który – powiedzmy sobie szczerze – daleki był od ideału. Jest on raczej potwierdzeniem faktu, że grupa nie bardzo wiedziała przed nagraniem debiutu, jaką ścieżką podążyć i szukała po prostu własnej tożsamości i stylu. Jednak już wtedy krytycy zwrócili na nią swoje baczne oczy, a sami muzycy czym prędzej zabrali się za skomponowanie następcy debiutu i próby dokonania nowego otwarcia, w krótkiej jeszcze karierze Walfad.

Na krążku znajdziemy tylko pięć kompozycji. Jedną bardzo długą, klasyczną prog rockową suitę i cztery krótsze formy. Należy też dodać, że Walfad wydali album w dwóch wersjach językowych: anglo- i polskojęzycznej. Ja miałem przyjemność odsłuchiwać i recenzować tę pierwszą wersję, czyli w języku Szekspira.

Stylistycznie Walfad lokuje się w granicach współczesnego rocka progresywnego. To tyle, jeśli chodzi o szufladkowanie, ale warto wspomnieć, że kanwą każdej kompozycji zespołu jest dobra, charakterystyczna melodia i delikatne instrumentarium oparte na spokojnej grze perkusji, melodyjnej partii basu i plamach instrumentów klawiszowych. Wydaje się, że jednak głównym aktorem jest tutaj Wojciech Ciuraj, wokalista, gitarzysta i autor wszystkich tekstów na płycie. Barwa jego głosu jest pełna ciepła i pastelowych brzmień, a na pierwszy rzut oka przypomina bardzo Tomka Różyckiego z Believe. Ciuraj świetnie sprawdza się jako gitarzysta solowy, wydobywając z gitary piękne, wysmakowane dźwięki, będące prawdziwym ozdobnikiem utworów Walfad. Wszystko to złączył w jedną całość przy stole produkcyjnym Ryszard Kramarski znany fanom progresji z Millenium, który zresztą podjął się trudu wydania krążka we własnej wytwórni, czyli Lynx Music.

Walfad - Sullen Lady

Sullen Lady rozpoczyna płytę. To dosyć żwawy utwór, oparty na kąśliwym riffie gitary i świetnej, jednej z wielu na płycie, partii basu Macieja Kucharskiego. Naprawdę, instrumentalne momenty potrafią zachwycić na An Unsung Hero, Salty Rains & Him, jak ten właśnie w środku Sullen Lady, gdzie zespół zwalnia, a wybrzmiewa łkająca gitara odegrana z niezwykłym wyczuciem i pietyzmem, by po krótkim solo klawiszy powrócić na właściwy, początkowy tor piosenki. Four Fingers jako kolejna z krótszych kompozycji ma sporo mocnych gitar, ale i kapitalnych momentów, jak indywidualne partie kolejno: basu i gitary. The Dance Of A Straw-Man wita nas ostrymi gitarami i gęstymi klawiszami. Jednak, podobnie jak w poprzednich kompozycjach, tutaj Walfad prezentuje kontrasty, bo przez moment na placu boju pozostaje sam wokalista do przygrywających mu klawiszy, aby znowu uderzyć nas ścianą gitar i klawiszy. Świetnie taka dychotomia sprawdza się, dynamizując utwór i unikając nudy. Satan’s Tears zachowany z początku w balladowej konwencji z fajnym, wpadającym w ucho solo gitary wykorzystywanym jako motyw przewodni utworu, niewinnie płynie ku końcowi, jednak czasami ów nastrój spokoju i błogości przerwany zostaje ostrzejszymi gitarami i wiercącymi w uszach partiami klawiszy.

To tyle o krótszych kawałkach, czas na creme de la creme. Suita zatytułowana Leaves w dawnych czasach zajęłaby całą stronę płyty winylowej. Tutaj jest wciśnięta na drugie miejsce na trackliście. Robi wrażenie od pierwszych wersów Wojciecha Ciuraja: Do not rush him now, now when he’s falling/You are watching his brave and acrobating flight… Chociaż może powinienem cytować polskie teksty, bo te angielskie są jednak tylko przekładem. Co nie zmienia faktu, że tego słucha i czyta się to doskonale. Leaves w swojej strukturze układu kompozycji jest praktycznie programową rockową suitą. Nie jest to jednak przegadany utwór, partie solowe są w rozsądnych długościach; co jednak ważne – Walfad daleki jest od pustego popisywania się. Dokładnie zaplanowana jest każda nuta, solówka, tematy, przejścia, co wszystko składa się summa summarum w jedną, logiczną całość. Moment przejścia w kolejne partie suity jest naturalny, niewymuszony, słuchacz czuje w tym wszystkim płynność i harmonie. Są cudowne momenty, jak akustyczne brzmienia w części nazwanej A Hundred Lightinings, do których wokalista śpiewa:  I can see one thousand lightenings in my landscape/They seem to keep control over the Wight/The shed light, on things forgotten, Home – four walls define your territory. Piękne. Brawo dla zespołu, że udało im się stworzyć długasa bez popadania w przesadę i nie przeranażowali po prostu tego utworu.

Walfad - Chocholi Taniec

Skoro wspomniałem o tekstach, to warto się nad nimi pochylić, bo są naprawdę interesująco napisane. Wojciech Ciuraj operuje poezją, która potrafi trafić bezpośrednio do serca każdego słuchacza. Wokalista Walfad w gorzkich słowach opisuje naszą codzienność i bolączki społeczeństwa, jak w Sullen Lady: People still Whiting for mesiah/Day in, Day out, at work so degrading. W And His Nam is Leaf (w jednej części suity Leaves) Ciuraj oddaje piękno i tragizm ludzkiego przemijania, stosując prostą metaforę opadającego liścia. A Hundred Lightinings opisuje nam wszystkim chyba bliską tęsknotę za domem. The Dance Of A Straw-Man czyli Chocholi Taniec, ukazuje marność współczesnej popkultury, odnosząc się do słynnej sztuki Stanisława Wyspiańskiego. Podsumowując: teksty są tak samo mocnym punktem płyty An Unsung Hero, Salty Rains & Him, jak zawarta na niej muzyka.

Drugi krążek śląskich muzyków pokazuje ich wielkie możliwości. Jestem szczerze zaskoczony, bo po niemrawym debiucie nie liczyłem na zbyt wiele. A tutaj Walfad wybuchł wręcz swoim talentem, bo otrzymaliśmy spójny stylistycznie krążek, pełen świetnych, niebanalnych, pięknych kompozycji i wysmakowanych partii instrumentalnych. W dodatku z interesującym, bliskim każdemu, przekazem słownym. Tak, Walfad, to kolejny zespół z krajowej sceny rocka progresywnego, na który będę w przyszłości zwracał baczną uwagę.

Fot.: Lynx Music.

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *