Najgłębsze Południe. Opowieści z Natchez, Missisipi

W krainie Lovecrafta – Richard Grant – „Najgłębsze Południe. Opowieści z Natchez, Missisipi”

Najgłębsze Południe. Opowieści z Natchez, Missisipi Richarda Granta to reportaż fascynujący, zarówno pod względem treści, jak i formy. Rzecz dzieje się tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. W peryferyjnej dziurze w stanie Missisipi. Tytułowym Natchez, na najgłębszym mentalnym Południu. To absurdalnie niedorzeczne, a zarazem intrygujące miejsce. Miejsce, w którym czas naprawdę się zatrzymał. Zadupie będące uosobieniem najgłębszego, archetypicznego wyobrażenia o krainie zwanej Południem. Wyobrażenia, które przez lata budowała w nas kinematografia, literatura i popkultura. W powszechnej świadomości Południe USA to duszna kraina mokradeł, bagien, aligatorów i śnieżnobiałych dworków pamiętających czasy dawno minionej świetności i rasizmu; zakapturzonych mężczyzn, samosądów, nieludzkich praw Jima Crowa. To ojczyzna country, gospel i bluesa. Miejsce równie fascynujące, co przerażające. Taki jest też reportaż Richarda Granta przypominający, jak dziwna i obca to kraina.

Witajcie w naszej bajce. W Natchez nad rzeką Missisipi

Reportaż Najgłębsze Południe. Opowieści z Natchez, Missisipi działa jak wehikuł czasu. Za sprawą autora przenosimy się w miejsce, gdzie czas pod pewnymi względami naprawdę stanął w miejscu. Do krainy dawnych plantacji niewolników, z których pozostały już tylko imponujące rezydencje. A w nich odziane w krynoliny damy, jakby żywcem wyjęte z Przeminęło z wiatrem. Z nostalgią wspominające „stare, dobre czasy”, kiedy wszystko było, jak trzeba i każdy znał swoje miejsce.

Natchez nad rzeką Missisipi to mieścina sprawiająca wrażenie wielkiej symulacji. Jej mieszkańcy wyglądają i zachowują się, jakby brali udział w niekończącej się rekonstrukcji historycznej. Są śmieszni i straszni zarazem. Talent reportażysty sprawia, że chwilami wzbudzają nawet współczucie. Nie do końca wiemy, z czym przyszło się nam, czytelnikom, mierzyć. Z głęboko zakorzenionym archetypem, amerykańską specyfiką, rzeczywistością naśladującą symulację, potężnym kryzysem społecznym czy po prostu ludźmi mocno ekscentrycznymi? A może ze wszystkim po trochu?

Jak każdy wybitny reportaż Opowieści z Natchez mają w sobie tajemnicę. Zostawiają czytelnika z niedosytem, stawiają więcej pytań, niż oferują odpowiedzi. Co zresztą czyni z nich tak wciągającą lekturę.

Wymazana historia

Najgłębsze Południe to historia metaforycznie zmumifikowanych mieszkańców Natchez, którzy tkwią w niemal idealnej symulacji. Szacowne matrony zamieszkujące białe dworki oprowadzają turystów po swoich pięknych posiadłościach, opowiadając o czasach minionej chwały. To jednak symulacja rodem z najmroczniejszych dystopii, bo oto okazuje się, że dumni Południowcy wymazali ze swoich opowieści niewolników.

A musimy pamiętać, że Natchez nad rzeką Missisipi przed wojną secesyjną było znane z drugiego co do wielkości targu czarnych niewolników na całym Południu. Co zatem stało się z czarnymi bohaterami tych opowieści? Gdzie zniknęli? To oni budowali bogactwo białych plantatorów, a teraz po raz wtóry padają ofiarami przemocy, tym razem symbolicznej. Zostają bowiem skazani na zapomnienie, wymazani, jakby nigdy nie istnieli. Biali, jak niegdyś byli panami życia i śmierci swoich niewolników, tak teraz stają się panami narracji. To ich historia, ich opowieść. Mogą więc symbolicznie unicestwić swoje niegdysiejsze ofiary. Wymazać hańbiącą historię.

Indagowani przez Granta o przyczyny takiej narracji mieszkańcy Natchez zaprzeczają, jakoby kierował nimi rasizm. Wskazują, że są dumni ze swojego dziedzictwa, że pragną je pielęgnować. Jednak wyłącznie jego jasne strony. Niejako piszą więc swoją historię na nowo, konsekwentnie tkwiąc w symulacji. Celebrują swoją ekscentryczność, dawne obyczaje, udają dobrych panów, którzy raz do roku, podczas parady, w sztok pijani rozdają cukierki dzieciom z biednych rodzin. Trzeba wspomnieć, że bohaterowie reportażu Granta to postacie niezwykle barwne. To ludzie z krwi i kości, opisani w fascynujący, daleki od sztampy, sposób.

Kraina tajemnic

Takie właśnie jest Najgłębsze Południe z książki Granta. Pełne paradoksów i tajemnic. Zamieszkałe przez bohaterów, którzy ewidentnie nie przepracowali zbiorowej traumy, jaką zostawiła w spuściźnie Konfederacja.

A przecież Natchez potrafi solidnie zaskoczyć. W czasie wojny secesyjnej jego mieszkańcy opowiedzieli się po stronie Unii. Miasteczko miało czarnego burmistrza – geja, cieszącego się zresztą ogromnym poparciem i czarnych radnych. Mnóstwo tu mieszanych związków i dzieci z tychże związków. Co zatem jest nie tak z najgłębszym Południem? A może wszystko z nim w porządku, tylko my, indoktrynowani znaną z popkultury narracją nie potrafimy pogodzić sprzeczności, jesteśmy zbyt oczywiści, by pojąć niuanse? A może te wątpliwości świadczą, że właśnie daliśmy się uwieść opowieściom z Natchez, Missisipi? Tak bardzo, że zawiódł nas kompas moralny?

Bez odpowiedzi

Richard Grant to reportażysta obdarzony wielkim talentem, z nieomylnym radarem pozwalającym wyszukiwać fascynujące, wielowarstwowe historie. I równie niejednoznacznych, skomplikowanych bohaterów, którzy opowiadają wciągające, fascynujące historie. Lektura Najgłębszego Południa. Opowieści z Natchez, Missisipi zostawia nas jednak z niedosytem i pytaniami bez odpowiedzi. Z poczuciem moralnego niepokoju oraz wrażeniem, że właśnie obcowaliśmy z Tajemnicą. Grantowi udało się zawrzeć w słowach nieuchwytną tajemnicę człowieka i jego losu, tajemnicę zamkniętej społeczności. Bez potępiania jej w czambuł, bez moralizowania. Bez udawania, że wie o bohaterach więcej, niż chcą mu wyjawić i stawiania się ponad nimi.

Mamy tu wszystkie składowe udanego reportażu. Nietuzinkową historię, niejednoznacznych bohaterów, możliwość obcowania z zagadką ludzkich wyborów. Reportaż z najgłębszego Południa wychodzi poza ramy dokumentów o lokalnej egzotyce, dziwnym folklorze czy wzbudzającej mimowolny niepokój i nieufność społeczności, kultywującej rytuały z dawno minionej epoki. Wychodzi też poza ramy satyry, w którą łatwo mogłaby popaść, gdyby autorowi zabrakło empatii i wyczucia.

Na szczęście dla czytelników Grant uniknął wszystkich tych pułapek i dał nam ekscytującą, napisaną żywym, przystępnym językiem opowieść o umierającym miasteczku, gdzie wciąż paradują korowody duchów przeszłości, a historia, ta odległa i ta niedawna tworzą z teraźniejszością opowieść, która mogła wydarzyć się tylko w Ameryce.

Fot.: Wydawnictwo Czarne


Przeczytaj także:

Recenzję książki Brudne lata trzydzieste

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *